wtorek, 20 marca 2018

LUstro: Emu On The Road - Na liście płac jest Osiecka i Stachura (wywiad)


Struś Muzykant i uciekinier z warszawskiego Zoo wciąż nie zamierza tam wrócić, ale udało mi się go na chwilę zatrzymać i zadać kilka pytań. Z chłopakami z Emu On The Road rozmawiam o ich twórczości, fascynacjach i tekstach, a także o tym co sądzą o pisaniu w języku polskim oraz co mają wspólnego z Agnieszką Osiecką i Edwardem Stachurą...

Lupus: Nie znałem Was wcześniej dlatego chciałbym żebyście wpierw opowiedzieli trochę o sobie. Jak długo istniejecie, jak powstawał debiutancki album i skąd pomysł na naprawdę fascynującą nazwę zespołu?

Michał Zubkowicz: Nazwa wzięła się z powodu mojej fascynacji Australią, a dokładniej kiedyś siedząc przy barze w nieistniejącym już lokalu na ulicy Koszykowej widziałem znak ostrzegawczy “Emu on the road”, który pomimo totalnego upojenia alkoholowego zapadł mi bardzo mi w pamięć. Próbowaliśmy później zmienić nazwę na polską, ale nigdy nie ustaliliśmy nic co by pasowało wszystkim, więc tak już zostało.

Tak naprawdę zespół ma swoje początki w okolicach 2004 roku, kiedy nagrałem pierwsze trzy utwory w domowych warunkach. Pożyczyłem bas, efekt gitarowy i nagrywałem jak oszalały przez kilka bezsennych nocy. Brakowało mi solówek więc poprosiłem kolegę Łukasza aby je dograł, co dodało co nieco kolorytu. Utwory poszły do szuflady, gdzieniegdzie się nimi pochwaliłem dostając dość pozytywne opinie i tyle w tamtym okresie. Dziś brzmią trochę infantylnie zwłaszcza pod względem brzmieniowym, ale do dziś się dziwię jakim cudem w domu mi się udało to tak nagrać, bez przesadnych efektów i na badziewnym sprzęcie. Co jakiś czas wracałem do tematu próbując zebrać skład, z marnym skutkiem. Czas zajmowało mi granie w kapeli grającej covery o nazwie Tones Of Bones.

Dopiero 10 lat później udało się zebrać ludzi, aby znowu wrócić do tematu.. W początkowym ukresie bardzo często się zmieniał skład, ludzie zmieniali fascynację muzyką na wykańczanie mieszkania, zmieniali zainteresowania, czy ćpali tyle, że nie dało się z nimi pracować. Albert dołączył w momencie chyba 3 zmiany basisty. Razem z nim w okolicach 2014 próbowaliśmy też nagrać pierwszy album, który w całość poszedł do śmietnika. Trzeba było wywalić wszystkie ścieżki perkusyjne, bo się do niczego nie nadawały, próbowaliśmy zatrudnić perkusistę sesyjnego, który nagrał ścieżki, ale całość w ogóle nam nie pasowała więc odpuściliśmy i porzuciliśmy temat na dłuższy czas. Przy okazji opracowując nowy materiał. Kilka utworów które miały być na tamtej płycie są na obecnej.

Grając raz akustyczny koncert w pubie Florian poznaliśmy Romka, który wpadł tam na jam session, mający odbywać się po naszym koncercie. Nie było perkusji więc Romek grał na krześle, stwierdziłem że skoro potrafi na krześle grać to z perkusją też sobie poradzi. I tak zaczęliśmy grać razem. Dopiero pod dołączeniu Alberta i Romka można powiedzieć, że zebrał się skład, który ma jakąś wspólną wizję tego co chce grać.

L: Wymieniacie pośród swoich inspiracji zarówno zespoły zagraniczne jak i polskie, ale odnoszę wrażenie że bliżej Wam jednak do polskiego grania – sporo w tej muzyce naleciałości z Breakoutów, Nalepy, starej Budki Suflera, Kultu czy T.Love. Domyślam się, że jesteście fanami tych grup i artystów i nie są to zupełnie przypadkowe skojarzenia i tropy?

Albert Zubkowicz: Jeśli chodzi o mnie to fanem jestem jedynie zespołu Breakout. Ogromnie cenię Kult za jego dokonania na polskiej scenie oraz twórczość do przełomu millenium. Co do reszty to można powiedzieć, że lubię parę kawałków, ale poza tak zwanymi szlagierami niespecjalnie kojarzę ich twórczość.

Romek Mlyuzan: Lubię muzykę Breakout oraz Kult, ale nie jestem ich wielkim fanem. Co do reszty dołączam się do zdania Alberta :D

MZ: Z podanej listy obecnie jedynie Brekaout słucham, Kultu słuchałem całe liceum, po czym trochę mi się już znudził, a że utwory stawały się coraz bardziej popowe,nowe utwory już do mnie tak nie trafiały. 
L: Przysłaliście nam swoją płytę w momencie, gdy chwilę wcześniej wyszła trzecia płyta grupy Dice „Nowy Świt” ze Stargardu Szczecińskiego grającą bardzo podobną muzykę do Waszej. Kojarzycie może tę grupę? Co o niej sądzicie? Słuchaliście może już ich najnowszej płyty?

AZ: Szczerze mówiąc dopiero Twoje spostrzeżenia skłoniły nas do jej przesłuchania. Opinie są delikatnie podzielone, ale według mnie da się dostrzec podobne zabiegi muzyczne na płycie, choć gatunkowo to raczej co innego niż my.

MZ: Przesłuchałem ,ale bym powiedział że to całkowicie inny styl.

L: Uwagę zwracają też teksty, które co mnie bardzo cieszy są po polsku. Swego czasu na naszych łamach mieliśmy taki cykl „Polisz Jor Inglisz” właśnie o śpiewaniu lub nie po polsku przez polskie grupy. Co Wy sądzicie na ten temat? Jak to jest z tym polskim – da się? A słuchając Was czy Dice'ów nie trudno stwierdzić że da się.

MZ: Da się na pewno, o czym świadczy popularność Kazika Staszewksiego czy Kasi Nosowskiej czy Waglewskich (całej trójki). Uważam, że śpiewanie w Polsce po angielsku bardzo słabo wychodzi. Brodka w miarę sobie radzi z akcentem obecnie, czy Titus z Acid Drinkers, ale poza nimi w dużej mierze drażni mnie to, bo teksty brzmią licealnie i infantylnie i jedyne co je ratuje to to, że nikt ich nie rozumie. Do tego dochodzi akcent, który także pozostawia sporo do życzenia. Ja wiem, że pisanie tekstów to ciężki kawałek chleba, ale śpiewanie po angielsku to pójście na skróty. Bardzo mi się podobało podejście grupy Konopians, którzy po prostu udawali, że śpiewają po angielsku i nikt się nie orientował, że ich teksty to bzdury.

L: Skoro mowa o tekstach, to chciałbym żebyście o nich trochę opowiedzieli. O czym mówią, co Was inspiruje. Jak udało Wam się pogodzić obserwację społeczną z poetyckimi pejzażami w co niektórych kawałkach. Kim są pozostali tekściarze Waszych piosenek?

AZ: Póki co warstwą liryczną zajmuje się Michał,  niektóre teksty udostępniła nam Paulina Martynów, a i czasami wspiera nas też  Janek “Rotten” Chłopecki. W przypadku starszych piosenek na liście płac jest nawet Osiecka czy Stachura, jednakże do tych utworów wracamy sporadycznie jedynie na koncertach.

MZ: Staram się pisać sam, ale czasami nie mam ochoty, jestem za leniwy, albo po prostu nie mam pomysłu. Poza tym różnorodność dodaje kolorytu. Na samym początku bardzo byłem niezadowolony ze swoich tekstów, dopiero po wielu latach prób i wyrzucania do śmietnika  nabrałem przekonania, że jakoś to w końcu wygląda. Dlatego też na początku praktycznie cały czas wspierałem się czyimiś tekstami. Na Paulinę natrafiłem szukając tekstów w internecie i jej wiersze bardzo mi się spodobały, miały ciekawą rytmikę, fajne spojrzenie, czyli wszystko co jest potrzebne dobremu tekstowi. Rottena z kolei poleciła mi koleżanka i jego brudne ujęcie świata w tekstach także do mnie bardzo trafiło. Bardzo wiele kapel z Warszawy korzysta z jego twórczości.

L: Uwagę zwraca też stworzona do płyty oprawa graficzna korespondująca z nazwą zespołu. Od początku mieliście taki zamysł na nieformalnego czwartego członka – strusia Emu czy może był to pomysł grafika?

MZ: Na początku miał być obraz, później z racji tego że nie udało się projektu doprowadzić do końca miało być zdjęcie ładnej dziewczyny na tle pustyni, ale w ostatniej chwili zobaczyłem okładkę kapeli Ignu,  zapytałem, kto im robił okładkę i już tydzień później mieliśmy fajną własną.

L: Kolejna kwestia to brzmienie płyty, które jest dość jednostajne, kroczące – przypominające strusia w biegu. Czy był to zabieg celowy i przemyślany? Jest też dość surowo, trochę jakby nagrywane na żywo, łapiąc chwilę. Ponadto zauważyłem, że perkusja brzmi na tej płycie dość miękko, co zaskakuje, bo często w energicznych momentach wydaje się być nieco zbyt delikatna. Jak to było w Waszym przypadku z nagrywaniem płyty? Więcej było tutaj Waszej inwencji czy warunki dyktował realizator dźwięku?

AZ: Zdecydowanie to wypadkowa czynników jak zastosowany sprzęt czy warunki panujące w studio, jednakże i wynik eksperymentów, bo jakby nie patrzeć - jest to nasz debiut. Polecamy przyjść na koncert, na żywo gramy znacznie dynamiczniej i ostrzej :)

MZ: Trochę wyszło nam bardziej surowo niż chcieliśmy, ale każdy się cały czas uczy.

L: Co robicie, aby zaistnieć w szerszej świadomości – próbowaliście się promować przez radio? Czy może radio nie jest zainteresowane taką muzyką jak Wasza?

MZ: Jeśli chodzi o szeroki rynek czysto komercyjny, to jaki koń - jest każdy widzi. Wszystko dzieje się bardzo szybko i zanim zdążyliśmy skupić się na promocji pierwszej płyty, pracowaliśmy już nad kolejną. Do radia ciężko się dobić, bez kontraktu z dużą wytwórnią. My stawiamy na to co jest dostępne: YT, Spotify, czyli staramy się podchodzić nowocześniej do promocji, bo stare metody obecnie nie zdają egzaminu. Promujemy się powoli ale sukcesywnie.

L: Materiał jak wiadomo promuje się też koncertami: czy planujecie jakąś trasę po kilku klubach? Gdzie i z kim będzie można Was zobaczyć? Z kim chcielibyście zagrać?

MZ: Gramy średnio chyba jeden koncert na dwa miesiące. Nie podchodzimy do tematu koncertów ze szczególną ekscytacją ponieważ organizatorzy chcą organizować koncerty w tygodniu, natomiast ludzie chcą wychodzić na koncerty w weekendy. Ogólnie też w Polsce nie ma kultury wychodzenia na koncerty mało znanych kapel (w przeciwieństwie np. do UK), więc jest jak jest. Stwierdzamy że nagrywanie płyt sprawia nam tyle samo przyjemności co granie koncertów, więc skupiamy się na nagrywaniu i promowaniu przez internet na ile pozwala na to ograniczony budżet.

L: Jaka przyszłość czeka „strusia w drodze” - szykujecie już może następny materiał, czy na razie skupiacie się dobrym wypromowaniu debiutanckiego krążka i siebie z jego pomocą?

MZ: Mamy już materiał na drugą płytę, całkowicie w innym stylu, a do trzeciego się przymierzamy. Granie to dla nas przyjemność, więc robimy to co lubimy. Niedługo wypuścimy kolejny teledysk do utworu “Ahmed”, który możliwe że znajdzie się na kolejnej płycie, oraz jeszcze jeden prawdopodobnie w czerwcu do utworu “Wczorajszy” i tak w kółko ;).

L: Jeśli chcecie jeszcze coś od siebie dodać, to jest to ten moment kiedy możecie to zrobić. Na koniec, tradycyjnie też wszystkich pytamy, czego możemy Wam życzyć?

MZ: Tego, aby każda kolejna płyta była lepsza od poprzedniej ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz