środa, 20 stycznia 2021

DeathOrchestra - Symphony of Death (2020)


Nie od dziś wiadomo, że orkiestra symfoniczna i muzyka metalowa wzajemnie bardzo się lubią. Wykorzystują ją z powodzeniem takie grupy jak fiński Nightwish czy niderlandzka Epica, dwukrotnie z orkiestrą wystąpiła Metallica, bogato wychodzi z takimi formacjami jak włoskim Fleshgod Apocalypse, norweski Satyricon czy grecki Septicflesh. Co się jednak stanie jeśli wokół orkiestry oprze się twórczość legendarnego amerykańskiego death metalowego zespołu Death? Odpowiedź kryje się w projekcie DeathOrchestra, założonym przez rosyjską formację Buicide (do 2004 roku grającej jako Beatiful Buicide), która razem z Olympic Symphony Orchestra zrealizowała i zagrała specjalny koncert trybutowy poświęcony twórczości Death w Opera Concert Club w Sankt Petersburgu. Rezultatem jest także wydana pod koniec grudnia zeszłego roku płyta będąca częściowym zapisem tego niezwykłego połączenia. Jak zatem wypada Death w wersji symfonicznej?

 

Zamaszyste i bardzo filmowe brzmienie zyskał "Voice of the Soul" z z siódmej i zarazem ostatniej studyjnej płyty Death zatytułowanej "The Sound of Perseverence", które stało się znakomitym i intrygującym otwieraczem na miarę "Ecstasy of Gold" Ennio Morricone wykorzystywanego przez Metallikę, tylko że wykonanym dużo ciekawiej i z większym pomyślunkiem w kwestii łączenia gitar i orkiestry z przewagą stawiania na akustykę. Równie potężnie wyszedł "Crystal Mountain" z "Symbolic", które z kolei uwzględniło również perkusję. Jest ostro, bogato, ale i zarazem bardzo selektywnie. Orkiestra, perkusja i gitary znają swoje miejsca. Nikt nie wysuwa się ponad szereg, nie przytłacza, a jednocześnie zadbano, by było gęsto i niezwykle klimatycznie, a przy tym nawet nieco orientalnie. Znakomita robota. Na trzecim miejscu znalazł się "Zero Tolerance" także z albumu "Symbolic", który również zaskakuje znakomitym prze-aranżowaniem materiału źródłowego. Jeden z najcięższych i najbrutalniejszych kawałków Death zyskuje na świetnej atmosferze poprzez dodanie do niego gęstej, mrocznej orkiestry, która świetnie uzupełnia ostry riff i ciężki, duszny, niemal doomowy bas. Genialnie wypadają tu przepięknie odtworzone solówki, a koncertowe, dość surowe brzmienie wypada wręcz fenomenalnie i niezwykle energetycznie. 


"Scavenger of Human Horror" oryginalnie pochodzące również z "The Sound of Perseverence", które uderza jako następne również poraża świetnym balansem między metalowym ciężarem, a filmową orkiestrą. Numer ten wypada naprawdę smakowicie, a muzycy genialnie bawią się atmosferą i neoklasyczną stylistyką. Zachwyty publiczności, która również została uchwycona na nagraniach, wypadają z kolei bardzo naturalnie i niesamowicie szczerze, co z krótkim wyciszeniem i płynnym przejściem do pasażu z gitarową solówką i potężnym rozbudowaniem i finałowym rozpędzeniem wypada fenomenalnie. Po nim czas na "Spirit Crusher" także pochodzący z "The Sound of Pereverance", który z początku może zabrzmieć niczym wyrwany z którejś z płyty Megadeth albo wczesnej Metalliki, ale wraz z dołączeniem orkiestry zmienia się cały klimat. Tu również jest bogato, ciężko, mrocznie, gęsto i filmowo, a przy tym bardzo nietuzinkowo. Grupa nie odgrywa bowiem oryginalnych ścieżek nuta w nutę, a z powodzeniem dopasowuje je do orkiestrowego tła, które znakomicie się uzupełnia z perkusją i gitarami, nie będąc jednocześnie zbędnym, przeszkadzającym dodatkiem jak ma to miejsce w  kilku miejscach na obu "S&M" Metalliki. Na przedostatniej pozycji znalazł się "Destiny" z "Individual Thought Pattern", który zaczyna się bardzo klimatycznym wejściem samej orkiestry, by po chwili wybuchnąć ostrym perkysujno-gitarowym wjazdem przepięknie połączonym z orkiestrą. Na deser wpada świetna, bardzo ciężka i potężna wersja "Pull the Plug" z płyty "Leprosy". Genialnie pokazuje się tutaj zarówno geniusz Death i Chucka Schuldinera, jak również rosyjskich muzyków i towarzyszącej im orkiestry. Szokiem może być pojawienie się w tymże sekcji dętej, która wygrywa pierwszą połowę solówki, ale za to wypada ona niezwykle świeżo i ciekawie.


Wydawać by się mogło, że DeathOrchestra decydując się na połączenie dźwięków legendarnej kapeli Chucka Schuldinera z orkiestrą symfoniczną, porywa się z motyką na słońce, tym bardziej, że oryginalne numery nie były pisane z myślą o orkiestrze. Co prawda materiał, który znalazł się na płycie pochodzi w przeważającej z okresu flirtu Death z death metalem progresywnym, ale i tak robi to naprawdę spore wrażenie. Aranże są odważne, ale nie przesadne, a zarazem nie są oszczędne czy zrobione na szybko, na kolanie. Przebudowanie oryginalnych ścieżek na aranże z orkiestrą przy zachowaniu ostrego, ciężkiego brzmienia, surowości i pazura oryginałów udało się tutaj znakomicie, świeżo i naprawdę porywająco. Warto jednak też zauważyć, że w porównaniu do oryginalnych numerów są one też nieznacznie wolniejsze i spokojniejsze, co ma sens, bo dzięki temu nie ma przytoczenia, ani wrażenia, że każdy z muzyków gra sobie, a muzom. Co zaskakujące, wszystkie utwory są grane wyłącznie w wersji instrumentalnej, nie ma tutaj odtwarzania wokali czy nawet próby dostosowywania go do nowych aranży, co z jednej strony pozwala się w pełni cieszyć pomysłem, precyzją wykonawczą oraz techniczną i umiejętnościami instrumentalnymi muzyków, a z drugiej nieco zaskakuje pod względem podejścia. Bardzo jestem bowiem ciekaw jak zabrzmiałyby te aranże z wokalami, niekoniecznie nawet growlowanymi, bo słychać, że w wielu miejscach musiałoby być miejsce na czyste. 

Szkoda też, że nie pokuszono się na więcej utworów z czysto death metalowej ery, bo wyraźnie słychać, że to właśnie w tych numerach drzemał prawdziwy i największy potencjał. Jeśli jednak wierzyć skąpym informacjom o projekcie, które można znaleźć w internecie - płyta nie jest pełnym zapisem koncertu, a jedynie selekcją i to zaledwie siedmiu kawałków ze znacznie dłuższego koncertu. Łączny czas trzydziestu sześciu minut pozostawia więc słuchacza ze sporym niedosytem, ale jest to jednocześnie ten miły niedosyt, który daje nadzieję, że być może na tej jednym albumie się nie skończy, a nawet gdyby miałoby tak być to zarówno Buicide, jak i zaproszonej orkiestrze należą się ogromne brawa, bo wykonana tutaj robota jest naprawdę fantastyczna i jestem niemal pewien, że Chuck Schuldiner uśmiecha się gdzieś tam w górze, ciesząc się, że wspaniałą muzyka, którą zostawił wciąż zachwyca i otrzymuje tak genialne interpretacje.

Ocena: Pełnia


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz