Równo dwa lata temu pisałem o bardzo ciekawiej debiutanckiej epce formacji Buenos Agres z Bielska Białej. Po tym czasie wracają z także debiutanckim, ale już pełnometrażowym albumem, który podobnie jak poprzednie wydawnictwo zwraca uwagę już swoją niezwykłą okładką oraz intrygującym tytułem. Czy jesteście gotowi, by pójść tam, gdzie nie ma echa?
Na poprzednim krążku mężczyzna siedział na ławce i wpatrywał się w zalane przez powódź ulice - jakże wymowny obraz dla wyobraźni. Równie wymowny, a może nawet bardziej wydaje się grafika zdobiąca najnowszy: mężczyzna w płaszczu i cylindrze stojący obok roweru. Wszystko utrzymane w chłodnych, niebiesko-szaro-białych barwach. Oto romantyczny poeta wyjechał na miasto szukać nowych inspiracji do wierszy. Wreszcie tytuł, który może skojarzyć się z rozdartą sosną z "Ludzi Bezdomnych". Osamotniony i rozdarty niczym drzewo smętnie wiszące na skale człowiek zdaje sobie sprawę, że jego walka nie ma sensu, że jego działania i słowa trafiają w próżnię, odbijają się bez należytego poklasku, że tam gdzie zmierza nie ma oczekiwanego echa.
Na szczęście, w przypadku Buenos Agres nie jest aż tak źle jak sugeruje nam tytuł płyty i przemawiający z niego nastrój. Nie są może tak znani jak być powinni, nawet jeśli jeszcze do niedawna startowali w programie Must Be The Music, ale nie mam wątpliwości, że najnowszy album, podobnie jak epka pokazuje ich od najlepszej strony, począwszy, jak zauważyłem już wcześniej, od okładki i intrygującego tytułu. Poetycka wędrówka jaką nam serwuje zespół z charyzmatyczną wokalistką Anną Mysłajek to dziesięć utworów (klamra "Intro/Outro"), w tym osiem polskojęzycznych (brawa!) kompozycji o łącznym czasie niespełna pięćdziesięciu minut. Ale! dość ględzenia - czas puścić płytę, którą otwiera przestrzenne gitarowe "Intro", delikatnie wprowadzające do udanego utworu "Szept", który od pierwszych słów wyraźnie nawiązuje do "Szeptem do mnie mów" Agnieszki Osieckiej, ale jest to tylko kwestia powtórzenia pierwszych słów, bo później jest już nieco inaczej. Jest lekki, bujający i trochę senny, zupełnie jakby ktoś do nas szeptał, choć nie brakuje w nich nieco szybszych, żywszych post-rockowych elementów czy ostrego hard rockowego finału.
Po nim pojawia się bardzo dobry "W czasie". Ten także zaczyna się delikatnie, trochę niepokojąco, ale szybko rozwija się w piękny sposób. Gdy tylko wchodzi wokal, skojarzenie z Manaam nie będzie wcale dalekie i błędne, choć zbić nieco z tropu może trochę stonerowe przyspieszenie, które świetnie łączy się tu z chłodnym zimno falowym, kołyszącym tonem znacznej części utworu, która znów na finał staje się hard rockowym hiciorem. Do tego znakomity, poruszający tekst, w którym wystarczy chwila i refren (kojarzący się trochę z Comą) nucimy nieświadomie razem z Anną. Czwartym utworem jest znany już z epki "Do S. (EKG), który został tutaj troszkę zmodyfikowany i nagrany ponownie. To nadal bardzo dobry utwór, choć nie będę ukrywać, że bardziej podobała mi się poprzednia wersja. Kolejną nowością jest znakomita "Prośba". To właśnie tutaj padają słowa z tytułu krążka. Klawiszowy, deszczowy wstęp, przepiękne tło dodane przez wiolonczelę i wreszcie gdy pojawia się wokal Anny lekko post-rockowy klimat.
Równie udany jest rockowy "Coraz mniej", do którego przygotowano teledysk. To także jeden z moich faworytów. Ponadto, podobnie jak w "Szepcie" świetnie słychać tutaj ogromny potencjał wokalny Anny, która dysponuje silną i ciekawą barwą. Doskonale słychać to także w nowej wersji Archivowego "Tu i Teraz", który jakby od niechcenia odsyła do Hegla i jego "Fenomenologii Ducha" gdzie między innymi rozkładał na czynniki pierwsze w "Fenomenologii Ducha". Nowa warstwa elektroniki i nieco mocniej potraktowane riffy zostały tutaj uwydatnione, a wokal kapitalnie się z nimi uzupełnia. Czemu takich numerów się nie promuje, nie puszcza w radiu? W ogóle końcówka płyty jest fenomenalna - w "Supernowej" i "Innym Wymiarze" ponownie sięga się po sample, elektroniczne efekty i łączy z lekkim, lirycznym gitarowym tłem, przestrzenią, poetyckim tekstem i elektronicznym "Outro", które gdy się urywa ewidentnie sugeruje, że Buenos Agres ostatniego słowa jeszcze nie powiedziało.
To płyta bardzo udana i stanowiąca interesujący start dla tej grupy, która już na epce pokazała, że ma na siebie pomysł. Najmocniejsze strony czyli teksty, wokal Anny i zgranie całego zespołu ze sobą zostały na nim w pełni wykorzystane i rozwinięte. Jedynym poważnym zarzutem, jaki mógłbym wskazać to dość specyficzny sposób nagrania mocniejszych i cięższych partii, które dość często wydają się być za bardzo wytłumione, przez co czasami można odczuć wrażenie braku energii, a tej przecież w kilku miejscach nie brakuje. Poeta na okładce zdaje się też uśmiechać, zupełnie jakby chciał powiedzieć, że się mu podoba. Jest jeszcze kwestia wynikająca także z tytułu płyty, a mianowicie nadzieja, że Buenos Agres nie trafi tam gdzie nie ma echa. Że jeszcze nie raz zaskoczą i będzie się o nich mówiło głośno, bo nie mam wątpliwości, że to jeden z najciekawszych polskich zespołów ostatnich kilku lat. Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, sprawdźcie sami - warto! Ocena: 7,5/10
Po nim pojawia się bardzo dobry "W czasie". Ten także zaczyna się delikatnie, trochę niepokojąco, ale szybko rozwija się w piękny sposób. Gdy tylko wchodzi wokal, skojarzenie z Manaam nie będzie wcale dalekie i błędne, choć zbić nieco z tropu może trochę stonerowe przyspieszenie, które świetnie łączy się tu z chłodnym zimno falowym, kołyszącym tonem znacznej części utworu, która znów na finał staje się hard rockowym hiciorem. Do tego znakomity, poruszający tekst, w którym wystarczy chwila i refren (kojarzący się trochę z Comą) nucimy nieświadomie razem z Anną. Czwartym utworem jest znany już z epki "Do S. (EKG), który został tutaj troszkę zmodyfikowany i nagrany ponownie. To nadal bardzo dobry utwór, choć nie będę ukrywać, że bardziej podobała mi się poprzednia wersja. Kolejną nowością jest znakomita "Prośba". To właśnie tutaj padają słowa z tytułu krążka. Klawiszowy, deszczowy wstęp, przepiękne tło dodane przez wiolonczelę i wreszcie gdy pojawia się wokal Anny lekko post-rockowy klimat.
Buenos Agres podczas jednego z koncertów. |
Równie udany jest rockowy "Coraz mniej", do którego przygotowano teledysk. To także jeden z moich faworytów. Ponadto, podobnie jak w "Szepcie" świetnie słychać tutaj ogromny potencjał wokalny Anny, która dysponuje silną i ciekawą barwą. Doskonale słychać to także w nowej wersji Archivowego "Tu i Teraz", który jakby od niechcenia odsyła do Hegla i jego "Fenomenologii Ducha" gdzie między innymi rozkładał na czynniki pierwsze w "Fenomenologii Ducha". Nowa warstwa elektroniki i nieco mocniej potraktowane riffy zostały tutaj uwydatnione, a wokal kapitalnie się z nimi uzupełnia. Czemu takich numerów się nie promuje, nie puszcza w radiu? W ogóle końcówka płyty jest fenomenalna - w "Supernowej" i "Innym Wymiarze" ponownie sięga się po sample, elektroniczne efekty i łączy z lekkim, lirycznym gitarowym tłem, przestrzenią, poetyckim tekstem i elektronicznym "Outro", które gdy się urywa ewidentnie sugeruje, że Buenos Agres ostatniego słowa jeszcze nie powiedziało.
To płyta bardzo udana i stanowiąca interesujący start dla tej grupy, która już na epce pokazała, że ma na siebie pomysł. Najmocniejsze strony czyli teksty, wokal Anny i zgranie całego zespołu ze sobą zostały na nim w pełni wykorzystane i rozwinięte. Jedynym poważnym zarzutem, jaki mógłbym wskazać to dość specyficzny sposób nagrania mocniejszych i cięższych partii, które dość często wydają się być za bardzo wytłumione, przez co czasami można odczuć wrażenie braku energii, a tej przecież w kilku miejscach nie brakuje. Poeta na okładce zdaje się też uśmiechać, zupełnie jakby chciał powiedzieć, że się mu podoba. Jest jeszcze kwestia wynikająca także z tytułu płyty, a mianowicie nadzieja, że Buenos Agres nie trafi tam gdzie nie ma echa. Że jeszcze nie raz zaskoczą i będzie się o nich mówiło głośno, bo nie mam wątpliwości, że to jeden z najciekawszych polskich zespołów ostatnich kilku lat. Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, sprawdźcie sami - warto! Ocena: 7,5/10
O epce "Buenos Agres" można przeczytać tutaj. A zespół dodaje, że:
"Okładka jest to ponownie autentyczne zdjęcie. Rowerzystą jest dziadek naszego gitarzysty - Tomka, który w Ustroniu pracował jako kominiarz. Zdjęcie zrobiono w 1968 roku." Świetne prawda? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz