Napisała: Milena "Lady Stoner" Barysz
Ileż mi się zeszło z tą recenzją, wiem tylko ja sama… no, w
sumie wie to również człowiek o złotej cierpliwości do mnie – nasz Szefo
naczelny, czyli Lupus, i koledzy redakcyjni. Album w zasadzie znam już na
pamięć. Z recenzją tego zeszło mi się tak długo, ponieważ zapomniałam, że to
jest jakiś nowy krążek. Zaczęłam go traktować raczej, jako odkurzony album
starych wyjadaczy. No i trzeba było zacząć go słuchać na nowo, z
przeświadczeniem, że mam do czynienia ze świeżynką.
Fool’s Gold
to drugi longplay grupy Iron Lamb. Pięciu Szwedów serwuje nam 40 minut
bardzo klasycznego heavy metalowego brzmienia. Oni nawet nie starają się
udziwnić to w jakikolwiek sposób. Krążek z żadnej strony nie może zostać
posądzony o „odkrywczość” czy „nowatorstwo”. Teraz można pomyśleć „stare heavy
brzmienie? Było, nuda…” W tym wszystkim tkwi pewien szkopuł, coś, co bardzo
charakteryzuje i wyróżnia Iron Lamb z ogromu formacji, chcących powrócić do
korzeni.
Pięciu Szwedów tworzy skład, który może uchodzić za
klasyczny klon znanego i wielbionego Motorhead. Nawet bardzo charyzmatyczny i
zdawałoby się niepowtarzalny wokal Lemmy’ego w wersji Iron Lamb, brzmi bardzo
jak Lemmy – może odrobinę mocniej, ale „to coś” pozostaje. Jeżeli chodzi o Iron
Lamb, powtarzam cały czas – w sytuacji, gdy ktoś z Was maniakalnie słucha tylko
Motorhead, a znajomi, współtowarzysze i inni uczestniczący w tym upominają się
„ciągle to Mororhead? Włącz coś innego!” – Włączasz Iron Lamb – brzmi niemal
identycznie a jednak posłuchałeś rad i słuchasz czegoś innego niż Motorhead. Jak to mówią: i
wilk syty i owca cała.
Dziesięć kompozycji brzmiących bardzo dobrze, znakomicie
wręcz, dodatkowo – od pierwszych sekund, pierwszego utworu, brzmiące jak
Motorhead. Poza tym, że są przepełnione Lemmy’m i jego muzykami, eksplodują
również nieprawdopodobną energią. Nie tylko wokal jest bardzo charyzmatyczny,
niezmierzoną charyzmą – o ile można tak to ująć – może pochwalić się gitarzysta
solowy. Co on robi z tymi strunami to jest niemożliwe. Dosłownie w każdym
kawałku daje popis swoich umiejętności. Każdy utwór eksploduje, każdego słucha
się z nieopisaną przyjemnością, każdy zasługuje na indywidualną ocenę i uwagę.
Fenomenem dla mnie jest to, że pomimo faktu, iż od
pierwszych chwil mojej znajomości z Fool’s Gold oceniłam go i cały band, jako kalkę z
Motorhead, to darzę ich ogromną sympatią i niekrytym szacunkiem za kunszt
muzyczny. Zwykle tych kopiujących traktuje się gorzej, może z lekką pogardą.
Nie w przypadku Iron Lamb. Faktem jest, że mamy do czynienia z bardzo
uzdolnionymi i znającymi się na swoim fachu muzykami. Ostatecznie jestem w stanie
stwierdzić, że oni nie są odtworzeniem Motorhead, ale jego kontynuacją, a nawet następcami. To
wszystko brzmi zbyt swobodnie, żeby miało być określone, jako przerysowane.
Stary dobry heavy metal zawsze mnie cieszył, cieszy i będzie
cieszył dalej, zwłaszcza w wykonaniu tak świeżym a jednocześnie wiernemu
oryginałowi. Warto się zatrzymać przy Iron Lamb, warto też zlekceważyć
negatywne opinie na temat kopiowania i braku własnego stylu. Oni mają swój
styl, ten styl to... Motorhead. Ocena: 9/10
Tekst ten chcę dedykować Marcinowi*, człowiekowi, który jest chyba największym na świecie fanem samolotów i Lemmy’ego. Za każdym razem słuchając Iron Lamb zastanawiałam się „ciekawe, co by Marcin na to powiedział…”. I za każdym razem zapominam go zapytać…
* Nie chodzi o Marcina Wójcika ;) [przyp. nacz.]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz