poniedziałek, 27 listopada 2017

R17/159: Ulver (26.11.2017, B90, Gdańsk)


Kiedy widziałem ich w 2014 roku, notabene również w B90, podobali mi się, choć zapamiętałem tamten koncert jako dość statyczny. Zupełnie inaczej było tym razem. Norweski Ulver promując najnowszy album "The Assasination Of Julius Ceasar" zagrał bardziej żywiołowo, a całość dopełniała świetna oprawa świetlno-wizualna sprawiając, że na w niedzielę gdański klub zamienił się w prawdopodobnie najlepszą dyskotekę w Trójmieście...



Supportu tym razem żadnego nie było, choć Ulver nie zaczął od razu. Koncert bowiem otworzył solowy występ Stiana Westerhusa, czyli obecnego gitarzysty koncertowego norweskiej grupy, który na tle drone'owych szumów i noise'owych rozpędzeń, także przy pomocy smyczka zagrał kilka numerów śpiewając do niego swoim bardzo ciekawym, wysokim głosem. Mniej więcej pół godziny później na scenie gdańskiego klubu pojawiła się reszta zespołu, w tym oczywiście niezastąpiony Kristoffer Rygg. Większego zaskoczenia pod względem repertuaru spodziewać się nie należało i tym razem, bo panowie zdecydowali się na poświęcenie całego koncertu ostatniej, czyli najnowszej płycie wraz z wydaną dwa tygodnie wcześniej epką "Sic Transit Gloria Mundi".


Norwedzy jednak nie zagrali nowej płyty i epki w kolejności takiej jak na obu nowych krążkach, a pomieszali kolejność i miejscami pokusili się nawet na rozbudowanie poszczególnych kompozycji w stosunku do oryginałów, co szczególnie uwydatniło finałowy "Coming Home", który nabrał transowego, szalonego i niemal progresywnego wymiaru. Otworzył jednak "Nemoralia", by następnie płynnie przejść w "Southern Gothic", a następnie uderzyć świetną wersją "1969", które z kolei przeszło w mocne "So Falls The World". Po nim zabrzmiał "Rolling Stone", który kapitalnie połączył się z "Echo Chamber (Room Of Tears" z epki, a ten zaś przeszedł w "Transverberation". "Angelus Novus" połączył się z "Bring Out Your Dead", by następnie przejść we wspomniany już rozbudowany "Coming Home". Na bis panowie wyszli tylko raz i zagrali cover z najnowszej epki, czyli "The Power Of Love". Całość uzupełniały świetnie zsynchronizowane światła i wizualizacje dopasowane do poszczególnych numerów przedstawiające karnawałowe maski, jelenie, rzymskie kolumny przechodzące w budynek (prawdopodobnie Biały Dom), amerykańską flagę, twarze anioła (przypominającą trochę Matkę Boską), Jezusa, a także figury geometryczne i liczne świetlne rozbłyski, a nawet stworki wyjęte z którejś z gier z lat 80.


Dopisało także brzmienie, które w porównaniu do dość ponurej i lekkiej stylistyki obu płyt odznaczało się większą surowością, transowością, intensywnością, wręcz monumentalizmem, co szczególnie uwydatniało się we fragmentach instrumentalnych, wraz z kapitalną kulminacją w "Coming Home". Tym razem nie było też tak statycznie jak trzy lata temu, bo transowość materiału wyraźnie udzielała się Kristofferowi, który pozwalał sobie na trochę ruchu i na energiczne wspomaganie instrumentalistów na jednym z elektrycznych perkusjonalii, które stało obok niego. Pozostałym muzykom, zwłaszcza gitarzyście i programiście elektronicznej perkusji również się tn trans udzielał do tego stopnia, że na bis ów muzyk zajmujący się elektroniczną perkusją wyszedł z papieroskiem w ustach. Jak zwykle w B90 dopisała też publiczność, która na pełnej gorzkiej refleksji nad kondycją świata współczesnego muzycznej podróży Norwegów stawili się licznie. Nie ulega też wątpliwości, że był to jeden z najlepszych koncertów na jaki wybrałem się w tym roku i na którym po prostu warto było być, bo Ulver niezależnie od obranej stylistyki daje koncerty bardzo udane, a ten z całą pewnością do takich należał.

Zdjęcia własne. Więcej zdjęć na naszym facebooku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz