środa, 6 maja 2015

Lao Che - Dzieciom (2015)


Lao Che lubi zaskakiwać, eksperymentować i szokować trafnością obserwacji. Najnowszy, wydany w marcu, szósty album studyjny płockiej formacji, podobnie jak poprzednie jest oparty na swoistego rodzaju koncepcie. Tym razem Spięty z ekipą sięgnął po świat dziecięcy, bajki i skonfrontował go ze straszliwym światem dorosłych. Niewinna otoczka jest jednakże jedynie przykrywką dla kolejnej analizy społeczeństwa i nowej porcji dźwiękowych eksperymentów tak charakterystycznych dla tej grupy.

Po intrygujących "Gusłach" zachwycili niesamowitym "Powstaniem", następnie postanowili zabawić się konwencjami religijnymi na "Gospel", by nagle i niespodziewanie sięgnąć po klimaty zimno falowe, bardziej eksperymentalne na "Prądzie stałym/Prądzie zmiennym" oraz rozbudowaną elektroniką i elementami hip-hopu w znakomitym "Soundtracku". Każda płyta była inna, inaczej przedstawiała się muzycznie i w nieco inny sposób komentowała rzeczywistość. Podobnie ma to miejsce na najnowszym albumie. "Dzieciom" choć odnosi się do świata dziecięcego, bajek i niewinności, jak wspomniałem, konfrontuje brutalnie to postrzeganie rzeczywistości ze światem dorosłym. Można nawet powiedzieć, że dorośli, którzy już dawno przestali być dziećmi próbują spojrzeć na świat przez pryzmat tego co minęło, by choć na chwilę wrócić do tamtego czasu lub wyrwać się z okowów codzienności, wyścigu szczurów, nawet za cenę utracenia swoich poważnych masek, pozycji zawodowej i wiarygodności. Warto zadać sobie pytanie: Czy nadal jest prąd stały i zmienny? Jak to właściwie z tymi dorosłymi dziećmi jest?

Życzenia, zachcianki, marzenia... "Dżin". Orientalne dźwięki łączą się w nim z charakterystycznym basem i głosem Spiętego. Od pierwszych dźwięków porywa się tutaj słuchacza w niesamowity świat, dobrze znany, ale jednak dziwnie obcy. Cudownie brzmi też dyskotekowy bit perkusji łączony z elektroniką i melodyjnymi dęciakami. Zaraz po nim pojawia się "Tu" który otwiera fenomenalny klawisz, dęciak i klimat wyrwany z "Zombie". Zwariowany, taneczny, wręcz wodewilowy szlif kojarzy się z Tuwimem i jego szalonymi podróżami tramwajem w maju. Idealny kawałek podróżny i poprawiacz humoru, a do tych Lao Che ma ogromny talent (zwłaszcza od płyty "Gospel"). Po nim świetny utwór zatytułowany "Wojenka", która poniekąd odsyła do "Powstania" (o czym świadczy też nosek Misia z okładki), ale muzycznie znów nawiązuje się bardziej do późniejszych płyt. W nim też następuje wyciszenie, choć jak to u Spiętego bywa z napięciem słucha się warstwy lirycznej i oczywiście samej muzyki. W kolejnym spotykamy "Znajdę". najpierw rozpędzające się perkusyjne intro, a następnie kolejna porcja obserwacji Spiętego. Fantastyczny klimat i pozornie tylko spokojne warstwy wprowadzają dziwny, niepokój. A podręczny zestaw do montażu szczęścia niewątpliwie przydałby się każdemu z nas, czyż nie?

Proszę Państwa, oto Miś. Miś jest bardzo grzeczny dziś, może poda Państwu łapę. Nie? A to szkoda...

Nie przypadkowo przywołuję słowa ze znanego wiersza Brzechwy, bo kolejny numer to dwuczęściowa "Bajka o Misiu". Najpierw "Tom pierwszy", w którym na początku bawi się Spięty z ekipą konwencją kołysanki - jest lekko, lirycznie i sennie (a mimo to z uwagą słuchamy słów). Każdy z nas jest takim misiem wrzuconym w wir społeczeństwa i bardzo trafnie mówi o tym tekst. Co ciekawe tu także pojawia się motyw odsyłający do wcześniejszej płyty, a mianowicie do "Gospel". Nieco inny jest "Tom Drugi". Jest szybciej (ale nadal dość spokojnie), ale nadal żartobliwie. Miś się buntuje, jest zły i nie dobry niczym Ted z filmu Setha McFairlane'a. Kapitalnie wypada też tutaj nawiązanie do znanego każdemu z nas pytania: Panie premierze, jak żyć?. Jednym z najlepszych utworów na płycie, a przy tym niezwykle trafnym jest niemal ośmiominutowy "Z kamerą wśród zwierząt buszującym w sieci". Satyra na portale społecznościowe, czyli ćwierkanie, twarzoksiązki i instasie oraz internetowych podglądaczy, pudelki i inne zdobycze doby cyfryzacji. Do tego świetne nawiązanie do programu "Z kamerą wśród zwierząt" Antoniego i Hanny Gucwińskich, który wielu z nas pamięta jeszcze z telewizji. Jak zwykle kapitalny tekst i porcja niezwykłych muzycznych dźwięków, gdzie nie epatuje się ostrymi riffami i szybkością, znów bowiem jest bujająco, lekko orientalnie, lirycznie, miejscami wręcz bluesowo. Niech wiedzą smarki, nie Wam wchodzić w historie mojej przeglądarki!

Errata (gwarowo i przestarzale corrigenda) – wykaz błędów w treści publikacji poligraficznej, które zostały zauważone dopiero po wydrukowaniu nakładu. Errata może być luźną kartką włożoną między karty publikacji, lub (rzadziej) wydrukowana na ostatniej stronie ostatniej składki lub na wyklejce. Errata zawiera, oprócz błędów, także ich dokładne umiejscowienie oraz sprostowanie i posiada najczęściej układ tabelaryczny. Erraty stosuje się najczęściej w książkach.

Tu także nie przypadkowo przywołuje wyjaśnienie czym jest errata, bo nie wszyscy już chcą o tym pamiętać (takie społeczeństwo nam rośnie niestety co nie wie), ale także dlatego bo taki tytuł nosi następna propozycja na nowej płycie Lao Che. Pod względem stylistyki można odnieść wrażenie, że Spięty z ekipą parodiują tutaj Czesława Mozila i wychodzi to wręcz uroczo. Ponownie jest też lekko, bujająco i bluesowo, a przede wszystkim dużo spokojniej niż na wcześniejszych płytach grupy. Zaledwie rok temu sosnowiecki Frontside śpiewał o smokach, w pięknistym zaś o tych mitycznych stworach śpiewa właśnie Lao Che. Fantastyczna "Legenda o Smoku" od razu zaczyna się od mocnego uderzenia, innymi słowy zabawa na całego. Riffy mieszają się z intensywna perkusja, klawiszami, samplami i dęciakami. Niech tytuł Was jednak nie zmyli to nie jest piosenka o Smoku Wawelskim, tu bowiem Spięty znów rozprawia się ze społeczeństwem i coraz częściej wątpliwą postawą międzyludzką i brakiem przyzwoitego rozsądku. Płytę wieńczy ponad siedmiominutowy "A chciałem o sobie", który zaczyna się spokojnie, powoli i melancholijnie. Jednak już po chwili następuje świetne funkowe rozpędzenie i kolejnym trafnym, bardzo intrygującym tekstem.

Najnowsza płyta Lao Che sprawia wrażenie nieco słabszej od swoich poprzedniczek, ale jednocześnie wcale nie jest od nich gorsza. Spięty wraz z zespołem ponownie zachwyca trafnością obserwacji, swobodą poruszania się po różnych pozornie różnych ścieżkach muzyki i formą. Fantastycznie wypada też tutaj zawarta w lirykach konfrontacja świata zewnętrznego ze światem wewnętrznym, dzieciństwa z dorosłością. Z tego powodu to płyta dość gorzka i cięższa w odbiorze niż choćby taki "Gospel", "Prąd stał/Prąd zmienny" czy "Soundtrack". Wielbiciele Lao Che i tekstów Spiętego nie będą zawiedzeni, a Ci którzy z jakiś nieznanych powodów jeszcze ich twórczości nie znają powinni czym prędzej nadrobić zaległości. Na zakończenie sparafrazuję zakończenie nielubianej przez wszystkich, ale niewątpliwie znanej każdemu bajki o Misiu Uszatku: Dzieci lubią Lao Che, Lao Che lubi dzieci... Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz