31 maja Clint Eastwood skończy 85 lat. Z tej okazji blog filmowy Po
Napisach razem z innymi blogerami ogląda i opisuje filmy, które Mistrz
wyreżyserował. My również dołączyliśmy do tej akcji, choć nie zajmiemy
się wszystkimi jego filmami, a jedynie tymi dotyczącymi muzyki lub do
których Clint sam skomponował swoją muzykę.
W czternastym Wydziale Filmowym, a drugim z podtytułem "Oglądamy filmy Clinta Eastwooda" przyjrzymy się i posłuchamy muzyki z filmu "Jersey Boys" z zeszłego roku. Film jest kinową adaptacją broadwayowskiego spektaklu opowiadającego o zespole The Four Seasons powstałym w latach 60. Podobnie jak w przypadku poprzednich odsłon, ostrzegamy przed potencjalnymi spoilerami dotyczących fabuły.
1. The Four Seasons - historia grupy w pigułce
Frankie Valli i obecny skład grupy, podczas występu w Royal Albert Hall, czerwiec 2012 |
Przed The Beatles w Ameryce najbardziej popularnym zespołem pop była grupa The Four Seasons dowodzona przez wokalistę Frankiego Valli. Ich lata świetności przypadają na lata 60 i 70. W 1990 roku zostali włączeni w grono Rock And Roll Hall Of Fame, a w 1999 roku w poczet Vocal Group Hall Of Fame.
Historia grupy zaczęła się w 1953 roku, kiedy obecnie jedyny członek zespołu będący w nim od początku, Frankie Valli odnosi sukces wydawnictwem "My Mother's Eyes". Rok później wraz z Tommym DeVito, Hankiem Majewskim, Frankiem Cattonem i Billym Thompsonem tworzy grupę The Variatones, chwilę później przemianowaną na The Four Lovers. Po kolejnej zmianie nazwy na The Four Seasons zadebiutowali w 1961 roku singlem "Bermuda/Spanish Lace". Nie odnieśli nim jednak spodziewanego sukcesu, nie przeszkodziło to również w wydaniu debiutanckiego pełnego albumu, który pojawił się w rok później. Na nim znalazł się utwór "Sherry", który stał się przebojem i jednym z najważniejszych numerów tej grupy. W latach 1962 - 1964 pod względem sprzedaży i popularności deptali nawet po piętach The Beach Boys. Po kilku kolejnych zmianach w składzie oraz problemach z wytwórnią grupa pod koniec lat 60 podpisała kontrakt z wytwórnią Motown.
"Chameleon", pierwszy album wydany dla wytwórni nie przyniósł jednak upragnionego sukcesu, bo wytwórnia nie radziła sobie ze sprzedażą. W latach 1973-1974 przygotowali drugą płytę, ale odmówiono im jej wydania. W tym samym czasie The Four Seasons rozwiązała kontrakt z Motown. Nastąpiły kolejne perturbacje w składzie i nieudane próby powrotu, które ostatecznie zaowocowały podpisaniem kontraktu z Warnerem, a następnie kompilacją "The Four Seasons Story" oraz albumem "Who Loves You" wydanym w 1975 roku. Sukces nie okazał się jednak długotrwały, bo już w 1977 roku, po wydaniu krążka "Helicon", atmosfera znów zaczęła się psuć. W międzyczasie Valli w 1978 zrealizował singiel "Grease" do filmu pod tym samym tytułem (dokładnie tego samego z Travoltą). Kolejnym ważnym punktem w karierze tej grupy była kolaboracja z The Beach Boys wydana w 1984 roku "East Meets West", która choć nie odniosła w erze disco większego sukcesu, pozwoliła zespołowi przetrwać trudny okres. W ostatnich latach różne wersje zespołu, z Vallim na czele, dużo koncertowały, co przyniosło między innymi box "Jersey Beat... The Music Of Frankie Valli & the 4 Seasons" będącym również zapisem trasy z 2007 roku. Od 2008 roku, Valli kontynuuje trasę zespołu z nowymi członkami, którzy zastąpili pierwotny skład.
2. Jersey Boys - od broadwayowskiego musicalu do filmowej adaptacji
Musical debiutował na deskach broadwayowskiego teatru w 2005 roku, a następnie wystawiani go dwukrotnie w ramach amerykańskiej trasy w latach 2006 i 2011, w Chicago w 2007, w Las Vegas i w West End oraz Toronto w 2008, w Melbourne w 2009 i w Sydney w 2010 roku. Obecnie musical wystawiany jest w Wielkiej Brytani i innych krajach. Muzykę napisał Bob Gaudio, a libretto Bob Crewe na motywach książki Marshalla Brickmana i Ricka Elice'a. Struktura musicalu jest oparta wokół "czterech sezonów", a za każdą z nich odpowiada inny członek zespołu. Naturalnie, wykorzystano w nim również utwory grupy The Four Seasons, które zaśpiewali aktorzy spektaklu. Tytuł sztuki odnosi się zaś do faktu, że członkowie pochodzili z New Jersey.
Całość spektaklu dzieje się w ciągu dwóch aktów, poczynając od wiosny a na zimie kończąc. Na jego potrzeby potrzebowano miniorkiestry, na którą złożyło się dziewięciu muzyków: trzech klawiszowców, gitarzystę, basistę, perkusistę, dwóch aerofonistów oraz trębacza. Soundtrack ze spektaklu nagrano i wydano w listopadzie 2005 roku, a w roku 2007 roku wygrał nagrodę Grammy w kategorii "Best Musical Show Album". Spektakl spotkał się z pozytywnymi opiniami. Ben Bratley z The New York Times miał nawet napisać, że "tłum oszalał", z kolei Charles Spencer z The Daily Telegraph opisał go jako "przepłacony, rozbuchany, ale... fenomenalny". Prawa do adaptacji filmowej nabyto w 2010 roku.
Początkowo reżyserem filmu miał być Jon Favreau , ale w 2012 roku porzucono tę ideę. Film przejął Warner Bros, a reżyserię objął Clint Eastwood. Scenariusz filmu napisali autorzy książki na bazie której powstał musical. 17 lipca 2013 roku ogłoszono obsadę składającą się na grupę The Four Seasons: John Lloyd Young jako Frankie Valli, Erich Bergen jako Bob Gaudio, Vincent Piazza jako Tommy DeVito oraz Michael Lomenda jako Nick Massi. Ponadto do obsady dołączył grający także w teatralnym spektaklu Joe Pesci oraz Christopher Walken w roli mafioza Gypa DeCarlo. Film trafił do amerykańskich kin 20 czerwca 2014 roku. Na potrzeby filmu zrealizowano osobny soundtrack, częściowo wykorzystując utwory z musicalu, a częściowo nagrywając nowe wersje z aktorami z filmu.
3. Film Clinta Eastwooda
Podobnie jak w przypadku "Birda" nie jest to najlepszy przykład reżyserii Clinta Eastwooda, ale w moim odczuciu jest to film lepszy niż ten opowiadający o Charlie Parkerze. Również powstał z pasji do muzyki, w tym wypadku nieco bardziej zapomnianych muzyków, ale zrobił go już reżyser w pełni ukształtowany, pewny swojej ręki i wyborów. Eastwood nie musi nikomu udowadniać, że zna się na rzeczy, zrobił więc film, który bazując na bardzo dobrym materiale, płynnie prowadzi nas przez historię The Four Seasons, w zasadzie do samego końca. Zmagania bohaterów ze sobą, swoimi rodzinami i problemami finansowymi zostają przedstawione wiarygodnie, a akcja wartko posuwa się do przodu. W kilku miejscach można co prawda poczuć się znudzonym, ale dzieje się tak nie dlatego, że film jest nudny, tylko odrobinę za długi - prawie dwie i pół godziny jak na film biograficzny to jednak sporo.
Największą zaletą filmu jest przedstawienie kariery zespołu we wszystkich jego stadiach - od spektakularnego debiutu, przez katastrofalny upadek, aż po zjednoczenie na potrzeby gali Rock And Roll Hall Of Fame. Akcja zaczyna się zatem na początku lat 50, a następnie przeskakuje do lat 60, 70, 80 i na chwilę do roku 1990. Odwzorowanie epok i kolorystyka tamtych czasów została przedstawiona znakomicie, choć siłą rzeczy najmocniej zaakcentowano w filmie lata 50 i początki grupy. Stroje, samochody i wnętrza, zmieniające się realia koncertowe zostały pokazane w sposób przyciągający uwagę i jednocześnie nie nazbyt przesadny. Podobnie też jak w przypadku broadwayowskiego musicalu historię poznajemy z perspektywy wszystkich czterech członków grupy, co daje dość obiektywny, wielowarstwowy obraz tego co czuli muzycy, jak zmieniały się czasy oraz ich wzajemne relacje. Duża w tym zasługa aktorów wybranych do głównych ról, choć najbardziej cieszy udział Christophera Walkena, który w drugoplanowej roli mafioza odnalazł się fantastycznie. Znakomicie wypadają także odświeżone utwory grupy, które w nowym, pełnym stereofonicznym brzmieniu wypadają świeżo i jeszcze mocniej niż oryginały. Porównajcie sobie choćby przebój "Sherry", który naprawdę robi wrażenie.
"Jersey Boys" to nie tylko opowieść o zespole, który na stałe wpisał się w historię rocka, ale także historia o ludziach walczących z przeciwnościami i czerpiącymi z tego, co przyniosło im życie. Wreszcie, jest to także hołd dla tej grupy i w pewnym stopniu dla czasów, które już minęły i nie wrócą. Nie jest to jednak film dla wszystkich. Wielbiciele Eastwooda zapewne film docenią, choć z całą pewnością znajdą się również tacy, którym się nie będzie podobał. Ci, którzy zespół znają i lubią pewnie wskażą szereg błędów, które Eastwood mógł popełnić nie ze swojej winy, lub docenią dzieło reżysera za próbę przedstawienia jego historii szerszej publiczności. Inni obejrzą go jedynie z ciekawości. Według mnie jednakże warto ten film obejrzeć nie dlatego, że za kamerą stanął Clint Eastwood, a z tego powodu, że jest to intrygujący obraz epoki i zespołu o którym nie zawsze się pamięta, że istniał, a przecież podobnie jak The Beatles czy The Beach Boys zmienił oblicze współczesnej muzyki rockowej i rozrywkowej.
Musical debiutował na deskach broadwayowskiego teatru w 2005 roku, a następnie wystawiani go dwukrotnie w ramach amerykańskiej trasy w latach 2006 i 2011, w Chicago w 2007, w Las Vegas i w West End oraz Toronto w 2008, w Melbourne w 2009 i w Sydney w 2010 roku. Obecnie musical wystawiany jest w Wielkiej Brytani i innych krajach. Muzykę napisał Bob Gaudio, a libretto Bob Crewe na motywach książki Marshalla Brickmana i Ricka Elice'a. Struktura musicalu jest oparta wokół "czterech sezonów", a za każdą z nich odpowiada inny członek zespołu. Naturalnie, wykorzystano w nim również utwory grupy The Four Seasons, które zaśpiewali aktorzy spektaklu. Tytuł sztuki odnosi się zaś do faktu, że członkowie pochodzili z New Jersey.
Całość spektaklu dzieje się w ciągu dwóch aktów, poczynając od wiosny a na zimie kończąc. Na jego potrzeby potrzebowano miniorkiestry, na którą złożyło się dziewięciu muzyków: trzech klawiszowców, gitarzystę, basistę, perkusistę, dwóch aerofonistów oraz trębacza. Soundtrack ze spektaklu nagrano i wydano w listopadzie 2005 roku, a w roku 2007 roku wygrał nagrodę Grammy w kategorii "Best Musical Show Album". Spektakl spotkał się z pozytywnymi opiniami. Ben Bratley z The New York Times miał nawet napisać, że "tłum oszalał", z kolei Charles Spencer z The Daily Telegraph opisał go jako "przepłacony, rozbuchany, ale... fenomenalny". Prawa do adaptacji filmowej nabyto w 2010 roku.
Początkowo reżyserem filmu miał być Jon Favreau , ale w 2012 roku porzucono tę ideę. Film przejął Warner Bros, a reżyserię objął Clint Eastwood. Scenariusz filmu napisali autorzy książki na bazie której powstał musical. 17 lipca 2013 roku ogłoszono obsadę składającą się na grupę The Four Seasons: John Lloyd Young jako Frankie Valli, Erich Bergen jako Bob Gaudio, Vincent Piazza jako Tommy DeVito oraz Michael Lomenda jako Nick Massi. Ponadto do obsady dołączył grający także w teatralnym spektaklu Joe Pesci oraz Christopher Walken w roli mafioza Gypa DeCarlo. Film trafił do amerykańskich kin 20 czerwca 2014 roku. Na potrzeby filmu zrealizowano osobny soundtrack, częściowo wykorzystując utwory z musicalu, a częściowo nagrywając nowe wersje z aktorami z filmu.
3. Film Clinta Eastwooda
Clint Eastwood wraz z filmowym The Four Seasons |
Podobnie jak w przypadku "Birda" nie jest to najlepszy przykład reżyserii Clinta Eastwooda, ale w moim odczuciu jest to film lepszy niż ten opowiadający o Charlie Parkerze. Również powstał z pasji do muzyki, w tym wypadku nieco bardziej zapomnianych muzyków, ale zrobił go już reżyser w pełni ukształtowany, pewny swojej ręki i wyborów. Eastwood nie musi nikomu udowadniać, że zna się na rzeczy, zrobił więc film, który bazując na bardzo dobrym materiale, płynnie prowadzi nas przez historię The Four Seasons, w zasadzie do samego końca. Zmagania bohaterów ze sobą, swoimi rodzinami i problemami finansowymi zostają przedstawione wiarygodnie, a akcja wartko posuwa się do przodu. W kilku miejscach można co prawda poczuć się znudzonym, ale dzieje się tak nie dlatego, że film jest nudny, tylko odrobinę za długi - prawie dwie i pół godziny jak na film biograficzny to jednak sporo.
Największą zaletą filmu jest przedstawienie kariery zespołu we wszystkich jego stadiach - od spektakularnego debiutu, przez katastrofalny upadek, aż po zjednoczenie na potrzeby gali Rock And Roll Hall Of Fame. Akcja zaczyna się zatem na początku lat 50, a następnie przeskakuje do lat 60, 70, 80 i na chwilę do roku 1990. Odwzorowanie epok i kolorystyka tamtych czasów została przedstawiona znakomicie, choć siłą rzeczy najmocniej zaakcentowano w filmie lata 50 i początki grupy. Stroje, samochody i wnętrza, zmieniające się realia koncertowe zostały pokazane w sposób przyciągający uwagę i jednocześnie nie nazbyt przesadny. Podobnie też jak w przypadku broadwayowskiego musicalu historię poznajemy z perspektywy wszystkich czterech członków grupy, co daje dość obiektywny, wielowarstwowy obraz tego co czuli muzycy, jak zmieniały się czasy oraz ich wzajemne relacje. Duża w tym zasługa aktorów wybranych do głównych ról, choć najbardziej cieszy udział Christophera Walkena, który w drugoplanowej roli mafioza odnalazł się fantastycznie. Znakomicie wypadają także odświeżone utwory grupy, które w nowym, pełnym stereofonicznym brzmieniu wypadają świeżo i jeszcze mocniej niż oryginały. Porównajcie sobie choćby przebój "Sherry", który naprawdę robi wrażenie.
"Jersey Boys" to nie tylko opowieść o zespole, który na stałe wpisał się w historię rocka, ale także historia o ludziach walczących z przeciwnościami i czerpiącymi z tego, co przyniosło im życie. Wreszcie, jest to także hołd dla tej grupy i w pewnym stopniu dla czasów, które już minęły i nie wrócą. Nie jest to jednak film dla wszystkich. Wielbiciele Eastwooda zapewne film docenią, choć z całą pewnością znajdą się również tacy, którym się nie będzie podobał. Ci, którzy zespół znają i lubią pewnie wskażą szereg błędów, które Eastwood mógł popełnić nie ze swojej winy, lub docenią dzieło reżysera za próbę przedstawienia jego historii szerszej publiczności. Inni obejrzą go jedynie z ciekawości. Według mnie jednakże warto ten film obejrzeć nie dlatego, że za kamerą stanął Clint Eastwood, a z tego powodu, że jest to intrygujący obraz epoki i zespołu o którym nie zawsze się pamięta, że istniał, a przecież podobnie jak The Beatles czy The Beach Boys zmienił oblicze współczesnej muzyki rockowej i rozrywkowej.
Przy pisaniu biografii zespołu oraz punktu o musicalu czerpałem z brytyjskiej wikipedii.
Film obejrzałem w ramach wyzwania "Oglądamy filmy wyreżyserowane przez Clinta Eastwooda".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz