poniedziałek, 12 maja 2014

Epica - The Quantum Enigma (2014)


W dwa lata po znakomitym "Requiem for the Indiffirent" Holendrzy z Epiki powracają z siódmym albumem studyjnym. Tak naprawdę jest to szósty album, ale jeśli policzyć "The Score - An Epic Journey" rachunek się zgadza. Pod względem stylistycznym jest to bezpośrednia kontynuacja krążka z 2012 roku, ale sięga znacznie dalej, bo częściowo rozwija wątki z "Design Your Universe" jak również całej suity "A New Age Dawns". Jak zatem prezentuje się najnowsza Epica?

Za okładkę po raz trzeci jest odpowiedzialny Stephan Heileman, niemiecki fotograf i grafik, a okazyjnie także wokalista. To on był odpowiedzialny między innymi za okładkę "Silverthorn" Kamelot i za grafiki na płytach Legion of the Damned czy Mayan, ale tutaj przeszedł samego siebie. Zestawienie wszystkich religii, kosmogenezy i elementów kojarzonych z muzyką graną przez Epikę zostało tutaj zharmonizowane znakomicie i nie tylko dodaje tajemniczego wymiaru całemu albumowi, ale także kapitalnie go uzupełnia. A zawartość jest naprawdę bogata. Wersja podstawowa to trzynaście utworów o łącznym czasie siedemdziesięciu minut, ale nie potrafię słuchać takich płyt ze świadomością, że to niecały materiał. Ponadto mamy dodatkowy krążek z czterema numerami w wersjach akustycznych oraz jeszcze jeden z wersjami instrumentalnymi. A to bynajmniej nie koniec, dodatkowo jest jeszcze pięć bonusowych kompozycji rozdzielonych pomiędzy każdą z konfiguracji wydania, a tych jest również aż pięć.

Otwiera filmowe intro "Originem" z bogatymi orkiestracjami i chórami, które płynnie przechodzi w "The Second Stone", które rozpoczyna się od szybkiego, melodyjnego wejścia, a potem wszystko się rozpędza. Od razu słychać, że jest potężniej i jeszcze mocniej niż na poprzednich albumach, a nawet w pewnym stopniu nawiązuje się tu do Mayan. Po nim następuje znakomity "The Essence of Silence", wcześniej wypuszczony jako singiel. Najpierw delikatne smyczki oraz pianino i wtedy następuje uderzenie. Fantastycznie zostały w nim przeplecione harshe z głosem Simone Simons i chórami w tle, a ciężkie fragmenty przenikają się z tymi melodyjnymi i bardziej epickimi. Nie zwalniamy w ciężkim i równie znakomitym, rozbudowanym "Victims of Cintignency". Wolniejsze, orkiestrowe i ponownie filmowe intro rozpoczyna "Sense Without Sanity - The Impervious Code -", ale już po chwili znów przyspieszamy. Wielowarstwowość i operowa konstrukcja sprawdza się po prostu znakomicie, a orkiestra jeszcze nigdy chyba nie brzmiała tak rewelacyjnie w tego typu muzyce.
Okładka singla "The Essence of Silence"
Szóstą pozycję zajął drugi singiel z tej płyty, czyli "Unchain Utopia". Orientalny szlif, chóry i nisko strojony niemal death metalowy bas potrafią wgnieść w fotel, a głos Simone jest coraz lepszy. Jednocześnie nie jest to najlepszy utwór na płycie, jest bardzo klasyczny i nie trudno się słuchając go pomylić, jaki zespół go stworzył i w jakim gatunku grają, choć wprawne ucho wyłapie nawet wyraźne nawiązania do wczesnego Theriona. "The Fifth Guardian - Interlude -" to z kolei instrumentalny przerywnik jednocześnie wprowadzający do "Chemical Insomnia". Orientalny wstęp niczym z azjatyckich filmów, liryczny i bardzo łagodny, który nie tylko wycisza ale i przygotowuje do drugiej części płyty. Całościowo przypomina on bardzo zawartość "The Score - An Epic Journey" i jest to bardzo udane nawiązanie. Płynnie przechodzi do wspomnianego już "Chemical Insomnia", który znów wraca do ciężkich riffów i melodyjnych epickich motywów. Niezwykłe jest jak Epica potrafi zapanować nad harmonią, nie popadając w nadmierną pompatyczność, sztampę i chaos. Każdy element został tu przemyślany tworząc perfekcyjną całość.

Słuchamy dalej, "Reverence - Living In the Heart" który otwiera potężny, walcowaty orkiestrowy wstęp, a następnie ciężki death metalowy pasaż, do którego po chwili dołącza wokal Simone. Przecudnie wypada część chóralna i orkiestrowe wstawki, które ponownie dopełniają kompozycje, ale w żadnym wypadku nie są wstawione na siłę jak często się zdarza w epickim metalu. I do tego świetna, ale krótka solówka na gitarze. Następnie pojawia się "Omen - The Ghoulish Malady". Delikatny, fortepianowo-orkiestrowy wstęp i po chwili znów następuje filmowe uderzenie. Czysta perfekcja i piękno. Ten utwór to także ballada, znacznie spokojniejszy od pozostałych, ale nie stroniący bynajmniej od mocniejszych pociągnięć. Numerem jedenastym jest "Canvas Of Life" który może skojarzyć się z ostatnim Nightwish. Delikatne, akustyczne wejście i wokal Simone. Przy końcówce przepięknie się rozwija, choć ani na moment nie pojawiają się ostrzejsze fragmenty. Bardzo podobny jest początek "Natural Corruption", ale tu niemal od razu przechodzimy w kolejną porcję mocniejszych i epickich brzmień. Miejscami nawet odnieść można wrażenie zbliżania się do melodyjnych zagrywek z grup folkowych, jednak nie używa się tutaj żadnych dud czy innych instrumentów kojarzonych z tamtym gatunkiem.

Okładka singla "Unchain Utopia"
Paradoksalnie zarówno poprzedni, jak i ten to najsłabsze momenty tej płyty. Finał wersji podstawowej to numer tytułowy, czyli "The Quantum Enigma - Kingdom of Heaven Part II" będący de facto ósmą częścią suity "A New Age Dawns" (pierwsza część była szóstą odsłoną wspomnianej). Niemal dwunastominutowy utwór wieńczy płytę w niesamowity sposób, choć tak naprawdę to wcale nie jest jej koniec. Szamański śpiew, skojarzyć się może z Dream Theater, ale bez obaw nie kopiuje się ich w żadnym wypadku. Początkowy instrumentalny pasaż rozwija się do szybszych i epickich obrotów i stanowi kwintesencję stylu holenderskiej grupy. Bardzo bym chciał żeby wydali kiedyś płytę, czy to koncertową czy studyjną, na której znalazłyby się obie ich suity złączone w jedną całość (łącznie z kilkoma częściami sygnowanymi nazwą After Forever - mam oczywiście na myśli "The Embrace That Smothers rozpoczęte przez After Forever i kontynuowane przez Epikę).

Czas na bonusy. "Banish Your Illusion" otwiera orkiestra, ale po chwili następuje rozpędzenie. Chór, orientalny szlif i lekko sentymentalne spojrzenie na wcześniejsze dokonania, nie tylko Epiki.  "In All Conscience" jest odrobinę spokojniejszy, z kapitalnym ciężkim riffem, bujającym szlifem i przepiękną liryczna końcówką. Następny jest "Dreamscape", który otwiera pianino i wietrzny śpiew Simone. Lekki kołysankowy początek, to tylko usypianie czujności, bo po jakimś czasie atmosfera gęstnieje poprzez pochodową perkusję i odrobinę mroczniejszy klimat."Mirage of Verity" rozpoczyna orkiestra, ale już po chwili następuje potężne uderzenie perkusji i riffów. Kolejny znakomity ciężki utwór zbliżający się także klimatem do Mayan. Czysta perfekcja, która powinna znaleźć się na wersji podstawowej. Na koniec "Memento", który znalazł się tylko na wersji winylowej. Także ciężki, lekko Mayanowy, udany utwór. Rzadko kiedy zdarza się, by na bonusy trafiały równie udane kompozycje, co na płytę podstawową.

Cztery kompozycje akustyczne, to z kolei kolejno "Canvas Of Life", "In All Conscience", "Dreamscape" oraz "Natural Corruption". Nie różniące się zbytnio od wersji podstawowych, choć rozpisane w całości na orkiestrę i chór na tej samej zasadzie jak zrobiono to na rocznicowym dodatku do 'The Phantom Agony". Pięknie uzupełniają najcięższy materiał Holendrów, a nawet bym pokusił się o stwierdzenie, że mogłyby zastąpić te zdecydowanie słabsze momenty. Poza tym bardzo udane to wersje swoich bardzo dobrych w większości ciężkich odpowiedników i znakomicie pokazują wszechstronność tej grupy.

Epica nie tylko nagrała najcięższy album w swojej dyskografii, ale także pokazała, że w symfonicznym power metalu wciąż można tworzyć płyty świeże i wciągające. Bogate w podniosłe fragmenty, orkiestrę i chóry, a przy tym nieprzesadzone, nie będące zbyt lukrowane lub potwornie nudne i odtwórcze. Epica to wciąż jeden z najoryginalniejszych i najciekawszych zespołów w swoim gatunku, a ta płyta tego dowodzi. Bardzo wyczekiwałem tego albumu i nie zawiodłem się. Oby za kolejne dziesięć lat, które nie tak dawno świętowali, zarówno re-edycją "The Phantom Agony" jak i koncertowym "Retrospect", nadal zachwycali tak, jak robią to dziś, to jestem pewien, że symfoniczny power metal zawsze będzie miał swoich zagorzałych zwolenników.

Ocena (płyta podstawowa): 9/10
Ocena (płyta instrumentalna): 9/10
Ocena (płyta dodatkowa akustyczna): 5/5
Ocena (utwory bonusowe): 4,5/5
Ocena ogólna: 9/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz