czwartek, 25 maja 2023

SHRVL - Limbus (2023)


Suplement do suplementu...

 

Klawiszowiec niemieckiej formacji The Ocean Collective, Peter Voigtmann, dołączył do grupy dopiero w 2018 roku, ale szybko okazał się wartościowym i ważnym członkiem zespołu. Na potrzeby dylogii "Phanerozoic" (kolejno "Paleozoic" z 2018 i "Mesozoic/Kenozoic" z 2020 roku), będącej kontynuacją "Precambriana" z 2005 roku i w pewnym sensie również "Pelagiala" z 2013 roku, nie tylko odświeżył brzmienie zespołu i dodał do niej nowej jakości, ale także miał istotny wpływ na kształt najnowszego albumu zatytułowanego "Holocene" będącym rozwinięciem ostatniego numeru z "Phanerozoic II: Mesozoic/Kenozoic", jego suplementem i dokończeniem konceptu opartego wokół er geologicznych. Ten ostatni, powstał bowiem w oparciu o pomysły Voigtmanna, który postanowił swoje pierwotne pomysły wydać jako solowy projekt, którym stał się debiutancki album SHRVL, zatytułowany "Limbus", który miał swoją premierę 19 maja, w tym samym dniu, co "Holocene" i również dostępny w rozszerzonej wersji albumu The Ocean Collective (wraz z wersją instrumentalną) jako integralna część tegoż.

W notatce prasowej do "Limbus" czytamy:  Podczas gdy Robin Staps, przejął początkowe pomysły Voigtmanna i „oceanizował” je, jak sam to określił, Voigtmann nadal realizował swoją własną wizję tych pomysłów, całkowicie bez gitar. Zaowocowało to równoległym, ambientowym albumem elektronicznym pod jego alter ego SHRVL, zatytułowanym „Limbus”. Jest częścią rozszerzongo wydania "Holocene", który zawiera również wokalne i instrumentalne wersje albumu oraz dodatkową 10-calową winylową EP-kę. Solowy album Voigtmanna oferuje intrygujące alternatywne spojrzenie na niektóre muzyczne pomysły Holocenu i głęboki wgląd w jego twórczy umysł. Płyta jako ściśle powiązana z "Holocene" i będąca częścią kampanii reklamowej związanej z dziesiątym albumem Niemców, ma nawet... niemal identtyczną okładkę. Znalazło się na nim pięć elektronicznych kompozycji, z czego jedna, trwa ponad dwadzieścia minut. Jak przedstawia się zatem muzyka Petera Voigtmanna, która stała się podstawą "Holocene"?

Zaczynamy od "Response", które otwiera wyłaniające się z ciszy, trochę niepokojącego tła, do którego szybko dołącza pianinowy ton oraz pulsujące, bardzo intensywne perkusjonalia. Nie mamy tutaj jednak do czynienia z wpływami lat 80tych, próżno szukać rytmiki dyskotekowej, bliżej tutaj do mrocznych soundtracków Vangelisa, Jean-Michelle Jarre'a, Tangerine Dream czy nawet muzyki Hansa Zimmera. Im bliżej końca, tym pulsacja staje się cichsza, jakby przytłumiona, po czym przechodzimy do świetnego "Remission", który otwierają odrobinę deszczowe tony syntezatorów, które znów mogą przywodzić na myśl Tangerine Dream. Do nich stopniowo dołączają kolejne soniczne dodatki: perkusyjna pulsacja, mroczne dźwięki w tle i jakby orkiestrowe rozwinięcia rodem z twórczości Zimmera, a szczególnie przywodzące na myśl muzykę z "Interstellara" i "Dunkierki". Całość znacząco przyspiesza od drugiej połowy utworu, gdy rozwija się tłustym, perkusyjnym bitem i mroczniejszą elektroniką.


Numer trzeci nosi tytuł "Relapse". Ten wita mrocznym, niepokojącym ambientowym tłem opartym na nieco horrorowych tonach, ale także dźwiękach, które od razu kojarzą się z twórczością The Ocean. Całość stopniowo uzupełniają deszczowe klawiszowe tony oraz pełne smutku jakby kobiece zaśpiewy, które ustępują miejsca perkusyjnym pyknęciom, które szybko rozwijają się w jakby klaskanie. Progresja tego numeru jest kapitalna i bardzo złowieszcza zarazem. A końcowe wyciszenie mogące nieco kojarzyć się z ponurą, jakby pozytywkową wersją motywu przewodniego z "Amelii" (do której muzykę napisał Yann Tiersen) przyprawia niemal o ciarki. Przedostatni, czwarty utwór, nosi tytuł "Recovery" i wyłania się z ciszy elektronicznym tonem znów mogącym kojarzyć się z Tangerine Dream czy Hansem Zimmerem. Dołączają do niego pulsujące, wielowarstwowe perkusjonalia oraz kolejny deszczowy klawiszowy ton. Szczątkowa melodyka ponownie może też przywodzić na myśl styl The Ocean Collective, co nie powinno dziwić, zważywszy na fakt, że pomysły Voigtmanna rzeczywiście zostały przeniesione na grunt brzmienia niemieckiej formacji. 

Finał, to dwudziestoczterominutowa kompozycja "Recurrence", którą wraz z elektroniczno-klawiszowymi smutnymi tonami, które ponownie kojarzą się mocno z The Ocean, otwierają nagrania terenowe z rechotem żab. Jakby skrzypcowy ton, powoli rozwija utwór, jednak od początku (i jak przez większość całej płyty) jest ponuro i duszno. Filmowy nastrój dopełniany przez rozwijającą się orkiestrację może też przywodzić na myśl twórczość Locrian czy w końcu poprzez bardzo ciemne elektroniczne tony niedawną współpracę Peturbatora z Johannesem Perrsonem, choć ani na moment nie pojawiają się tutaj ostre gitary. Zwolnienie z tykającym zegarem i perkusyjnym bitem ponownie może przywodzić na myśl wspomnianą już muzykę Hansa Zimmera do filmów Christophera Nolana. Voigtmann fantastycznie buduje w nim napięcie i gęstą atmosferę, oplatając słuchacza soniką będącą dźwiękowym zapisem tego, co dzieje się w głowie osoby pogrążonej w smutku, żałobie i depresji. Powolne, ale niemal skrajne budowanie dźwięków wypada poruszająco, wciągająco i niezwykle rozdzierająco zarazem. 

Trwający nieco ponad trzy kwadranse, "Limbus" SHRVL, to muzyka znajdująca się w zawieszeniu. Mamy tutaj do czynienia z dźwiękową podróżą opartą na dusznych, powolnych tonach, które nawet w najbardziej gęstym i intensywnym rozwinięciu pozostają ponure i pozornie nie przystępne. To nie jest ani muzyka łatwa, ani przyjemna, choć z całą pewnością niezwykła, bardzo oczyszczająca. Fantastycznie słucha się jej na słuchawkach w ciemnym pokoju lub podczas samotnego spaceru nocą po lesie. Jako uzupełnienie "Holocene" The Ocean Collective jest to z kolei pozycja tyleż obowiązkowa, nadająca najnowszej płycie Niemców wyrazistszego tła i mocniejszego kontekstu, co będąca kapitalną, jakby "rozebraną" do podstaw, zremiksowaną jej wersją. Jako materiał osobny, jest to płyta jeszcze ciekawsza, bo choć specjalnie nie rozbudowana, trudna, jest bardzo wciągająca, intrygująca, fantastycznie przemyślana i choć może nie przynosząca gatunkowi rewolucji, to pod względem swojego ciężaru i ładunku emocjonalnego, jest to płyta po prostu kapitalna i która powinna się spodobać wszystkim wielbicielom podobnych brzmień, a przy tym jedna z najciekawszych i najbardziej nieoczywistych płyt, jakie usłyszycie w tym roku. 

Ocena: Pełnia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz