piątek, 8 maja 2015

Sacred Blood - Argonautica (2015)


Ile znacie zespołów z Grecji? Pustka? A może jednak nie? Wielu z Was wskaże pewnie Firewind, ewentualnie wymieni jego lidera Gusa G. czy klawiszowca Boba Katsionisa. Jest też grupa Sacred Blood, która choć średnio znana warta jest uwagi wszystkim fanom epickiego power metalu. To, co wyróżnia tę grupę to czerpanie garściami z mitologii i historii Grecji, bo ich płyty to koncepty. Była już historia bitwy pod Termopilami, opowieść o Aleksandrze Wielkim, a tym razem zapraszają w pełną przygód podróż z Argonautami. Czy jesteście gotowi wejść na pokład tej triery?


Grupa Sacred Blood powstała w 2002 roku w Atenach. Dotychczas oprócz dema "Clash of the Titans" z 2003 roku wydali trzy pełne albumy studyjne: debiutancki "The Battle of Thermopylae: The Chronicle" w 2008 roku, "Alexandros" zrealizowany cztery lata później oraz najnowszy "Argonautica", który swoja premierę miał 13 kwietnia tego roku. Obecnie Sacred Blood działa jako tercet w składzie: George Karahalios na perkusji, Polydeykis (Pollux Adrianos) na gitarach i instrumentach klawiszowych oraz Epeios Focaeus na wokalu dla którego "Argonautica" jest drugim albumem z Sacred Blood.

Bardzo obiecujący debiut traktujący o Termopilach w żadnym wypadku nie odkrywał prochu, ale był świeży i bardzo przyjemny w słuchaniu. Grecy garściami czerpali na nim nie tylko z ogranego już power metalu i heavy metalu (zwłaszcza pod względem dalekich ech Iron Maiden), ale także od początku zaznaczyli wyraźnie swoją tożsamość tak kulturową jak i brzmieniową. Kolejny, "Alexandros" był równie udany, poprawiono w nim nawet brzmienie, które przestało być dość surowe. Zmienił się też wokal, nieco tylko niższy od poprzedniego, ale pasujący do mzuyki i co najważniejsze, nie przyprawiający o palpitacje serca. Wyraźne nawiązania do kultury greckiej wyraźnie widać choćby na okładkach płyt tej grupy: greckie wzory czy hoplici. Nie należą one do najładniejszych, są raczej dość proste, ale też nie są przerażające. Na najnowszej, też nie będącej arcydziełem, ale jednocześnie nie odrzucającej, widać zarówno greckiego hoplitę, kobietę w białej todze (być może którąś z bogiń) oraz smoka pilnującego ogrodu. Osobiście wolałbym żeby tytuł znajdował się u dołu okładki zamiast po środku, ale na tą kwestię niestety nie ma się wpływu. Jaka jest zatem wyprawa Argonautów w muzycznej interpretacji power metalowych hoplitów z Sacred Blood?

Koncepty mają to do siebie, że zazwyczaj mają na początku uwertury, tak jest i tutaj. "Legends of the Sea – The Epic of Apollonius (Argonautica)" wprowadza nas w opowieść narracją i podniosłą orkiestracją, która płynnie przechodzi w utwór "Hellenic Steel". Szybka perkusja, dość ciężki riff i orkiestracje opiewają dzielność helleńskich żołnierzy. Pierwszą rzeczą, która znając dwie poprzednie płyty słychać, to rezygnacja z wyraźnych nawiązań do Iron Maiden, zachowując jednak charakterystyczne dla power metalu elementy. Jest nawet zgrabna solówka na gitarze w połowie utworu i podniosłe tempo. W kolejnym "Hail the Heroes" także opiewa się herosów, grecką falangę i niezrównanych wędrowców poszukujących Złotego Runa. Podobnych utworów w power i heavy metalu było całe mnóstwo, a mimo to słucha się go naprawdę przyjemnie. W "Legacy of the Lyre" odgłosami żeglugi trierą* zostajemy wprowadzeni w szybszy i bardzo ciekawy utwór utrzymany w podniosłym klimacie i przede wszystkim brzmiącym świeżo, co jak wiadomo w tym gatunku nie jest już takie oczywiste. 


Po nim pojawia się równie udany "To Land No Man Hath Seen" (swoboda z jaką angielskim i pisownią posługują się Grecy mogła by z kolei posłużyć za temat osobnego tekstu na jakimś innym blogu). Znakomicie prezentuje się "Call of Blood" w którym wpierw usypia się czujność akustyczną gitarą, a dopiero po chwili uderza w kolejną porcję epickich tonów. Numer siódmy nosi tytuł "O'er the Tomb (Beyond the Pillars of Heracles)" o lżejszym, bardziej folkowym szlifie, zupełnie jakby śpiewała go załoga "Argo". Powoli zbliżając się do końca, w kolejnym ponownie przyspieszamy. "Friends Or Foe", bo o nim mowa, także nie powala niczym nowym, ale nie sprawia wrażenie nudnego czy odpychającego sztampowością. Przedostatnim jest "Enchantress of the East" także utrzymany w szybkim i podniosłym klimacie, przypominający trochę stylem niemiecką szkołę power metalu i bijący na głowę pod względem jakości takiego włoskiego Kaledona, który choć pod względem ilości płyt jest starszy stażem wciąż ma poważne problemy z brzmieniem na swoich wydawnictwach. Finał został rozbity na dwu częściowy utwór "The Golden Fleece". Najpierw podniosła, filmowa część pierwsza i następnie szybsza typowo metalowa część druga.

Sacred Blood zespołem wybitnym nie jest i porusza się po wielokrotnie przetartych szlakach, choć trzeba przyznać, że robi to z dużym wdziękiem. Nie silą się panowie na nadmierny patos, zbyt dużą ilość szczegółów czy naśladowanie jakiegokolwiek zespołu z gatunku. Grają sprawnie, dbają o brzmienie i solidnie konstruują historię. "Argonautica" to dopracowany album z grecką mitologią w tle na którym słychać także naturalny rozwój tej grupy. Posłuchać powinni wszyscy wielbiciele power metalu, Ci którzy już Sacred Blood znają i Ci, którzy narzekają na brak interesujących płyt w tym wyeksploatowanym już nurcie metalu, jak również wielbiciele historii starożytnej. Nie powinniście się zawieść, choć nie będziecie też specjalnie zaskoczeni. Ocena: 7/10


* starożytny grecki galeon



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz