środa, 14 marca 2018

Between The Buried And Me - Automata I (2018)


Nie mogę powiedzieć, że znam na pamięć wszystkie płyty tej grupy, ale z całą pewnością trzy z nich należą do moich ulubionych - mowa o "Colors", dwu płytowym "The Parallax" oraz ostatnim albumie "Coma Ecliptic", który zyskuje z każdym odsłuchem. Najnowszy krążek z całą pewnością dołączy do grona często puszczanych płyt od tego nietuzinkowego zespołu. Sprawdźmy dlaczego i zadajmy fundamentalne pytania: czemu tak krótko i czemu musimy jeszcze poczekać na część drugą?

"Automata" jak wskazuje dopisek "I" w tytule jest albumem dwupłytowym, podobnie jak miało to miejsce z wydanym w kwietniu 2011 roku "The Parallax: Hyperspace Dialogues", której trwająca tylko pięć minut krócej od najnowszego wydawnictwa amerykańskiej formacji wyszła jako epka, by następnie być kontynuowana w październiku 2012 roku, gdy ukazała się część druga "Future Sequence". Na szczęście w wypadku "Automata" nie trzeba będzie czekać półtora roku na dalszy ciąg, bo druga odsłona ma się pojawić jeszcze w tym roku. Nic też, chwała wszystkim Bogom, nie wskazuje, by miało to nie nastąpić jak stało się z dylogią "Phenotype/Genotype" duńskiej grupy Textures, która zapowiedziała dwuczęściowy album, wydała pierwszy z nich, po czym rozwiązała się i nie wydała nagranego już drugiego albumu swojej dylogii. Zajmijmy się jednak interesującym nas w tym wypadku Between The Buried And Me i ich najnowszym małym dziełem sztuki - i to dosłownie. Wydawać by się mogło, że po rewelacyjnym "Coma Ecliptic" z 2015 roku i równie niezwykłym koncertowym wykonaniu tegoż amerykańska grupa będzie miała problem z nagraniem czegoś równie genialnego, porywającego, a zarazem kompletnie innego od poprzedniego wydawnictwa. Nic bardziej mylnego. Jeszcze zanim podejmiemy się jakichkolwiek opisów i wniosków można stwierdzić, że panowie nagrali nie tylko jeden z najciekawszych albumów w swojej dyskografii, ale także jeden z najlepszych albumów tego roku - a to zaledwie pierwsza połowa tego wydawncitwa!

Tak jak poprzednie płyty tego zespołu, także i ten jest koncept albumem, tym razem opowiadającym o możliwości wniknięcia w czyjś umysł w celu oglądania tego, o czym śnią inni. Tommy Rogers, wokalista i klawiszowiec BTBAM mówi o nim następująco: Co by było, gdyby sny mogły być wyświetlane jako rozrywka? Czy bylibyśmy w stanie obserwować i wnikać w najskrytsze marzenia innych osób widząc je na ekranie? Gdyby tak się stało, co można by powiedzieć o złaknionych uwagi widzach? I najważniejsze - kim stałby się śniący człowiek? - ponadto dodał na łamach youtube'owego kanału That Drummer Guy pełniejsze wyjaśnienie o nowym albumie: Sny protagonisty są wyświetlane na całym świecie jako forma rozrywki, a dzięki temu czerpie korzyści z bycia częścią kampanii zwanej "Głos Przechodnia". Zagłębiamy się w jeden z jego snów, w którym szuka swojej zaginionej rodziny [...] śledzimy go we wszystkich etapach tej historii i we wszystkich aspektach jego zmagań z uczuciami, korupcją, depresją, punktem widzenia widowni na całą sprawę [...] pokazując całe jego życie i tym, jak sobie z nim radzi. A jak przedstawia się to od strony muzycznej na pierwszej płycie konceptu?

W czasie zaledwie trzydziestu pięciu minut i trzynastu sekund otrzymujemy sześć numerów o ładunku emocjonalnym i kompozycyjnym, którego wiele kapel mogłoby zwyczajnie pozazdrościć i to nie tylko gdy mówimy o obracających się w ramach gatunków jakimi żonglują panowie z BTBAM. Delikatną, ale niepokojącą gitarą zaczyna się znakomity "Condemned the Gallows", a następnie rozkręca się świetnym mocniejszym riffem, skontrastowanym klawiszem i miękką, rozbudowaną perkusją. Zwolnienie z odrobiną elektroniki i zaczyna się jazda bez trzymanki z soczystym riffingiem, szybką perkusją i mocnym growlem. W połowie numeru następuje kolejne rozwiniecie melodyjnym riffem na kształt solówki i ponownego przejścia w pełne ciężaru uderzenie, przechodzące smakowicie na samym końcu w nieco lżejszy finał. Końcowa klamra z powtórzeniem początkowych dźwięków i płynne przejście do kapitalnego, rozpędzonego "House Organ". Riff wspomagany elektronicznymi dodatkami i klawiszami i świetna rozbudowana perkusja dosłownie wgniata w fotel, czy też raczej w łóżko, bo przecież śnimy razem z bohaterem lirycznym płyty. Znakomite kontrastowanie lżejszymi fragmentami przywodzącymi na myśl grupę Haken, z którą basista Dan Briggs jest związany przez fakt uczestniczenia w projekcie Nova Collective, czy poszukiwania Leprous. Blisko tutaj też stylistycznie do wspomnianej już płyt z dylogii "The Parallax".


Po nagłym urwaniu następuje szybki przeskok do "Yellow Eyes" zaczynającego się od świetnego pasażu do którego dołącza soczysty growl Tommy'ego Rogersa. Sporo tutaj metalcore'owej melodyki, charakterystycznych dla tego gatunku breakdownów, rozbudowań i niemal djentowych zagrywek. Całość niemal przywodzi na myśl Killswitch Engage, która swoje granie rozbudowała jeszcze bardziej i postawiła na progresywne formy. Tu i ówdzie znów pachnie Leprousem, zwłaszcza tym wczesnym, czy Hakenem, ale nie ma mowy o kopiowaniu jednej czy drugiej. BTBAM ma charakterystyczny własny styl, który rozbudowuje i przetwarza od lat i istnieje też dłużej od obydwu zespołów które w tym wypadku wzajemnie się przenikają inspiracjami. Te niemal dziewięć minut to rzecz nie tylko genialnie poprowadzona, czy zagrana, ale też zaskakująca za każdym razem, gdy się ją słyszy. Równie fantastyczny jest o połowę krótszy "Millions" zaczynający się dokładnie w tym samym miejscu gdzie kończy się poprzedni wpierw od elektronicznego łącznika, a następnie delikatnym zwolnieniem i uspokojeniem aury. Ta jednak nie trwa zbyt długo, bo numer wyraźnie gęstnieje z każdym dźwiękiem. Jego struktura przypominać może trochę Periphery, choć nie ma tutaj dosłownego djentowania, uczucie to wiąże się raczej z nośnością i melodyjnością, którą wspomniana również amerykańska grupa mocno zaznacza w swojej twórczości. 

Finał pierwszej części to minutowa instrumentalna miniaturka "Gold Distance" o ambientowym zabarwieniu, łącząca elektroniczny przejazd z delikatną akustyczną gitarą i filmowym klimatem będącym czymś w rodzaju interludium i wprowadzenia do kapitalnego ponad dziesięciominutowego "Blot", który znów może przywodzić na myśl zarówno Leprous jak i Haken, jak również Periphery, ale wynikający raczej z połączenia wcześniejszych elementów z ostatnim albumem. Jakże niesamowicie zbalansowano tutaj ciężar i lekkość, twardość riffów i potężnych uderzeń perkusji z nośnością i bujającym klimatem. To jeden z tych numerów, który wślizguje się do głowy i już nie chce z niej wyjść, a ilekroć się go słyszy ma się wrażenie, że jest już się wewnątrz materaca. Rozwiązania i rozwinięcia w tym numerze ponownie zbliżają go do metalcore'owych czy nawet djentowych zagrywek, ale panowie nie idą na łatwiznę i nie bawią się w obniżanie stroju czy wymyślne konstrukcje, a jedynie wykorzystują te patenty dla zgrabnego kontrastu między kolejnymi świetnymi zwolnieniami i mocarnymi uderzeniami, intrygującym wykorzystaniem elektroniki czy mrugnięciami do jazzu i wreszcie technicznego death metalowego grania. Perełka, która po zakończeniu, póki co zachęca do zapętlenia całości.

Ocena: Pełnia
Between The Buried And Me potrafi rozbudzić apetyt na więcej i każdym kolejnym wydawnictwem udowadnia, że jest jednym z najciekawszych zespołów w swoim gatunku czy też raczej gatunkach, bo w kapitalny i niezrównany sposób potrafi łączyć w jednej kompozycji wiele z nich, co chwila zmieniając klimat opowieści, zachwycać delikatnością i następnie burzyć ją soczystymi riffami i mocnymi partiami perkusji. Po świetnym, dużo lżejszym "Coma Ecliptic" przywołującym twórczość The Pineapple Thief czy The Dear Hunter, a na którym nie brakowało ostrych rozwinięć,  zdecydowanie postawili na ciężar i sprawdza się on znakomicie, przypominając że w muzyce progresywnej wciąż jest miejsce na dźwięki może nie nowe, ale niezwykle inspirujące. "Automata I" to płyta do której będzie się wracać z przyjemnością, a wraz z drugą częścią historia nabierze jeszcze więcej kolorytu i niezwykłych przemyśleń oraz doznań.


Wypowiedź Tommy'ego Rogersa w tłumaczeniu własnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz