Dawno, dawno temu w zamierzchłych latach 90, które pamiętają już nieliczni był sobie zespół Illusion z Gdańska. Grupa ta tworzyła brudną i wymykającą się wszelkim kwalifikacjom gatunkowym rockową fuzję dźwięków, z niebanalnymi tekstami i sporą ilością zarówno energii jak i kontrolowanej agresji. U progu nowego tysiąclecia zespół ten zamilkł aż do roku 2011, kiedy reaktywowany zagrał kilka koncertów i nagrał dwa nowe utwory. Minęły trzy lata i pojawił się szósty studyjny album gdańszczan...
W gimnazjum rozpoczęło się wielkie poznawanie muzyki, dla mnie był to okres pierwszej przygody z różnorakim metalem, ale także moment w którym zasłuchiwałem się między innymi grupą Illusion. Już wtedy zespół nie istniał, choć nadal z sentymentem zapętlam ich albumy z tamtych czasów. Mikolaj Westa w recenzji na łamach rock3miasto.pl pisze, że ominęła go fala zachwytu nad tą grupą i dziś zapewne pamiętają je tylko dzisiejsi trzydziestolatkowie. Jak widać nic bardziej mylnego, jeszcze mi trochę brakuje. Ominęła mnie za to fala związana z ich powrotem na kilka koncertów i z wydaniem "The Best Of", na której znalazły się dwie nowe kompozycje, które mówiąc najdelikatniej zupełnie mi nie podeszły i zupełnie nie pasowały do stylistyki zapamiętanej. Jednakże z wielkim zaciekawieniem sięgnąłem po ich najnowszą płytę. Może wpłynęła na to bardzo intrygująca, minimalistyczna okładka, a może zwykły sentyment do jednego z tych najbardziej ukochanych swego czasu zespołu dręczonego na kasetowym walkmanie firmy sony do zdarcia i niemal znudzenia? Nie spodziewałem się nawet, że Illusion po latach i to w dodatku szesnastu jest w stanie nagrać płytę, która będzie od początku do końca po prostu niesamowita, jak tamte kultowe już albumy z dekady lat 90.
Otwieramy zatem pierwszą stroniczkę księgi z opowieścią... "O trudzie wyboru" i od początku słychać, że to stary dobry Illusion. Noise'owy riff gitary, potężna perkusja i gęsta atmosfera. Z drugiej strony jest też nieco inaczej: nowocześniej, bardziej melodyjnie, nawet głos Lipy jest już zupełnie inny, wyraźniejszy i mocniejszy. Fantastyczny początek, w którym refren jak za dawnych czasów śpiewamy razem z Illusion. Druga opowieść jest "O iluzjach" i tu następuje jedno z pierwszych zaskoczeń. Doomowe wejście, riffy niczym z Reverend Bizzare, a po chwili rozpędzenie w zdecydowanie stonerowym sosie. Ten utwór wgryza się w mózg fantastycznymi rozwiązaniami, przestrzenną solówką, szarpanym drapieżnym riffem, poraża na długo.
Opowieść trzecia "O historii gatunku" przywodzić na myśl może wyostrzone jeszcze bardziej kompozycje Comy z "Czerwonego", z tą różnicą, że jest ten kawałek pozbawiony pompatyczności łódzkiego zespołu i bezsensownych słownych zestawień tak uwielbianych przez Roguckiego. Sprawdza się też tutaj oniryczny, jakby szamański klimat w tle, dodając do niego industrialnego posmaku, choć wcale nie ma tu elektroniki. Prawdziwy taniec ameb i wszelkich pierwotniaków. Opowieść czwarta jest "O pracy nad sobą". Znów jest ciężko, gęsto i doomowo, ale nie idzie to w wolne tony, cały czas pędzi się do przodu. Kolejny rewelacyjny kawałek, który potrafi wgnieść w fotel, a z uszu zostawić krwawą miazgę. Do tego fantastyczny, niezwykle trafny tekst. Piąta, nosi tytuł "Oddech", który znów zaskakuje nieoczekiwanym skręceniem w niepokojący, mroczny acid jazz. Nie jest to typowy uspokajacz czy usypiacz czujności, atmosfera jest w nim jak z horroru, otula powoli i nie chce wypuścić z zaciskających się coraz mocniej ramion ani na moment. zamknijcie oczy podczas słuchania tego kawałka i wsłuchajcie się w to interludium bardzo dokładnie - to czysta poezja rodem z Baudelaire'a.
Opowieść szósta jest "O przyszłości" i ponownie jest to kapitalny numer, z bardzo trafnym spojrzeniem w naszą przyszłość, bez podawania gotowych rozwiązań. Jakby przedłużeniem poprzedniego jest jego początek - szum wiatru. Dopiero po chwili następuje ożywcze, drapieżne i przy tym bardzo przebojowe uderzenie. W siódmej mówi się "O wartościach i prawdach" i tu jest ponownie bardzo szybko, ostro i... bardzo fabrycznie. Mam tu na myśli kapitalne uderzenia talerzy, które przywodzą na myśl jakąś gigantyczną kuźnię. To także jeden z najkrótszych i najbardziej intensywnych numerów na płycie. W opowieści ósmej "O empatii" ponownie ILlusion sięga po stonerowe brzmienia, ale robi to w swoim charakterystycznym zadziornym punkowo-grunge'owym stylu i wychodzi im to fantastycznie.
Finałowa opowieść "O pamięci po sobie" to niemal trzynastominutowa suita, w której połączono wszystkie elementy składowe tego krążka. Bluesowo - post rockowy, wietrzny i melancholijny wstęp w którym z lotu ptaka obserwujemy to, co zostało po nas, taki pasaż pamięci, który niespiesznie rozpędza się do lekkich, ale kroczących jazzowych klimatów (saksofon i bas brzmiący niczym kontrabas to prostu miodzio), a po tym wszystkim następuje przepiękny ciężki stonerowy wjazd, który wciąż buja, delikatnie szura jak gdyby nastąpił wzlot ku chmurom, a następnie ostra pika w dół. Fantastyczna solówka na kolejnym wolniejszym tle i znów przestrzenne wybicia, przejazdy i niepokojące drgania aż do kapitalnego wieńczącego rozwinięcia, z szalonym motywem trąbki, który po chwili jeszcze zostaje zastąpiony ciężkim gitarowym pasażem trwającym aż do wyciszenia. Po prostu absolutny majstersztyk.
Illusion nagrał płytę, która jest najlepszą rzeczą w ich dorobku. Pomysłową, ciężką, zróżnicowaną i przy tym nieprzesadzoną. W ciągu tych szesnastu lat w muzyce do lamusa odszedł klasyczny punk rock czy grunge, właściwie przestało się grać garażowy rock do jakiego można by zaliczyć tamte płyty, pojawił się stoner, sludge i zrodził się post rock. Do przodu poszła też technika nagrywania. Gdański zespół wykorzystał te zmiany i możliwości w sposób niezwykle sugestywny, nie tylko zachowując swój pierwotny rys, ale także nadając temu wszystkiemu nową jakość i świeżość. Dużym plusem są także mocne, trafne i przy tym gorzkie polskojęzyczne teksty, które razem z muzyką potrafią poruszyć do głębi. Nie mam wątpliwości, że Illusion wrócił tą płytą w wielkim stylu i nawet jeśli na kolejny będziemy czekali kolejne naście lat, nawet jeśli kolejny nie powstanie już nigdy, to ten jest dziełem wybitnym, zachwycającym i porywającym tak samo intensywnie jak w zamierzchłych czasach lat 90 robiły to ich kultowe już krążki. Polecam i gwarantuję, że się nie zawiedziecie. Ocena: 10/10 !
Opowieść trzecia "O historii gatunku" przywodzić na myśl może wyostrzone jeszcze bardziej kompozycje Comy z "Czerwonego", z tą różnicą, że jest ten kawałek pozbawiony pompatyczności łódzkiego zespołu i bezsensownych słownych zestawień tak uwielbianych przez Roguckiego. Sprawdza się też tutaj oniryczny, jakby szamański klimat w tle, dodając do niego industrialnego posmaku, choć wcale nie ma tu elektroniki. Prawdziwy taniec ameb i wszelkich pierwotniaków. Opowieść czwarta jest "O pracy nad sobą". Znów jest ciężko, gęsto i doomowo, ale nie idzie to w wolne tony, cały czas pędzi się do przodu. Kolejny rewelacyjny kawałek, który potrafi wgnieść w fotel, a z uszu zostawić krwawą miazgę. Do tego fantastyczny, niezwykle trafny tekst. Piąta, nosi tytuł "Oddech", który znów zaskakuje nieoczekiwanym skręceniem w niepokojący, mroczny acid jazz. Nie jest to typowy uspokajacz czy usypiacz czujności, atmosfera jest w nim jak z horroru, otula powoli i nie chce wypuścić z zaciskających się coraz mocniej ramion ani na moment. zamknijcie oczy podczas słuchania tego kawałka i wsłuchajcie się w to interludium bardzo dokładnie - to czysta poezja rodem z Baudelaire'a.
Opowieść szósta jest "O przyszłości" i ponownie jest to kapitalny numer, z bardzo trafnym spojrzeniem w naszą przyszłość, bez podawania gotowych rozwiązań. Jakby przedłużeniem poprzedniego jest jego początek - szum wiatru. Dopiero po chwili następuje ożywcze, drapieżne i przy tym bardzo przebojowe uderzenie. W siódmej mówi się "O wartościach i prawdach" i tu jest ponownie bardzo szybko, ostro i... bardzo fabrycznie. Mam tu na myśli kapitalne uderzenia talerzy, które przywodzą na myśl jakąś gigantyczną kuźnię. To także jeden z najkrótszych i najbardziej intensywnych numerów na płycie. W opowieści ósmej "O empatii" ponownie ILlusion sięga po stonerowe brzmienia, ale robi to w swoim charakterystycznym zadziornym punkowo-grunge'owym stylu i wychodzi im to fantastycznie.
Finałowa opowieść "O pamięci po sobie" to niemal trzynastominutowa suita, w której połączono wszystkie elementy składowe tego krążka. Bluesowo - post rockowy, wietrzny i melancholijny wstęp w którym z lotu ptaka obserwujemy to, co zostało po nas, taki pasaż pamięci, który niespiesznie rozpędza się do lekkich, ale kroczących jazzowych klimatów (saksofon i bas brzmiący niczym kontrabas to prostu miodzio), a po tym wszystkim następuje przepiękny ciężki stonerowy wjazd, który wciąż buja, delikatnie szura jak gdyby nastąpił wzlot ku chmurom, a następnie ostra pika w dół. Fantastyczna solówka na kolejnym wolniejszym tle i znów przestrzenne wybicia, przejazdy i niepokojące drgania aż do kapitalnego wieńczącego rozwinięcia, z szalonym motywem trąbki, który po chwili jeszcze zostaje zastąpiony ciężkim gitarowym pasażem trwającym aż do wyciszenia. Po prostu absolutny majstersztyk.
Illusion nagrał płytę, która jest najlepszą rzeczą w ich dorobku. Pomysłową, ciężką, zróżnicowaną i przy tym nieprzesadzoną. W ciągu tych szesnastu lat w muzyce do lamusa odszedł klasyczny punk rock czy grunge, właściwie przestało się grać garażowy rock do jakiego można by zaliczyć tamte płyty, pojawił się stoner, sludge i zrodził się post rock. Do przodu poszła też technika nagrywania. Gdański zespół wykorzystał te zmiany i możliwości w sposób niezwykle sugestywny, nie tylko zachowując swój pierwotny rys, ale także nadając temu wszystkiemu nową jakość i świeżość. Dużym plusem są także mocne, trafne i przy tym gorzkie polskojęzyczne teksty, które razem z muzyką potrafią poruszyć do głębi. Nie mam wątpliwości, że Illusion wrócił tą płytą w wielkim stylu i nawet jeśli na kolejny będziemy czekali kolejne naście lat, nawet jeśli kolejny nie powstanie już nigdy, to ten jest dziełem wybitnym, zachwycającym i porywającym tak samo intensywnie jak w zamierzchłych czasach lat 90 robiły to ich kultowe już krążki. Polecam i gwarantuję, że się nie zawiedziecie. Ocena: 10/10 !
Ja w sumie Lipę z Lipali kojarzę, za Illusion się nigdy nie wziąłem, ale jak leciało ostatnio w radio, chyba czas zacząć.
OdpowiedzUsuńDla takich komentarzy warto pisać: "Takie recenzje chciałoby się zawsze mieć :) dziekuję za takie przeżywanie i rozumienie naszej twórczości. Kłaniam się nisko. Lipa."
OdpowiedzUsuńPlyta bardzo dobra, ale stwierdzenie, ze najlepsza grubo przesadzone. 3 jest najlepsza. Wielkim plusem jest to, ze Opowiesci sa w pelni tekstowo polskie.
OdpowiedzUsuńStara szorstka dobra muza, Tomaszu tak trzymajcie w was nadzieja na przyszłość :)
OdpowiedzUsuńMam kilka ich ulubionych utworów :)
OdpowiedzUsuń