środa, 6 lutego 2019

5 pytań do Band A: Została tonacja


Podczas premiery patronackiej płyty "Gdynia 1988-2018" wydanej przez Muzeum Miasta Gdyni i pierwszego z pięciu koncertów promujących wydawnictwo, 25 stycznia przeprowadziłem ekskluzywny wywiad nie tylko z Kiev Office, ale także z grupą Band A, która tego wieczoru również grała w przestrzeni muzeum. W drugiej odsłonie "5 pytań do..." rozmawiam z saksofonistą Tomkiem Gadeckim, basistą Maciejem Szkudlarkiem oraz perkusistą Michałem Gosem o ich interpretacji utworu "AAA" Apteki, o nagrywaniu czegokolwiek współcześnie, fenomenie "Gdyni" i o tym, co z tym wszystkim ma wspólnego jedyny polski kosmonauta Mirosław Hermaszewski...

Lupus: Od premiery oryginalnej "Gdyni" minęło trzydzieści lat. Jak postrzegacie tamtą płytę i scenę muzyczną, czy da się ją przyrównać do współczesnej?

Maciej Szkudlarek: Tak! [śmiech] Da się przyrównać do współczesnej, ale po co? Fajnie, że wtedy były takie zespoły i to była super płyta, ale też mam wrażenie, że czasy były trochę inne. To było wtedy takie bardziej piosenkowe. My jesteśmy zdecydowanie mało piosenkowi.

L: Wybraliście utwór "AAA" Apteki. Czemu akurat ten? Ile zostało z Apteki, a ile w tym utworze jest Was?

Tomek Gadecki: Z Apteki zostało to, co jest najlepsze w tym utworze, czyli tonacja, a reszta to my. Nikt z nas nie lubi Apteki, więc zagraliśmy po prostu coś co było po przesłuchaniu utworu przed jego nagraniem naszą ekspresją.

MSZ: My jesteśmy trudnym zespołem, może to kwestia charakterów, a może podejścia do wszystkiego. Z założenia to jest zespół, który nie przygotowuje się do niczego i nic nie ustala. Trochę jesteśmy zdziwieni, że ktoś chce tego słuchać.

TG: Ja na przykład w ogóle nie wiedziałem że taka płyta istnieje. [Maciej Szkudlarek zaczyna się śmiać] A propos właśnie pytania czy można coś porównać: każdy czas ma swoich muzyków i swoje trendy. Było trochę trudniej: nie było instrumentów, nie było dobrej muzyki w radio, o wszystko trzeba było walczyć i to pewnie był trud tych wszystkich zespołów, które wtedy występowały, a nie potrafiły w ogóle grać. Tamta płyta zrobiła furorę choć tak naprawdę nikt nie wie dlaczego, to znaczy ja nie wiem. Właśnie tak: ja nie wiem. Wtedy oczywiście, chodziłem do jakiejś szkoły, uczyłem się grać, ale nie powstała mi w głowę myśl, żeby wyjść na scenę i robić z tego tak zwaną sztukę bo stwierdziłem, że najpierw muszę się nauczyć grać. Jak się już nauczyłem, to jestem otwarty na krytykę, ale jak już pytasz, to moje zdanie jest takie, że wtedy to było wszystko na co było stać te zespoły. Podejrzewam, że jest trochę tak, że było więcej zespołów, które grały różne fajne rzeczy, ale nie znalazły się na tej płycie, a na winylu więcej miejsca nie było - niespełna pięćdziesiąt minut, prawda? Więc, ta szeroka rozumiana alternatywa której była masa i lepsze lub gorsze, jakieś nawet yassowe, to bardziej klimaty, które mi by odpowiadały...

MSZ: A to nie było trochę wcześniej?

TG: 88?

L: Yass to pierwsza połowa lat 90tych.

MSZ: Mi się wydaje, że też był taki trochę wymóg czasów. Teraz ktoś coś nagra i wrzuci na youtube'a, prześle mailem. Wtedy kompletnie nie było takiej możliwości i jeżeli była sobie jakaś ekipa ludzi, która grała muzykę w rock-budzie przy plaży i chcieli coś ze sobą zrobić, że grać nie tylko tam, to musieli zrobić jakieś wydawnictwo. Myślę, że w dzisiejszych czasach taka płyta nie miałaby szansy powstać, bo jednak ludzie myślą bardziej koncepcyjnie o albumie jeżeli już się chce wydawać pełen album, grają  single albo zabierają się za płytę koncertową. Wtedy to było tak, że trzeba było coś takiego zrobić, żeby ruszyć z miejsca. Pokazać jakąś scenę, która istniała wtedy. Dziś, by się to nie powtórzyło...

TG: Pewnie nie, ze względu na to jaka dziś jest masa zespołów na fajnym poziomie. Taka płyta nie miałaby szans w takim wymiarze. Ja jestem brutalny, ale realia są proste! Oczywiście mogę mówić, że fajna płyta i że zagraliśmy ją dwadzieścia czy trzydzieści lat później, ale słuchaliśmy tego naszego utworu i chcieliśmy go nawet zaśpiewać. Wyobraź sobie, że się nie dało - w pięć osób - zrozumieć żadnych słów. Można to zrzucić na nagranie, na stan wokalisty, ale po co - nie dało się i stwierdziliśmy, że zagramy coś na podstawie tego, co usłyszeliśmy i jak powiedziałem została tonacja... To były super czasy. Wszystko wtedy było nowe. Szkoda trochę, że teraz graliśmy te utwory, choć pewnie zagralibyśmy coś podobnego! [śmiech]


L: W takim razie przejdźmy do trzeciego pytania... Jak dołączyliście do tego projektu? Czyja to była inicjatywa i jak przebiegała praca nad Waszą częścią składanki?

MSZ: Tak zupełnie szczerze, to wydarzyło się to w taki sposób, że zadzwonił, teraz już nie pamiętam czy do Ciebie [wskazuje na Tomka] czy do mnie, Goran i mówi: Słuchaj, była taka płyta i chcemy zrobić taką akcję i czy byście chcieli zagrać. My powiedzieliśmy, że tak i że to bardzo fajny pomysł. Ta historia jest mało romantyczna jeśli chodzi o dołączanie do projektu, ale tak właśnie to wyglądało. 

L: Krótko i intensywnie...

MSZ: Krótko i intensywnie, dokładnie. Trzeba jednak podkreślić, że spiritus movens tego całego zamieszania jest faktycznie Michał Miegoń i to jest jego inicjatywa. 

L: Jakie plany ma Band A na najbliższą przyszłość - jakieś koncerty, wydawnictwa?

MSZ: 8 lutego gramy w koncert w Boto*!

TG: Tak, to prawda. Gramy koncert w Boto i mamy taką cichą nadzieję, że uda nam się do tego czasu zmontować, to znaczy zmontowane już jest, ale czy fizycznie dotrze płyta. Bardzo fajna - improwizowana jak wszystko inne, koncertówka i będziemy chcieli zrobić premierę tej płyty. Mieliśmy taki szalony pomysł żeby pozwolić sobie na coś, na co niewiele zespołów może sobie pozwolić czyli jednego dnia zrobić premierę płyty połączoną z nagraniem kolejnej, w tym samym momencie.

MSZ: My nasze płyty nagrywamy na żywo.

TG: Istnieje duża szansa, że ta płyta nie zdąży się wytłoczyć, a my nie ogarniemy nagrania, bo jesteśmy trudni [śmiech] i byłoby super, ale jak się nie uda, to na pewno będziemy chcieli coś takiego zrobić w przyszłości.

MSZ: Więc wyjdzie druga płyta, trzecią już nagraliśmy, ale czekamy na film, który ktoś nakręci do tej muzyki. [Gadecki zaczyna się śmiać] Mówię poważnie, mamy świetną muzykę, która jako płyta to niekoniecznie, ale do filmu...

L: Pójdzie w świat, może ktoś się zgłosi! 

MSZ: Jesteśmy nie drodzy!

L: Ostatnie pytanie zaś brzmi: Dokąd zawiezie Was trolejbus?

TG: O Jezu... A jaki numer? Podpowiedź jakaś?

L: Jakikolwiek! [śmiech] Gdyński, tylko u nas takie jeżdżą...**

TG: To nie jest łatwe pytanie... [śmiech] Nie wiem, czy nie powinno być raczej skierowane do kierowcy trolejbusu...


L: Na okładce płyty jest trolejbus dlatego pytam...

TG: To jest trolejbus! Według mnie jest tutaj masa kabli i dopiero w rogu faktycznie ten trolejbus... powiedzmy że elektryczność. Myślmy o przyszłości. To może nas ekspediować tylko w kosmos, to jest nasz kierunek. Muzyka kosmiczna, kierunek kosmos. Możemy tam nawet dojechać trolejbusem.

MSZ: Może to jest to miejsce gdzie ktoś będzie w stanie zrozumieć, zapamiętać i zaśpiewać naszą twórczość.

TG: Panie Hermaszewski! Jak pan chce się dołączyć - Michał! Jesteśmy otwarci na Hermaszewskiego?

Michał Gos: Oczywiście!

TG: Możemy razem lecieć w kosmos!

L: To jest super myśl! Dzięki za wywiad!

TG: My również!

* 8 lutego Band A gra koncert w sopockim Teatr Boto przy ul. Bohaterów Monte Cassino 54B.
** Poza Gdynią jeżdżą jeszcze także w Lublinie i Tychach. 

Zdjęcie koncertowe autorstwa Marcina Wójcika. Zdjęcie z wywiadu autorstwa 
Magdaleny Rosman i użyczone naszej redakcji. Kopiowanie bez zgody zabronione.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz