niedziela, 5 maja 2019

Weekend Chorwacki: From Another Mother - ATATOA (2019)


Chorwacja ze swoimi zespołami rockowymi nie przestaje mnie zachwycać. Zagrzebska formacja From Another Mother dołącza bowiem do grona grup z tego państwa, które warto poznać i śledzić, nawet jeśli z dużym prawdopodobieństwem nigdy nie zawitają do nas, choćby nawet żeby zagrać krótki koncert jako support któregoś z większych zespołów. Co znalazło się na ich drugim albumie studyjnym ukrytym pod tajemniczym tytułem "ATATOA"?

Panów jest trzech i tak jak każda chorwacka kapela uwielbiają żonglować stylistyką - w ich wypadku mamy więc trochę punk rocka, trochę alternatywy w duchu indie, math rocka i hardcore'a, a wszystko w sosie Biffy Clyro, The Dillinger Escape Plan, a nawet Nirvany. Niechaj jednak nikogo nie odrzucą te porównania, tym bardziej że panowie w notce, sami się tak opisują, a jak to zwykle też bywa u Chorwatów, ta żonglerka jest zaskakująco dobrze podana i po prostu smaczna. Zadebiutowali w maju 2015 roku czteroutworową epką ""Bratebra", a styczniu 2017 roku pełnometrażową płytą "Epilepir", do którego właśnie dołączył wydany 22 marca roku dwóch tysięcy dziewięćsiłów "ATATOA", który brzmi tak, jakby był nagrany na setę, co prawdopodobnie mogło mieć miejsce, bo tercet uwielbia, jak wynika z notatki prasowej, grać żywiołowe koncerty i zacierać granicę między sceną, a tłumem, a tym samym zarażać energią, kontrolowanym chaosem i przyjaznymi wibracjami. I rzeczywiście słychać to na tej dziewięcioutworowej płytce, która trwa niespełna trzydzieści pięć minut.

Trio startuje z utworem zatytułowanym "May", który nie odnosi się do pory roku, a jak oznajmia głos na samym jego początku - do dziewczyny o takim imieniu. Po tym wstępie od razu wchodzą energetyczne gitary i perkusja utrzymane w lekkim, popowym wręcz tonie, które raz po raz są kontrastowane szybszymi, punkowymi wjazdami i pokręconą partią gitary, gdy już się całość rozkręci do noise'owo matematycznego instrumentala. W drugim utworze zatytułowanym "Supernova" panowie też na początku usypiają czujność niemal popowym wstępem opartym na lekkim, prawie szeptanym wokalu i lekkich tonach gitary, a dopiero po chwili robi się ostrzej, ponownie nieco punkowo, atonalnie, a zarazem melodyjnie, by następnie znów przejść do wietrznego bujania, które to z kolei znów rozkręca się do rozpędzającej się ostrzejszej partii o takim właśnie trochę Nirvanowym posmaku, które nagle się wycisza i przechodzi do powtórzenia sennej gitary z początku. Szybki przeskok do "First things first" w którym sprawy nabierają tempa i robi się zdecydowanie szybciej, choć nie oznacza to, że panowie i tu na chwilę nie wyciszą. Jest precyzyjnie, trochę punkowo, trochę noise'owo, a zarazem na swój sposób lekko, przebojowo i melodyjnie, gdy w instrumentalu pojawia się solidna, choć krótka solówka utrzymana w stylistyce po której panowie się poruszają.

W "Walnut" wita nas odrobina atonalnych dźwięków gitary, po czym panowie płynnie przechodzą do kolejnej porcji niemal popowych melodii o lekkim charakterze, świetnie jednak kontrastowanych nieco ostrzejszymi wejściami, by wreszcie zaskoczyć nieco bardziej technicznym, matematycznym finałem który gdyby go podkręcić faktycznie mógłby być częścią pierwszych płyt The Dillinger Escape Plan. Łagodnie, choć trochę niepokojąco zaczyna się utwór piąty "I will anote", w którym panowie bawią się wręcz bluesem, podkręcając go do punkowych brzmień i doskonale pokazując, że trzy instrumenty wystarczą, by zrobić rzecz naprawdę kapitalną, a do tego w tym wypadku ze świetnym surowym brzmieniem stojącym nieco w opozycji do pozostałej zawartości albumu, ale też świetnie wpisujący się w szerokie zainteresowania dźwiękowe Chorwatów. Na pozycji szóstej znalazł się zaś kawałek o przekornym w tym wypadku tytule "Song number 9" w którym nie ma już wstępów, a od razu jest szybko, energetycznie, choć nie brakuje tutaj także łagodniejszych kontrastów i zwolnień, które doskonale do siebie pasują. Fantastycznie wypada w nim także finał, który znów przypomina trochę o The Dillinger Escape Plan, ale nie ma tu także mowy o kopiowaniu, a o bardzo zbliżonej wrażliwości. "Slightly wrong" znajdujący się na pozycji siódmej ponownie zaczyna się delikatnie, ale po chwili przyspiesza - wcale nie tak szybko czy ostro, ale w znakomity pokręcony sposób,przyprawiający o ciarki łączeniem alternatywnego podejścia, matematycznej precyzji, punkowej zadziorności i znów niemal popowej ekspresji.


Dwie ostatnie kompozycje na "ATATOA" to kolejno "Keep your head" i "Baited". W tej pierwszej jest od początku bardzo porywająco, dość szybko i melodyjnie, choć niekoniecznie ostro,bo brzmienie jest bardzo przejrzyste i łagodne, ale idealnie wpisujące się w przekaz tria. Wyciszenie w końcowej części tego numeru ma zaś w sobie wręcz coś z jazzu i gdyby tylko panowie pokusili się o rozpędzenie z sekcją dętą, na koniec byłoby prawdziwe, czyste szaleństwo, zamiast tego tym właśnie wyciszeniem, panowie kończą, by następny, a zarazem ostatni numer zacząć od basu i przejść w szybszy, a zarazem najostrzejszy na płycie fragment. W tym całym pędzie jest jednak miejsce na czyste brzmienie, idealnie wyważone zwolnienia i czyste wokal, bo właściwie na całym krążku nie ma krzyku. Tu także panowie bawią się formą i na koniec pozwalają sobie na instrumentalną część, która aż się prosi o jakieś dłuższe rozbudowanie. Zamiast niego znów kończą delikatnie wyciszeniem i akustyczną klamrą.

Ocena: Pełnia
Nie wiem co jest takiego w chorwackiej muzyce rockowej, że brzmienia, które nie powinni zachwycać, bo są powtórzeniem tego, co wszyscy znamy - w ich wypadku z punka, math czy nawet indie rocka - są tak porywające, proste, ale bynajmniej nie prymitywne. Nie ma tutaj przesłodzenia, silenia się na kopiowanie, nawet jeśli pewne skojarzenia nasuwają się same, nachalnych popisów i próby pokazania że w tej czy innej stylistyce można grać szybciej, mocniej czy choćby nawet gęściej. Nic z tych rzeczy. From Another Mother bierze to, co najlepsze z interesujących ich styli oraz gatunków i podaje to w świeżej, wciągającej formie, a przy tym naprawdę solidnej. Po całości można poczuć co prawda pewien niedosyt, bo jest to materiał krótki, ale za to bardzo zwarty. Brakuje także odrobiny większego szaleństwa, odrobiny chaosu, bo całość jest nie tyle precyzyjna czy wyważona, ale także bardzo czysta i naturalna,wreszcie nie stroniąca od ekspresji i co zaskakujące sporego jak na ten typ grania minimalizmu, chłodu i wręcz niepokojącej lekkości i smutku. Jeśli tak ja uwielbiacie chorwacką scenę rockową, to nie mam wątpliwości, że "ATATOA" się Wam spodoba, jeśli nie jesteście jeszcze jej fanami, to drugi album From Another Mother, będzie świetnym startem, a nawet jeśli nie staniecie się fanami tych czy innych Chorwatów, to z całą pewnością jest to krążek po prostu wart uwagi, bo coraz mniej już płyt o tak klarownej i właśnie naturalnej, wręcz zdystansowanej formule, bo jak sami siebie określają - są idealni na wesela i pogrzeby, czyli jak to się mówi u nas: i do tańca i do różańca.



Płytę przesłuchałem i zrecenzowałem dzięki uprzejmości CREATIVE ECLIPSE PR

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz