Nowa płyta, w dodatku udana, to świetna okazja żeby porozmawiać z Dice, już po raz trzeci zresztą pojawiających się w tych okolicznościach na naszych łamach. Z Łukaszem Przybylskim oraz Bartoszem Izakiem rozmawiamy między innymi nie tylko o nowej płycie, ale także o planach na przyszłość, radiu i koncertach oraz o tym dlaczego Greta Van Fleet jest skazana na sukces...
Lupus: Istniejecie już nieco ponad dziesięć lat i wraz z trzecią płytą w pewnym sensie świętujecie ten mały jubileusz. Jakie uczucia towarzyszą Wam na tym etapie, chciałby się powiedzieć „rzucania kośćmi”? Co zmieniło się w Waszym życiu od powstania zespołu, aż do wydania „Nowego Świtu”? Jak bardzo zmieniło się Wasze podejście do zespołu, grania i tworzenia?
Łukasz Przybylski: Tak, zgadza się, w tym roku będziemy
mieli już 11 lat! Płyta miała ukazać się w roku naszego
dziesięciolecia, ale było kilka poślizgów, jak zawsze zresztą.
Trochę ciężko nam w to uwierzyć, ze to już 10 lat. Zaczynaliśmy
grać w Dice jeszcze jako studenci, byliśmy piękni, młodzi…
dlatego często o tym nie myślimy, że to już tyle czasu. Uczucia
się może trochę zmieniły – chcemy jeszcze więcej grać,
więcej nagrywać, więcej koncertować! Od powstania zespołu
zmieniło się wiele. Mieliśmy 2 perkusistów i 5 gitarzystów,
nagraliśmy 3 płyty długogrające, zagraliśmy wiele koncertów –
to wszystko przyniosło nam doświadczenie i wiedzę której 10 lat
temu nie mieliśmy. Teraz jesteśmy bardziej otwarci na różne
muzyczne wpływy i stosowanie ich u nas, co słychać już było na
„Paradice”, a co przybrało na sile na „Nowym Świcie”.
L: Jak bardzo zmienił się sposób pisania i nagrywania między
poszczególnymi płytami, Waszym debiutem „Stara Historia”,
bardzo udanym „Paradice” i właśnie się ukazującym najnowszym
albumie?
ŁP: „Stara Historia” to był zbiór
utworów, które napisaliśmy przez pierwsze 6 lat istnienia zespołu.
Pisaliśmy je głównie na próbach, często wychodziły z
jammowania, nie pisaliśmy ich konkretnie jako materiału na płytę,
powstały po drodze, zebraliśmy je i nagraliśmy. Płyta „Paradice”
ma już w sobie materiał pisany „z premedytacją”, z myślą o
kolejnej płycie. Jest bardziej spójny i rozplanowany. Pierwszy raz
użyliśmy gitar akustycznych, skrzypiec i fortepianu. Dla nas to był
przełom w naszej twórczości, otwarcie się na rzeczy akustyczne
pobudziło naszą kreatywność I zmieniło podejście do pisania
melodii. Kiedy gra się akustycznie i muzyka jest spokojna,
powodzenie utworu zależy od tego czy uda się wypracować odpowiedni
klimat, który nadaje melodia. Na „Nowym Świcie” poszliśmy w te
stronę jeszcze bardziej, trochę eksperymentując, a jednocześnie
dokładając ciężaru tam gdzie trzeba.
L: Podobnie jak w przypadku drugiej płyty, na stanowisku drugiego
gitarzysty nastąpiła zmiana – Łukasza Dopierałę zastąpił
Bartosz Izak. Co skłoniło Was do kolejnej roszady i jak wpłynęło
to na zespół?
ŁP: Łukasz Dopierała w trakcie trasy z
„Paradice” odszedł z zespołu I przez pewien czas graliśmy jako
trio, co już zdarzyło się przy „Starej Historii”, kiedy z
zespołu odszedł Marcin Bagiński, więc mieliśmy już
doświadczenie w graniu we trzech. Pewnego dnia na lekcje gitary do
mnie zaczął uczęszczać Bartosz Izak. Był to moment kiedy
szukaliśmy nowego gitarzysty. Okazało się, że był naszym fanem,
znał nasze kawałki I przychodził na nasze koncerty. Po kilkunastu
lekcjach zaproponowałem Bartka jako nowego gitarzystę, zrobiliśmy
przesłuchanie i po kilku po kilku pierwszych dźwiękach mieliśmy
nowego gitarzystę. Jeśli chodzi o wpływ przyjścia Bartka do
zespołu jest on wyłącznie pozytywny. Muzycznie wzbogacił nas o
piękne blues-rockowe solówki i bujające riffy, a personalnie
wzbogacił nas o nową energię, motywację i chęć
samodoskonalenia. Jest bardzo zaangażowany i pomocny. Cieszymy się,
ze to właśnie on z nami jest, jest w stu procentach dajsowiczem
L: Były „stare historie”, była gra słowna przy okazji drugiego
albumu. Co kryje się za tytułem trzeciej płyty – te wszystkie
kurtyny, nowe logo, garnitury, poważne miny niczym z „Ojca
Chrzestnego”, pojawiająca się wszędzie czerwona kanapa. To
chyba nie tylko przemyślana strategia, ale także wyraźne
zaznaczenie pewnego punktu zwrotnego w Waszym graniu? Czemu „Nowy
Świt”?
ŁP: Tytuł trzeciej płyty to zaznaczenie, że
trzeci album to nie tylko nowa płyta, to także nowy Dice, nowy
gitarzysta, nowa energia, nowe podejście do pisania muzyki, nowe
elementy które staramy się wplatać w nasze kompozycje i nowe
pomysły. „Nowy Świt” to także tytuł jednego z utworów, który
wybraliśmy jako tytuł płyty, ponieważ ma w sobie „coś” co
muzycznie spaja płytę. A poza tym ma chyba najcięższy riff na
płycie Oczywiście cała
strategia co do logo, zdjęć, charakteryzacji była przemyślana,
Mateusz Szeremeta określa to jako gentlemani rock and rola.
L: Intryguje mnie w ogóle ta czerwona kanapa - to symbol jakiejś
swojskości niezależnie od miejsca w którym się znajdowaliście?
A może był to taki Wasz prywatny TARDIS – wyglądająca
niepozornie, większa gdy się już siedzi, ale zawsze zabierająca
do celu mimo okazjonalnie wyskakującej sprężyny? [śmiech]
ŁP: Co do kanapy to nie wiedzieliśmy do
samych zdjęć jaka będzie. Od początku ceniliśmy mieć kanapę na
planie i powiedziano nam, że skórzana kanapa jest dostępna i jest
na miejscu. Myśleliśmy o czarnej kanapie. Okazało się, że jest
czerwona. Na początku pojawiły się pomysły że y zmienić jej
kolor w postprodukcji, ale kiedy wnieśliśmy ja na scenę i
zrobiliśmy pierwsze zdjęcia, wiedzieliśmy że musi zostać
czerwona. Jej kolor także miał wpływa na kolorystykę logo oraz
grafiki do albumu.
L: Po raz kolejny mocną stroną są u Was polskojęzyczne teksty.
Konsekwentnie stawiacie na język ojczysty – co zresztą bardzo
doceniam. To świadomy wybór czy uważacie, że angielski nie
pasowałby do Waszych utworów? Myśleliście o jakiś
anglojęzycznych własnych numerach czy nie macie parcia na szkło i
zabieganie o zachodniego słuchacza?
Bartosz Izak: Myślę, że najpierw trzeba się dobrze
zaprezentować na polskim rynku zanim się uderzy gdzieś dalej.
Gdyby nasze teksty były tylko po angielsku moglibyśmy zaginąć
wśród wielu zespołów, które piszą teksty tylko w obcym języku
i liczą na szybki sukces. Poza tym odpowiada nam pisanie w ojczystym
języku i myślę, że teksty pasują do kawałków. Tak na
marginesie, nie mielibyśmy problemów z angielskimi utworami w końcu
Łukasz jest po anglistyce
L: O czym są Wasze teksty tym razem, jak łączą się ze sobą i w
czym leży Wasz mały sekret pisania tekstów stosunkowo prostych,
wpadających w ucho, ale jednocześnie pełnych ukrytych znaczeń i
sugestii?
ŁP: Co do teksów to odpowiadają za nie Karol
Przybylski i Mateusz Szeremeta. Oni mieliby najwięcej do powiedzenia
jeśli o nie chodzi. Mateusz był bardzo natchniony jeśli chodzi o
pisanie tekstów więc powstawały w szybkim tempie. Karol napisał
trzy teksty na nową płytę, a ja tym razem skupiłem się na
pisaniu muzyki. Teksty opowiadają o różnych sytuacjach, problemach
i dylematach. Nie przepadamy za tekstami które udają jakąś
wybujałą i dla nikogo nie zrozumiałą poezję. Tekst ma być
zrozumiały i pierwszy przekaz ma trafić do słuchacza stosunkowo
łatwo, musi być o czymś ludzkim i codziennym, dlatego pojawiło
się sporo tematów z życia codziennego. Po kolejnym przesłuchaniu
można zawsze doszukać się kilku ukrytych niuansów czy przekazów.
L: Podobnie też jak w przypadku numerów do „Paradice”
postawiliście na obraz, czyli teledyski. Każdemu z numerów
towarzyszy jakaś wizualna forma. Opowiedzcie proszę o tym jak
zmieniała się koncepcja każdego z tych teledysków i jak one
powstawały – o bodaj najciekawszym z nich, czyli do drugiej
części „Umarłych Wzorców” to wręcz mokry sen alkoholika
[śmiech], co z kolei jest dość paradoksalne bo tekst raczej mówi
o podjęciu walki z przyzwyczajeniami, szukaniu prawdy i nowych
wodzów. Jak to więc z nimi i z innymi teledyskami było?
BI: Plany koncepcyjne teledysków jak i pomysły do
nich były zbierane od dawna jeszcze przed napisaniem niektórych
utworów np. teledysk, w którym siedzimy na środku pola w fotelach
przewijał się w zespole już od dwóch lat. Pomysły dopasowujemy
do utworów i działamy!
L: Nowa płyta zaskakuje też bardzo solidnym brzmieniem, które jest
bardziej dojrzałe i pełniejsze, a zarazem ostrzejsze. I
zdecydowane punktuje na korzyść materiału. Macie też na niej
drugie, bardziej liryczne, bo akustyczne oblicze. Traktujecie Wasze
brzmienie bardziej jako konstrukt, który dojrzewał do takiej formy
i cały czas ewoluował czy w istotny wpływ na nie miał również
Sebastian Kaczmarczyk? Pomagał Wam, doradzał czy tylko postępował
zgodnie z Waszymi wytycznymi?
BI: Zamysł był prosty: mocne i potężne
brzmienie, które miażdży słuchacza. Myślę, że udało się to
osiągnąć również z pomocą Sebastiana, który też jest
gitarzystą i świetnie rozumiał nasze potrzeby. Potrafił nadać
gitarom mocne brzmienie, świetnie realizował nasze pomysły, a jego
podpowiedzi nierzadko się przydawały.
L: Na nowej płycie znalazły się głównie kompozycje całkowicie
premierowe. Jest jednak na niej wydany krótko po „Paradice”
singiel „FemFatale”. Chcieliście żeby był wydany również
fizycznie, czy od początku planowaliście że znajdzie się na
następnym albumie?
ŁP: „FemFatale” miał spełnić kilka
funkcji. Miał to być test dla nowego gitarzysty, aby mógł
zaprzyjaźnić się ze studium przed nagraniem płyty długogrającej,
bo nigdy wcześniej nie był w takiej sytuacji; bardzo chcieliśmy
napisać nowy utwór ponieważ od wydania „Paradice” graliśmy
cały czas koncerty i nie mieliśmy czasu, żeby napisać coś nowego
i wykorzystaliśmy lukę w czasie, aby go skomponować i nagrać;
miał być także wyznacznikiem nowego kierunku dla Dice, pierwszym
promykiem nowego świtu; miał być także elementem promocyjnym
czwartej części trasy z „Paradice”; od początku wiedzieliśmy,
ze trafi na nowa płytę i miał za zadanie właśnie ją zwiastować,
wiedzieliśmy nagrania zajmą trochę czasu i nie chcieliśmy, żeby
było głucho. „FemFatale” na płytę „Nowy Świt” trafił w
swojej oryginalnej, singlowej wersji z 2016 roku.
L: Na tak zwanej stronie „X” znalazły się z kolei dwa numery z
poprzednich płyt w nietypowych aranżacjach – zwłaszcza gdy
mówimy o tytułowym numerze z debiutu, który przypominał mi
trochę zwariowaną i zróżnicowaną stylistykę z jaką na
25-lecie zdecydowali się panowie z Helloween, zupełnie inną od
kojarzonego z nimi grania. Czemu akurat te numery, skąd pomysł na
takie aranżacje i czemu nowa „Stara Historia” jest po pierwsze
jeszcze bardziej „pijacka” od „Umarłych wzorców” i kojarzy
mi się z krasnoludami z „Hobbita” Tolkiena [śmiech]
ŁP: Coś w tym jest. Nam też pomysł
Helloween się podobał, ale nie myśleliśmy o tym podejmując
decyzję o autocoverach. Pomyśleliśmy, że chcielibyśmy zaznaczyć
10lecie zespołu na tej płycie. Graliśmy już „Starą Historię”
akustycznie w stylu country przy okazji kilku koncertów i
pomyśleliśmy, żeby te wersje nagrać. A skoro mieliśmy już coś
z pierwszego albumu to chcieliśmy też nagrać coś z „Paradice”.
Wybraliśmy „Znajomi Sobie Nieznajomi” ponieważ w wersji
akustycznej jest zupełnie inny niż oryginał. Taka jazzująca
wersja dobrze pasowała właśnie do tego utworu.
L: W wywiadzie udzielonym dla Muzykoholików,jednego z kilku obok nas
patronatów, redaktorka Filarczyk stwierdziła, że „wasza muzyka
kompletnie nie nadaje się grania jej w komercyjnych stacjach”.
Trochę się nie mogę z tym zgodzić, bo macie kilka numerów,
także na nowej płycie, jak choćby otwierający „Obłęd” czy
„Jutrzenka”, które z powodzeniem w radiowej rzeczywistości by
się odnalazły. Mówiłeś już co prawda w nim o zmianach w
oczekiwaniach słuchających radia, ale z kolei wydaje mi się, że
problem raczej tkwi gdzie indziej – w braku audycji promujących
takie zespoły jak Wasz. Wymieniasz też Antyradio, które również
jest jednym z patronów nowego wydawnictwa. Jak to właściwie jest
z tym radiem Waszym zdaniem – nie ma odpowiednich stacji, audycji,
czy faktycznie to zapotrzebowanie tak diametralnie się zmieniło?
Próbowaliście może uderzać do innych stacji, na przykład do
wciąż popularnej Trójki?
ŁP: Jeśli chodzi o Trójkę to utwór „Lot
Złudzeń” z płyty „Paradice” gościł w audycji Pana
Wojciecha Ossowskiego. Jest dużo stacji rockowych jak Antyradio,
Rock Time Radio itd. Są także radia studenckie, które taką muzykę
grają, np. Radio Sygnały, które czekają na taką muzykę. Stacje
komercyjne grają pop bo nie angażuje słuchacza i jest
bezproblemowo przyswajalną papką, jest neutralny, coś brzęczy w
tle i już. Im bardziej stacja radiowa jest popularna tym trudniej
się do niej dostać, ponieważ mają wiele różnych zgłoszeń i
materiału do przerobienia. Trzeba uparcie dążyć, aby osiągnąć
cel. Ważnym jest, aby próbować być w tylu miejscach w ilu się
da, bez względu na to czy to radio czy w internecie.
L: Jak w Waszym odczuciu zmieniła się przestrzeń koncertowa i
kwestia ich organizacji w czasie Waszego istnienia – nadal jest
kiepsko z inicjatywą czy jednak jest jakiś płomyczek zmian? Nie
macie przypadkiem wrażenie, że stare polskie zespoły miały nieco
łatwiej w docieraniu do ludzi, w zapełnianiu klubów i to w
dodatku w znacznie gorszych czasach?
BI: W każdym większym mieście, w weekendy odbywa
się kilka koncertów, więc ludzie naprawdę mają, w czym wybierać.
Kiedyś koncerty nie były tak oczywiste i częste jak teraz, więc
jak ktoś grał to wszyscy przychodzili. Możemy czasami to poczuć,
gdy gramy w mniejszych miastach, gdzie nierzadko puby wręcz pękają!
Jeśli chodzi o metropolie to sprawa się trochę komplikuje…
L: O inspiracjach już rozmawialiśmy, mówiliście też o nich z
redaktorką Filarczyk z Muzykoholików. więc nie będę powielał
pytania – zapytam inaczej. Nie
myśleliście o tym, żeby nagrać krótką epkę w tym stylu ale z
Waszymi najbardziej ulubionymi polskimi kawałkami? A może nie
czujecie takiej potrzeby?
BI: Ale trafiłeś z pytaniem! Tydzień temu jak
wracaliśmy z koncertu w Szczecinie rozmawialiśmy właśnie o tym. Z
luźnej rozmowy wyłonił się dość poważny pomysł na nagranie
epki z polskimi utworami, lecz mało znanych artystów z lat 70 i
80-tych. Jest naprawdę pełno świetnych wykonawców, o których
świat już zapomniał, a my byśmy chcieli wyciągnąć na wierzch
ich utwory i nagrać w swoim własnym stylu.
L: Wymieniacie pośród Waszych inspiracji głównie klasyczne,
zasłużone formacje. Pośród niech nie braknie też Metalliki,
Sabbathów i tym podobnych. Wspominacie też znakomicie radzącego
sobie Organka. I stąd drugie pytanie związane poniekąd z
inspiracjami lub z tym czego słuchacie: czy słuchaliście ostatnio
jakiejś płyty do której boicie się przyznać, takiej która leży
w zupełnie innych rejonach gatunkowych ale zaintrygowała Was i
wciągnęła? Słuchacie może muzyki bardziej ekstremalnej, takiej
jak deathcore, czy odrzuca Was raczej taka formuła technicznego
grania? Zaskoczyło mnie choćby w wywiadzie dla Muzykoholików
wymienienie Behemotha – nie wyglądacie raczej na wielbicieli
black metalu i czarnych mszy, a może jest coś o czym powinniśmy
wiedzieć? [śmiech]
BI: Jakiś czas temu zaintrygował mnie świetny
soulowy artysta Charles Bradley. Przesłuchałem jego wszystkie
albumy i bardzo mi się spodobał do tego stopnia, że chciałem
pojechać na jego koncert, który miał się odbyć w Berlinie
minionego roku. Niestety Charles zmarł miesiąc przed koncertem,
lecz zostawił po sobie świetną muzykę!
L: Skoro pytam oto czego słuchacie to warto też zapytać oto, na
jakie płyty oprócz najnowszego Illusion czekacie w tym roku
szczególnie?
ŁP: W tym roku oczywiście Black Label
Society, Joe Bonamassa/Beth Hart i Jimi Hendrix [mowa o płycie "Both Sides Of Sky", trzeciej części nigdy nie wydanych materiałów muzyka przez jego spadkobierców - przyp. nacz].
L: Czy znacie może grupy Black Rebel Motorcycle i Greta Van Fleet?
Jeśli tak to, co o nich sądzicie? Jeśli nie, to polecam.
Szczególnie tę drugą, bardzo Zeppelinowa, ale zagrana świeżo i
z nowoczesnym pazurem.
BI: Greta Van Fleet to świetny zespół, a
wokalista ma bardzo zbliżoną barwę głosu do Planta. Myślę, że
czeka ich duży sukces, jeżeli dalej będą wydawać tak dobre
kawałki. Ludzie lubią zespoły, które „kontynuują” muzyczną
drogę innych starszych wykonawców. Sam jestem wielkim fanem
Airbourne, które nieraz jest porównywane do AC/DC.
L: Nowa płyta to także koncerty. Gdzie już zagraliście, gdzie
zamierzacie zagrać, wreszcie z kim zamierzacie zagrać –
stawiacie na lokalne grupy grające podobnie jak Wy, znajomych czy
jakieś znane formacje? Z kim chcielibyście zagrać?
BI: Mamy dużego „Powera” do koncertowania,
dlatego chcemy grać regularnie w wielu miastach w całej Polsce jak
i na festiwalach.
L: Chcecie jeszcze coś od siebie dodać? I ostatnie pytanie, to już
taka nasza mała tradycja, czyli czego Wam życzyć?
BI: Zdrowej wątroby, wielu koncertów i platynowej
płyty!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz