Rok 2017 dla mnie był nieco mniej obfity i
przełomowy muzycznie niż rok 2016. Oczywiście miało miejsce kilka ciekawych
premier jednakże żadna z nich nie zmieniła mojego życia tak jak to się w
przeszłości zdarzało. Nie zabrakło także rozczarowań jak i miłych zaskoczeń czy
niespodzianek. Oto moja subiektywna lista najlepszych i najgorszych płyt,
odrobina wspomnień, a także oczekiwania względem roku 2018. Zapraszam!
Najlepsze płyty 2017:
Najnowsza płyta legend polskiego jak i
światowego technicznego death metalu umocniła kierunek w jakim skierowała się grupa
po płycie „Blood Mantra”. Jest to na pewno niezła płyta, choć odległa od
korzeni zespołu z czasów „Nihility”. Oczywiście przyszłość i dalsza działalność
zespołu stoi pod ogromnym znakiem zapytania ze względu na ciężkie zarzuty karne
jakie zostały postawione członkom Decapitated. [recenzja naczelnego tutaj]
9. Cradle of Filth – Cryptoriana – The
Seductiveness of Decay
Dwunasty
studyjny album legend gotyckiego black metalu brytyjskiego Cradle of Filth
nawiązuje w pewnym
stopniu do najlepszych płyt grupy z lat dziewięćdziesiątych. Mamy tutaj do
czynienia z podobnym klimatem, z ciekawymi
melodiami i solówkami i tradycyjnie niepowtarzalnym wokalem Daniego Filtha’a.
Miłe zaskoczenie względem kilku poprzednich, moim zdaniem słabiutkich płyt.
8. Moonspell – 1755
Portugalskie legendy metalu
gotyckiego powróciły z najnowszym dziełem zatytułowanym „1755”. Jest to swego
rodzaju album koncepcyjny, odnoszący się do autentycznych wydarzeń
historycznych, a mianowicie do
wielkiego trzęsienia ziemi w Portugalii z 1755 roku. Poza tradycyjnie ciekawymi
choć mało skomplikowanymi riffami, okraszonymi etnicznymi wokalizami w stylu
fado uwagę przykuwa fakt, że jest to pierwsza płyta w historii zespołu napisana
w całości w języku portugalskim. Czekam z niecierpliwością na wspólny
koncert grup Moonspell i Cradle of Filth w styczniu 2018, to będzie ciekawe
doświadczenie. [recenzja naczelnego wkrótce]
7. Jakub Żytecki – Feather Bed EP
Pierwsza z dwóch solowych Ep-ek
wydanych w tym roku przez młodego polskiego wirtuoza gitary Jakuba Żyteckiego,
jest wydawnictwem bardzo różniącym się od poprzednich utworów Polaka.
Postawiono tutaj na łagodne, przyjemne dla ucha kompozycje, chociaż też
zdarzają się niebanalne, charakterystyczne dla Kuby przebłyski geniuszu. [recenzja tutaj]
6. Trivium – The Sin
and the Sentence
Ósmy studyjny album zespołu
Trivium, jest pewnym klimatycznym powrotem do czasów pierwszych dwóch płyt, do
bezkompromisowych korzeni. Płyta obfituje w szybkie ciężkie riffy,
charakterystyczne dla zespołu akordy, liczne solówki i harmonizacje, ponadto
wokalista Matt Heafy zrobił postępy w śpiewaniu. Szczerze mówiąc po marnych i
bardzo słabych „Vengeance Falls” i „Silence in the Snow” chętnie przesłuchałem
„The Sin and the Sentence”. Moim zdaniem jest to najlepsza płyta grupy od
czasów „Shoguna”.
5. Intervals – The Way Forward
Niemalże równo dwa lata musieli
czekać fani Aarona Marshall’a na nowy longplay kanadyjskiego Intervals. Jest to
zdecydowanie najlżejsza i najbardziej przebojowa płyta pionierów nowoczesnego
gitarowego grania. Po raz kolejny uszy słuchacza są delikatnie stymulowane
przez bardzo ładne, czasem nieco mdłe melodie, ale nie brakuje klasycznych,
piorunujących momentów od których nie ma ucieczki. Mimo wrażenia pewnego
„recyklingu melodycznego” nadal jest to płyta dobra. [recenzja tutaj]
4. Disperse – Foreword
Kuba Żytecki tworząc lub
współtworząc aż 3 (!) wydawnictwa muzyczne jednego roku pokazał że jest tytanem
pracy. „Foreword” jest przykładem niezwykle świeżego podejścia do muzyki
progresywnej, a także próbą
wyróżnienia się na rynku muzycznym nietypowym klimatem. Pomimo odejścia od
djentowej otoczki płyta jest oszałamiająca zarówno technicznie jak i
kompozycyjnie. Zgodnie z oczekiwaniami
bardzo mocny punkt roku 2017. [recenzja tutaj]
3. Flux Conduct – Yetzer Hara
Drugie solowe wydawnictwo znanego
z zespołu Monuments Johna Browne’a jest spójnym dziełem współczesnej muzyki
metalowej. Bardzo ciężka, brutalna wręcz
momentami płyta, oparta o koncept biblijnych siedmiu grzechów głównych, razem z
gościnnym udziałem wokalisty Renny Caroll’a, tworzy hipnotyzującą mieszankę
awangardy jak i momentami genialnej prostoty. „Yetzer Hara” jest co najmniej
tak samo dobra jak debiutancka „Qatsi”. Prawdziwa ucztą i zarazem przywilejem
dla mnie była możliwość posłuchania kilku utworów z serii Flux Conduct na żywo! [recenzja tutaj]
2. Wintersun – The Forest Seasons
Moje osobiste największe nowe
odkrycie muzyczne mijającego roku, jak i pozytywne zaskoczenie. Fiński
Wintersun po kilku latach od premiery „Time I” wrócił z nowym albumem, opartym
o cztery pory roku Vivaldiego. O dziwo początkowe wrażenie chyba każdego
słuchacza jest dość mieszane, głownie ze względu na dość głębokie ukrycie gitar
w miksie, co przeszkadza nawet osobom z wytrenowanym
muzycznie słuchem, zrozumieć co się dzieje. Jednakże z czasem słuchacz się
przyzwyczaja i zaczyna odkrywać piękno, głębię, liryczność i emocje wypływające
z „The Forest Seasons”. Doprawdy polecam tą płytę z całego serca! [recenzja tutaj]
1. Veil of Maya – False Idol
Zwycięzcą mojego osobistego
plebiscytu na najlepszą płytę roku 2017 jest najnowszy, koncepcyjny longplay
amerykańskich progresywnych deathcorowców z Veil of Maya. Oczywiście ten album
jest daleko w tyle za czołówką z roku
ubiegłego, jednakże jest to materiał najbardziej spójny z wydanych płyt w roku
2017. Mamy tutaj do czynienia ze wszystkimi klasycznymi elementami działalności
artystów tj. połamane, oparte częściowo o harmonie jazzową riffy, wykręcające
stawy breakdown’y, bardzo przebojowe i chwytliwe motywy, genialny,
nieograniczony zasięg głosu wokalisty Lukas Magyar’a. Poza małymi, gorszymi
fragmentami słucha się tej płyty od początku do końca jednym tchem. Fajna
przygoda, a zarazem najlepsze i najbardziej dojrzałe wydawnictwo Veil of Maya. [recenzja tutaj]
Rozczarowania 2017:
2. Papa Roach – Crooked Teeth
Jeden z moich najbardziej lubianych
zespołów z dzieciństwa, którego słucham obecnie bardzo rzadko, po nagraniu
„F.E.A.R” w 2015 dawał nadzieje do powrotu do starych, dobrych dokonań grupy.
Niestety „Crooked Teeth” jest chyba najgorszą płytą w dyskografii zespołu,
ogólnie rzecz ujmując to szmelc i gniot całkowity. Nie jestem w stanie
powiedzieć na jej temat nic pozytywnego. [recenzja redaktora Chamery tutaj]
1. Linkin Park – One More Light
Gdy 17 lat poznałem zespół Linkin
Park moje zainteresowanie muzyką bardzo mocno się rozwinęło, dzięki czemu mam
spory sentyment do tej grupy pomimo że od „Meteory” zespół mocno obniżył loty.
Niestety „One More Light” jest strasznie słabą płytą, raczej lukrowanym elektronicznym
popem niż jakąkolwiek muzyką rockową, nie mówiąc o metalowej. Nie wiem co
zespół chciał tym albumem osiągnąć. Nie wiadomo czy zespół będzie dalej tworzył
muzykę po strasznej śmierci charyzmatycznego frontmana Chestera Benningtona,
bez niego to nigdy nie będzie to samo. [recenzja redaktora Chamery tutaj]
Ważne wspomnienia:
Do moich najważniejszych muzycznych
wspomnień minionego roku na pewno należą:
- pierwszy w historii koncert projektu
Flux Conduct w Starym Maneżu;
- dwa koncerty rzadko
występującej w Polsce grupy Disperse;
- zaskoczenie i pozytywny szok po
odkryciu zespołu Wintersun
Nadzieje na rok 2018:
- Trzeci, owiany już chyba mityczną sławą studyjny album brytyjskiego progresywno-djentowego zespołu Monuments, którego nazwa jeszcze nie jest znana, a premiera jest po raz kolejny przeniesiona, tym razem na nadchodzący rok. Oczywiście pomimo jakiś lakonicznych komunikatów w mediach społecznościowych nie mamy żadnej gwarancji, że w 2018 roku do tej premiery w końcu dojdzie;
- Jason Richardson ma niedługo zaprezentować nowy utwór, co daje szansę na drugą solową płytę;
- Komunikaty na stronie Mishy Mansoor'a wskazują na początek prac nad "Periphery 4"
- Trzeci, owiany już chyba mityczną sławą studyjny album brytyjskiego progresywno-djentowego zespołu Monuments, którego nazwa jeszcze nie jest znana, a premiera jest po raz kolejny przeniesiona, tym razem na nadchodzący rok. Oczywiście pomimo jakiś lakonicznych komunikatów w mediach społecznościowych nie mamy żadnej gwarancji, że w 2018 roku do tej premiery w końcu dojdzie;
- Jason Richardson ma niedługo zaprezentować nowy utwór, co daje szansę na drugą solową płytę;
- Komunikaty na stronie Mishy Mansoor'a wskazują na początek prac nad "Periphery 4"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz