"Czerwone korale, czerwone niczym wino..." - nie ma chyba w Polsce osoby, która by nie słyszała i kiedykolwiek nie nuciłaby piosenki grupy Brathanki, która znalazła się na ich debiutanckim albumie "Ano!" z 2000 roku. Popularność utworu sprawiła, że nucił ją nawet Obelix (w odpowiednio przerobionej wersji) w polskim dubbingu aktorskiego filmu "Asterix i Obelix: Misja Kleopatra" z 2001 roku, który genialnie przetłumaczył Bartosz Wierzbięta. A ilu z Was wie, że "Czerwone korale" to cover węgierskiego utworu "Lydiához" Ferenca Sebő nagranego w 1980 roku?
O ile możemy nie mieć świadomości istnienia węgierskiego oryginału, a sam również o tym nie wiedziałem, o tyle dla Tamása Kátai, lidera formacji Thy Catafalque, sytuacja była nieco odwrotna, bo muzyk z kolei nie miał świadomości istnienia "Czerwonych Korali" polskiej grupy folkowej Brathanki. "Lydiához" (pol. "Dla Lydii") czyli cover utworu Ferenca Sebő znalazł się na najnowszej dwunastej płycie studyjnej węgierskiego zespołu "XII: A gyönyörű álmok ezután jönnek" (pol. "Najpiękniejsze sny dopiero nadejdą"), która miała swoją premierę 15 listopada 2024 roku, a o której w całości napiszę wkrótce.
3 grudnia, na stronie facebook Thy Catafalque pojawił się post, w którym Tamás Kátai prostuje sprawę:
Jak wskazuje Tamás, zespół Brathanki miał z powodu "Czerwonych Korali" problemy prawne, co być może też nie jest zbyt powszechnie znanym faktem. Osobiście pamiętam tylko zamieszanie jakie wywołało odejście z polskiej grupy wokalistki Haliny Mlynkovej i zastąpienie jej inną panią. Obecnie, w zespole śpiewa Agnieszka Dyk, która po Mlynkovej jest czwartą wokalistką Brathanków. Co ciekawe, przed sama Mlynkovą w zespole udzielała się Halina Chowaniec-Rybka. Zespół odparł zarzuty o plagiat, twierdząc, że był przekonany, że wykorzystuje tradycyjne melodie ludowe i nie znał nazwiska kompozytora. Sebő przyjął zaproszenie grupy do zagrania wspólnych koncertów i wziął udział w nagraniach drugiej płyty zatytułowanej "Patataj" z 2001 roku. Na koniec wyjaśnienia, Tamás odsyła do oryginalnego utworu Ferenca Sebő, który znalazł się na jego płycie "Énekelt Versek" z 1979 roku (zakładam, że Katai podaje rok kolejny ze względu na fakt, iż tak podaje Discogs, choć niektóre źródła podają również datę 12 maja 1979 roku), a oryginalny tekst został napisany przez rzymskiego poetę Horacego.
Przyjrzyjmy się, czy też raczej przysłuchajmy, oryginalnej kompozycji Ferenca Sebő, następnie Brathanków, a na koniec wersji Thy Catafalque, którą w szerszym kontekście opiszę przy okazji pełnej recenzji dwunastego krążka węgierskiej formacji. Melodię tego utworu zna każdy Polak, więc i oryginał ma dokładnie taki sam układ kompozycyjny i melodyczny. Delikatna, skoczna melodia jest wygrywana na oudzie i bouzouki, a mieszany męski i żeński wokal oraz faktycznie jakby ludowy klimat w połączeniu z brzmieniem kojarzącym się właśnie z folkowymi przyśpiewkami naszych pradziadów, a do tego zagrane skromnie i trochę surowo nadal potrafi urzekać pięknem, tradycją i jakąś dziwną nutą nostalgii.
Wersja Brathanków ma taki sam podstawowy układ melodyczny i kompozycyjny, także w linii wokalnej, choć zmieniony tekst ma zdecydowanie bardziej przebojowy charakter ze względu na podział zwrotka/refren i zmianę na oudów i bouzouki na gitary oraz skrzypce. Inaczej też jest w rozbudowanej środkowej partii brzmiącej jak ludowy taniec weselny. W polskiej wersji również podzielono wokale na męskie i żeńskie, ale mężczyźni śpiewają tutaj słynny refren, a Mlynkova nowe zwrotki. Ulotny charakter pozostał, choć nie ma w nim nostalgii, a ludowość została podkręcona do niemal przesady, takiej, którą określiłbym wręcz przaśnej i cepeliowej. Sam utwór nie jest oczywiście zły, ale poza główną melodią jest zupełnie inną piosenką.
Wersja Thy Catafalque pozostaje wierna oryginałowi Ferenca Sebő i nie zmienia tekstu, ani układu linii wokalnej, gdzie pięknie przenikają się głosy Martiny Veroniki Horváth i Gábora Dudása. W książeczce towarzyszą utworowi dwa obrazki - oryginalny węgierski tekst ma przypominający antyczne obrazy wazowe na którym widać kobietę siedzącą na krześle nad którą świeci słońce, a całość została obramowana ramką z falami i muszelkami. Wszystko namalowane złotawym i perłowo-niebieskim "tuszem" na czarnym tle. Anglojęzyczne tłumaczenie tekstu z kolei ma zbliżenie detalowe na profil twarzy kobiety jak można przypuszczać tytułowej Lydii. W zbliżeniu mocniej widać wykorzystanie perłowo-niebieskiego tuszu, który rozświetla włosy kobiety. Grupa poszerza paletę brzmienia o programowane instrumenty perkusyjne, ale główna melodia nadal wygrywana jest na oudzie i bouzouki oraz wspomagana bezprogowym basem. W tle zaś kapitalnie całość uzupełnia syntezatorowe tło, które znakomicie wiąże utwór z brzmieniem charakterystycznym dla Tamása.
Nigdy nie byłem fanem wersji Brathanków, choć oczywiście jak większość ją znam i kojarzy z czasami dzieciństwa, a szczególnie ze wspomnianym filmem aktorskim z serii o Asteriksie i Obeliksie. Nie wiem, co Obelix śpiewał w wersji francuskiej, ale trzeba przyznać tłumaczowi, że przerobiona na "Pieczone korale" wersja to jednak był majstersztyk. Nieznana mi dotąd oryginalna kompozycja Ferenca Sebőto nadal przejmujący i bardzo udany, choć może z perspektywy czasu trochę zbyt skromny utwór, a z kolei wersja Thy Catafalque jest cudnie wykonanym, wiernym coverem, który fajnie uzupełnia najnowszy album węgierskiej formacji i jakby od niechcenia - aczkolwiek być może to tylko moje skojarzenie - mruga oczkiem do solowego materiału Kátai "Erika Szobája".
Pełna recenzja " "XII: A gyönyörű álmok ezután jönnek" Thy Catafalque wkrótce!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz