wtorek, 12 lutego 2013

Stratovarius - Nemesis (2013)


Nigdy nie byłem wielkim fanem fińskiego Stratovariusa, a w ostatnim czasie słabo też jakoś na poletku power metalu. Nie żeby nie było żadnej muzyki w tym gatunku, ale jakoś tak się dzieje, że większość weteranów się gdzieś zapędziła w rejony, które nie do końca do nich pasują lub wydają to samo w sposób cokolwiek nieświeży. Miłym zaskoczeniem był trzeci album Golden Ressurection, o którym będzie inszą razą, oraz czternasty (!) już album wspomnianego, legendarnego w wielu kręgach Stratovariusa.



Tak jak brzmi najnowszy album Finów powinien brzmieć nowy Helloween, tymczasem jest inaczej. Stratovarius niespodziewanie nagrał album brzmiący jakby był wyjęty z najlepszego, złotego okresu power metalu z drugiej połowy lat 80 i pierwszej lat 90. Klasycznie, soczyście, z dodatkiem progresywnych elementów, orkiestrowymi smaczkami i w tym wypadku okraszonego mocniejszym, nowoczesnym brzmieniem. I nawet jeśli wszystko już było i w jakiś sposób jest powtórzone, to naprawdę trzeba mocno się postarać, żeby umieć oczarować takim graniem na nowo. Szkoda, że Helloween poszedł w inną stronę. Jeśli posłuchać takiego "Unbreakable" wybranego na singiel można odnieść wrażenie, że to właśnie Niemcy z okresu "Keeper Of the Seven Keys". A to Finowie.
Nawet wokalista Timo Kotipelto przypomina Kai Hansena czy Michaela Kiske.W takich chwilach jeszcze bardziej brakuje ich wokali w Helloweenie.

We wspomnianym utworze jest miejsce na słodkie, ale nie przesłodzone klawisze, ostre wejścia gitar, epicki klimat i przede wszystkim porządną melodię. Następujący po nim "Stand My Ground" jest szybszy, agresywniejszy i znów trochę pachnący Helloweenem. Pozytywne wrażenie robi intro "Halcoyn Days", potem utwór trochę zwalnia i przyśpiesza ponownie na bardzo melodyjny refren. I do tego jeszcze fantastyczne klawisze Jensa Johanssona (łączące nowoczesną techniczną formułę niczym z Ayreon i twórczości Arjena Lucassena, a zarazem ta najbardziej klasyczną). Dalekie echa Helloweenu, a i dawnego Stratovariusa z Timo Tolkkim, którego już w tym zespole nie ma, zdają się pobrzmiewać w utworze "Fantasy". Ile razy już słyszeliśmy podobnych baśniowych kawałków? Nawet w ostatnim czasie było ich co najmniej kilkanaście, a jednak ten sprawia, że się uśmiechamy, słuchamy z przyjemnością, a nie zażenowaniem, znudzeniem. Warto także zauważyć bardzo sprawną grę, nowego dwudziestopięcioletniego perkusisty grypy, czyli Rolfa Pilve. Bardzo uzdolniony chłopak swoją drogą.

Stratovarius nie przesadził też ze stylistyką, która mogłaby się w pewnym punkcie przejeść, dlatego na albumie jest różnorodnie. Nowoczesne brzmienia, które ciągle gdzieś zdają się być nasączone Helloweenem, spod znaku nowych grup takich jak Forcentury przelatują w skojarzeniach, gdy słucha się "Out of the Fog". Poza tym czy nie brzmi trochę podobnie do "Occasion Avenue" Helloweenu z trzeciego "Keepera"? Takie skojarzenie i nawet nieświadome nawiązanie brzmi lepiej niż gdybym miał słuchać tego samego podpisanego przez inny, nawet znany i ceniony zespół. Nie brakuje też ballad, z tych bowiem otrzymujemy rozbudowany "Castles In the Air" czy fantastyczną, orkiestrową, wietrzną "If the Story Is Over", naturalnie z mocniejszym uderzeniem w połowie. Ale po drodze jeszcze kilka mocniejszych, melodyjnych utworów. Wpierw "Dragons", a zaraz po nim "One Must Fall", w którym nie sposób nie mieć wrażenia skojarzeń z takim Queensryche i szkoła początkującego progresywnego metalu z lat 80.
A na finał, dopiero, utwór tytułowy: ten wpierw otwiera klawiszowy wjazd, ostrzejsze zagrania gitar i całość się rozpędza. Z dużą ilością chóralnych pasaży, melodyjnych refrenów i ciekawych motywów.

Nie jest to album odkrywczy, co do tego nie ma wątpliwości. Jednakże na pewno słucha się go bardzo przyjemnie i ze sporym zainteresowaniem. Być może wielu, podobnie jak mnie zainteresuje na tyle, by ponownie sięgnąć po starsze albumy i odświeżyć je sobie z nowym bagażem wrażeń. Ponadto jest to album dużo świeższy i ciekawszy od ostatniego, również tegorocznego albumu Helloween "Straight Out Of Hell", który gdzieś zatracił ten pierwotny, klasyczny rys power metalu. Mnie Stratovarius pozytywnie zaskoczył, choć i tu pewnie wielu będzie narzekać, zwłaszcza, że praktycznie znów to samo (zagrywka, chórek, refrenik i tak dalej). Trzeba jednak przyznać, że gdyby większość zespołów z taką energią i dozą świeżości w samym choćby brzmieniu wypuszczała co jakiś czas albumy świat byłby piękniejszy. Wielu jednak w swoich gatunkach nawet zjadając ogon jak Finowie, nie potrafią wykrzesać z siebie choć najmniejszej iskry.

Ocena: 8/10

English Excerpt:

There is no doubt, that the new album of Stratovarius has anything new. Everything on this album is well known to everybody, but what is more important, "Nemesis" has really good sound and some very catchy melodies. For many it would be this album which will conveince to the rest of their discography. As well it propably will have many enemies, shouting that album is boring at so one, but in my opinion it would be very little percentage of listeners and fans of group. Many well known and influetnial band, even they already ate their tale, can't spark a single fire from their play as Finnish band did on "Nemesis" (for example the newest Helloween is terrible and bone-dry). 8/10



1 komentarz: