sobota, 10 maja 2014

Artur Rojek - Składam Się Z Ciągłych Powtórzeń (2014)


Nigdy nie byłem wielkim fanem Myslovitz, choć do kilku utworów, a zwłaszcza do płyt "Miłość w czasach popkultury" czy "Korova Milky Bar" wracam często. Kiedy po dwudziestu latach Rojek odszedł z tej grupy i został zastąpiony Michałem Kowalonkiem, doszedłem do wniosku, że Myslovitz bez Rojka to nie Myslovitz i nie pomyliłem się. Pierwsze zapowiedzi solowego albumu Artura też nie były zachwycające, tymczasem pełny album okazał się pozytywnym zaskoczeniem. Tak, Rojek "składa się z ciągłych powtórzeń", ale powtarza się w piękny sposób...

Płytę otwiera przepiękny utwór "Lato 76" opowiadający o tym, gdy jako kilkuletni chłopiec niemal nie zginął pod kołami samochodu, ale i nie tylko. Na lekkim gitarowym tle słychać trochę denerwującą elektronikę, ale szybko jesteśmy w stanie się do niej przyzwyczaić. Drugim numerem jest znana już chyba większości "Beksa". Na szczęście na płycie kawałek ten brzmi znacznie lepiej niż w wersji singlowej. Nie rozpoczyna się od razu od krzyku, ten został zresztą jakby przytłumiony, a od lekkiej gitary. Przepięknie wypada w nim dziecięcy chór i walczykowata melodia i chyba najbardziej od wielu lat Rojek zbliża się tutaj do dwóch najlepszych płyt Myslovitz. Równie udany jest numer zatytułowany "Krótkie Momenty Skupienia", który z kolei został ciekawie rozpięty na elektronicznych brzmieniach. Gitara przemyka gdzieś w tle, a całość przywodzić może na myśl Radiohead czy niektóre utwory U2. Fantastycznie się ten utwór też rozwija pod koniec do funkująco-dyskotekowych brzmień.

Melancholijny "Czas, który pozostał" jest jeszcze lepszy. Najpierw delikatny, a potem odrobinę mocniejszy i pulsujący. Fantastyczna to zabawa elektroniką, nowo-dyskotekowymi brzmieniami, ale z jednocześnie z dużą większą powagą i spojrzeniem jak najbardziej serio. Jeśli kolejny utwór "Kot i Pelikan" wydaje się być Wam znany, to dobrze kojarzycie. Został zaaranżowany na nowo i zyskał zupełnie inne brzmienie. Ładny to numer, ale wypadający dość średnio. Ciekawszy jest "Kokon", który rozpoczyna wokal Rojka i elektroniczne jakby przeszkadzające elementy, które rozplątują się coraz bardziej i intensywniej. W kolejnym, zatytułowanym "To co będzie" wracamy do rockowych brzmień, przywodzących na myśl T. Love, ale także trochę piosenki znane z... Tik-Taka. Chyba także dlatego, że i tu pojawia się dziecięcy chórek. Jednakże dużo lepszy jest kolejny, czyli "Syreny". Całość rozpięta jest na klawiszach, melodyjnych zagrywkach pomiędzy zwrotkami i pulsującej perkusji. Także tutaj pojawia się jeden z ciekawszych tekstów na płycie. Na elektronicznych, lekko funkujących brzmieniach znów jest rozpięty bardzo przyjemny utwór pod tytułem "Lekkość". Płytę wieńczy z kolei dwuminutowa miniaturka "Pomysł 2" rozpięta na dźwiękach lo-fi. Tu jakiś szum, tu ton klawiszy, tam jakaś elektronika. Bardziej pasowałby tu tytuł "Kołysanka", bo jest właśnie taki lekki, kołyszący.

Rojek pozwolił sobie na jeszcze szerszą perspektywę niż dotychczas, spojrzenie w przeszłość i w głąb siebie. To bardzo osobisty album, który stanowi spowiedź dorosłego człowieka, który coś stracił, ale zyskał coś innego. Spowiedź dojrzałego mężczyzny, który wciąż próbuje patrzeć oczami dziecka, trochę przez pryzmat marzeń, a trochę przez swoją naiwność, ale dostrzegający też to, że świat nie jest taki jaki byśmy chcieli żeby był. Na koniec, właśnie w "Lekkości" można odnieść wrażenie, że ten dorosły pogodził się ze stanem rzeczy, którego już nie przywróci, którego nie jest w stanie zmienić. Z kolei w kołysankowym "Pomyśle 2" jak gdyby żegnał się z tą naiwnością, jak gdyby był to pogrzeb własnego dzieciństwa, które odeszło i nie wróci już nigdy więcej.

Pocztówki, bo tak należałoby określić utwory na tej płycie Rojka to taki właśnie wspomnieniowy, eklektyczny album ze zdjęciami, w którym przerzucając stroniczki na moment próbuje się jeszcze zatrzymać nad tym co minęło. Nawet tytuł krążka zdaje się być autobiograficzny i lekko ironiczny. Jako całość jest płyta bardzo udana, ale pojedyncze kompozycje raczej średnio będą się bronić, bo w żadnym wypadku nie jest to rzecz wybitna. Słucha się tego przyjemnie, nawet refleksyjnie, ale nie ma się poczucia powiewu świeżości. Rojek też nie zamierza ukrywać, że tak naprawdę na świeżości mu nie zależy, te zaledwie trzydzieści pięć minut muzyki to taka próba oczyszczenia się z tego czego już nie będzie miał. Nie wiadomo co dla Rojka jako muzyka przyniesie przyszłość, ale nie ulega wątpliwości, że bez Myslovitz poradzi sobie znakomicie i sądzę, że jeszcze nie jednym pięknym dźwiękiem nas zaskoczy. Ocena:7/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz