piątek, 23 maja 2014

Mistrzowie Gitary Część II: Tadeusz Nalepa




Napisał: Marcin Wójcik

Fascynują i sprawiają, że gitara staje się czymś więcej niż zwykłym instrumentem. Zachwycają uszy i duszę magią dźwięków, jakie wydobywają za pomocą palców lub kostek grając na strunach swoich instrumentów, wyróżniając się tym samym spośród pozostałych muzyków, a często sprawiając, że na zawsze stają się częścią historii muzyki, nie tylko rockowej, ale także jazzowej i bluesowej. 
 
W drugiej odsłonie redaktor Wójcik opowie o Tadeuszu Nalepie...

Uważa się go za gitarzystę i muzyka bluesowego, choć na początku jego muzyka miała nieco inny charakter. Nie był wymiataczem, ani nie otaczał się ogromną ilością sprzętu, ale był czarodziejem prostego dźwięku i pionierem bluesa w Polsce…




1. Notka biograficzna
 
Tadeusz Nalepa urodził się 26 sierpnia 1943 roku w Zgłobniu. Ukończył Państwową Szkołę Muzyczną w Rzeszowie.
Dostał wyróżnienie w kategorii duetów na II "Festiwalu Młodych Talentów" w Szczecinie w roku 1963 wraz z Mirą Kubasińską, jego późniejszą żoną. Następnie, w 1965 roku założył grupę Blackout. Początkowo wraz z zespołem wykonywał standardy z repertuaru The Beatles i The Rolling Stones, a z czasem zaczął komponować muzykę do tekstów poety Bogdana Loebla. Tadeusz Nalepa nagrał z tym zespołem płytę długogrającą Blackout oraz sześć mniejszych wydawnictw. Zespół istniał do końca roku 1967.

W 1968 powstaje kultowy Breakout. Zespół istnieje 13 lat i wydaje 10 płyt. Ważnym elementem dyskografii zespołu jest płyta „Blues” z 1971 roku, uznana za pierwszy w Polsce, oficjalnie wydany album bluesowy. Od 1982 roku zaczyna działać jako solista z zespołem towarzyszącym, a w 1983 roku nagrywa płytę z Izabelą Trojanowską. W 1986 roku nawiązuje współpracę z grupą Dżem, z którą wydaje płytę „Numero Uno”. W roku 1988 ukazuje się płyta „To mój blues” z nagraniami muzyka z lat 1982 – 1988. Od 1993 występuje z formacją Nalepa-Breakout, która wydaje płytę „Jesteś w piekle”. Muzyk został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Złotym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. W ostatnich latach życia ciężko choruje. Między innymi ze względu na niewydolność nerek jest dializowany, a w 1992 przechodzi przeszczep. Zmarł  4 marca 2007 w Warszawie w wyniku ciężkiej choroby nerek.




2. Refleksja

W latach dzieciństwa kojarzył mi się wyłącznie z utworem „Kiedy byłem małym chłopcem” i nic poza tym. Piosenka ta wtedy wydawała mi się zwyczajnym, nudnym szlagierem, uwielbianym przez starsze pokolenia. Bliżej poznałem Nalepę jego twórczość, gdy już sam zacząłem grać na gitarze, bowiem pierwsza melodia, która wyszła spod moich palców to właśnie… wstęp do „Kiedy byłem małym chłopcem”. Sam blues (szczególnie ten polski) spodobał mi się tak bardzo, że sięgnąłem do utworów Breakoutu, Nalepy solo i wreszcie do innych wykonawców. Fascynacja Nalepą i wykonywanie jego piosenek sprawiło, że zagłębiłem się bardzo mocno w gitarę, bluesa… aż wreszcie założyłem swój zespół. Z kolegą, który też słucha i lubi Breakout. Pierwsze utwory, jakie wykonywaliśmy razem na scenie to właśnie… „Kiedy byłem małym chłopcem” (sic!) czy m.in. „Oni zaraz przyjdą tu”. Choć dziś grywamy już zupełnie inne rzeczy, pisząc własne utwory, to jednak często wracamy do Breakoutu lub do niego się odnosimy… chociażby w piosence „Jestem Parasolem”, która przypadła do gustu chłopakom z The Shipyard, gdy mieliśmy przyjemność ich supportować. 


W muzyce mistrza Tadeusza, czy jego zespołów, cenię sobie niezwykłą prostotę i płynący z niej urok i prawdę. W tych utworach nie ma krzty fałszu (chyba, że gdzieś tam osunie się palec ze struny, ale przecież jesteśmy ludźmi), piosenki są organiczne, a teksty (szczególnie te Bogdana Loebla) są mądre i ponadczasowe. Gitarzysta był wyznawcą starej, gitarowej szkoły „Gitara-kabel-wzmacniacz”. Nigdy nie używał efektów, czy innych modulatorów. Nigdy niczego nie komplikował. I to właśnie jest to mnie porwało i na zawsze zakorzeniło się w moim sercu – prostota i piękno. Zasady, które i ja zacząłem wyznawać.

3. Breakout – „Blues” (1971)





Płyta, która na zawsze wpisała się w polską kulturę, słuchały jej pokolenia i do tej pory każdy zna przynajmniej „Kiedy byłem małym chłopcem”. Pierwszy w Polsce, oficjalnie wydany album bluesowy.

„Blues” gościł, przynajmniej przez pewien czas, w każdym polskim domu. Najczęściej w formie czarnej płyty, która przechodziła z rąk do rąk i którą zdzierały igły kolejnych gramofonów, głównie produktów kombinatu Unitra. Materiał „Bluesa” był oczywistą częścią prywatek, które odbywały się w domach. Młodzież tańczyła do bluesa, a Grzegorz Ciechowski przyznawał, że często tańczył „wolnego” wtulony w dziewczynę, przy nutach „Co stało się kwiatom”.

Album został wydany na winylu w 1971 roku, choć w późniejszych latach doczekał się licznych reedycji, na wszelkich możliwych nośnikach. Ja sam jestem posiadaczem przepięknej wersji na kompakcie, której szata graficzna w najdrobniejszych szczegółach odnosi się do wydania winylowego. Drugi prezent od dziewczyny – jakże wspaniały! Wydawcą ówczesnym i współczesnym są Polskie Nagrania, wtedy jedyny legalny (i oczywiście państwowy) wydawca muzyki w Polsce. Wtedy nie było jeszcze nawet Pomatonu, a co dopiero EMI, Universal, Sony czy innych… Pionierskie czasy, pionierski album i pionierska (jak na Polską rzeczywistość) muzyka.

Treść płyty to dziewięć, oczywiście bluesowych, utworów bardzo różnej długości. Dla porównania: „Przyszła do mnie bieda” – 1:58, „Gdybym był wichrem” – 7:56. Wszystkie te piosenki błyskawicznie posiadły status kultowych i okazały się być standardami polskiego bluesa, z których wyrastał (przynajmniej częściowo) nie tylko sam gatunek w rodzimej wersji, jak również pokolenia współczesnych polskich gitarzystów – tych z pierwszych stron gazet i tych z podziemia, czy z ogniska…  Mnie samemu, na samą myśl o tej płycie, już drżą palce i słyszę w głowie tę kopalnię motywów, z których powstawały niekończące się jamy w domu, domach kolegów, czy knajpach… 





Płytę obłożono prostą okładką: na grafitowym tle widać kroczącą postać Tadeusza Nalepy trzymającego za rękę chłopca, czyli w rzeczywistości swojego syna Piotra. Obok postaci widnieje czerwony napis „Breakout”, a nad nim mniejszy „blues” bez wypełnienia. Co ciekawe sam Nalepa nie przepadał za tym zdjęciem, bowiem ma na nim krótkie włosy i nie ma zarostu.  Okładka, w każdym razie, stała się graficzną ikoną polskiej fonografii…

A więc… „Kiedy byłem małym chłopcem” to dość prosta bluesowa piosenka, opierająca się na prostym i dynamicznym rytmie oraz (oczywiście) na formie zbudowanej na triadzie bluesowej. Nie ma refrenu, a piosenkę zna cała Polska… To tylko trzy zwrotki, w których podmiot liryczny wspomina podstawowe nauki swojego ojca, a na końcu poucza słuchacza: „Najważniejsze, to być silnym/wicher silne drzewa głaszcze, hej”. I te trzy prawdy wyśpiewane w trzech zwrotkach są przerywane melodyjnymi, krótkimi solówkami gitary i harmonijki. Sam wstęp też jest prosty – melodyjka oparta na skali bluesowej (w sumie na upartego można powiedzieć, że także na pentatonice). Proste i  zostaje w pamięci. Na zawsze. Stąd ponadczasowy charakter tej magicznej piosenki.

„Usta me ogrzej” to taka mrucząca, bluesowa balladka utrzymana w podobnym klimacie do „Co stało się kwiatom”. Tu pojawia się ciekawy smaczek: za każdym razem, gdy basista gra subdominantę i dominantę wprawne ucho wychwyci, że jego instrument miał źle wyregulowany gryf lub powinien podszlifować próg. Słychać zgrzyt, która sprawia, że struna za szybko się wygasza. Smaczek ten można zaliczyć do tych przyjemnych. To sprawia, że „Blues” jest organiczny i lekko niedoskonały.  Druga ciekawostka – „Usta me ogrzej”, a raczej fragment utworu, stał się także hip-hopowym samplem. Autor zapętlił początek utworu, także z pierwszym słowem zaśpiewanym przez Tadeusza Nalepę - „spójrz”. Zostało ono jednak zaśpiewane w delikatny sposób i trudno usłyszeć to „rz”, przez co autor, nie będąc Polakiem, zrozumiał je jako „Spoon”. Sampel ten nosi więc taki tytuł. Można sprawdzić.

„Dzisiejszej Nocy” zamyka płytę. To fajny, bluesowy riff, na bazie którego można tworzyć rzeki dobrej improwizacji… robiliśmy z zespołem takie rzeczy na niejednej próbie, używając także tego riffu. Dynamika samej piosenki jest raczej hmm… czołgająca się, jak to w bluesie. Ale dzięki temu przyjemnie sobie płynie.

„Blues” to dla mnie jedna z najważniejszych płyt. Mówię to nie tylko jako słuchacz, ale także jako muzyk. Wywarła na mnie wielki wpływ i często sięgam do niej po dziś dzień. Uwielbiam bluesa, szczególnie tego proponowanego przez Breakout, szczególnie z tego albumu. Myślę, że wielu ludzi podziela moją opinię. Sama płyta, jako całość, kojarzy mi się z pierwszymi jamami w domu Rafała, pierwszymi próbami i występami bardzo świeżego jeszcze zespołu. Poza tym, słysząc ją, często wyobrażam sobie ówczesnych młodych ludzi balujących na prywatce (domówce w dzisiejszym rozumieniu), latem, gdy drewniane okna w mieszkaniu przy ulicy Tuwima są otwarte na oścież, a z odmętów jego wnętrza wydostaje się na zewnątrz, właśnie przez te okna, głos Tadeusza Nalepy i jego gitara.

Zainteresowanym polecam także przeczytać książkę Wiesława Królikowskiego „Tadeusz Nalepa. Breakout Absolutnie.”, wydawnictwa „Iskry”. Ja przeczytałem jednym tchem. 


3 komentarze:

  1. Minimalistyczny styl okładki zachwyca.
    Próbuje doszukać sie w Polskiej Muzyce (przez duże pe i em) Muzyka,który zachwyca swoją twórczością tak bardzo jak Nalepa..
    I znalazłam tylko Ciechowskiego,
    na tym lista się kończy :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Redaktor Wójcik o Ciechowskim pisać akurat nie będzie, ale z polskich artystów jeszcze ma kilka asów w rękawie. Zajrzyj do wstępu do cyklu. Kolejne, nie tylko jego, już wkrótce. Pozdrawiamy! :)

      Usuń
  2. Zwykle im prościej tym lepiej - u Nalepy się to sprawdza. :)

    OdpowiedzUsuń