piątek, 22 grudnia 2017

Monophona - Girls On Bikes Boys Who Sing (2017)

Dziewczyny jeżdżą na rowerach, chłopcy śpiewają, a kiedy się zmęczą wspólnie grają w Jengę*...

Massive Attack to zdecydowanie nie jest, ale to wcale nie oznacza, że jest nie ciekawie. Luksemburska formacja Monophona nie należy też do specjalnie rozpoznawalnych zespołów, choć istnieją już siedem lat, a najnowszy album to ich czwarte wydawnictwo studyjne. Nie ukrywają swojej fascynacji Trickym, nieśmiertelnym Portishead, a głos wokalistki przynosi silne reminiscencje z Bjӧrk. O swoim najnowszym albumie piszą, że tym razem jest on mroczniejszy od poprzednika i mniej niewinny, bo zdecydowali się na nieco szersze, dojrzalsze i wręcz polityczne spojrzenie.

Z perspektywy, tego co wydarzyło się na świecie w ciągu ostatnich dwóch lat wydawało się nam niemożliwe, by pisać tylko o sprawach osobistych i wyłączonych z tego, co działo się wokół. Kiedy byliśmy młodsi, nie śniło się nam nawet, że XXI wiek będzie wyglądał tak jak wygląda - wydawało nam się, że będzie bardziej swobodny, bardziej tolerancyjny. - czytamy w notce. - Niestety w czasach gdy coraz więcej ludzi ma dostęp do osobistej wolności i swobody, wielu wciąż musi walczyć o podstawowe ludzkie prawa do egzystencji, jak jazda na rowerze jeśli sobie tego zażyczą, czy śpiewanie tego, co przyjdzie im do głowy... To wyjaśnia, dlaczego zdecydowaliśmy się, by ten album był bardziej gniewny niż te, które go poprzedzały.

Na płycie znalazło się dziesięć numerów** o łącznym czasie niecałych trzydziestu dziewięciu minut. Sprawdźmy zatem, co znalazło się w zawartości muzycznej. Początek pierwszego utworu zatytułowanego "Courage" to solidna porcja elektronicznego tła, które po chwili ociepla się akustyczną gitarą i uderzeniami perkusji, nie brakuje tutaj także różnorodnych mocniejszych  basowych przepierzeń, które jeszcze bardziej podkreślają ponury, mroczny i niepewny charakter kompozycji. W "Tick of a Clock" jest jednak ciekawiej, bardziej energicznie i miejscami wręcz w stylistyce Archive z okresu przełomu, czyli swoich najlepszych i najbardziej znanych płyt. Świetnie i ostro brzmi głos Claudine, czyli wokalistki grupy. Na trzeciej pozycji pojawia się "Here after", który otwiera akustyczna melodia gitary i wraz z dołączeniem wokalu i perkusji wracamy do mroczniejszego, a zarazem łagodniejszego grania z pierwszego numeru, ale z progresywnym w duchu rozwinięciem w drugiej połowie jako żywo przypominające znane te z Archive. W kolejnym noszącym tytuł "The Benefit of a Doubt" wraca się do intensywnego uderzenia, choć to nie następuje od razu i inaczej niż w drugim kawałku zdecydowanie osadza się wokal na pulsującej perkusji okraszonej elektroniką o transowym, basowym charakterze. Po niej czas na numer pod tytułem "Lada" który akustyczną gitarą i perkusjonaliami skręca bardziej w kierunku alternatywnego rocka. Jest energetycznie, trochę grunge'owo, ale bez specjalnie mocnego uderzenia.

Na szóstej pozycji wylądował "To the Wall" w którym wracają basowe pulsacje rodem z twórczości Tricky'ego i Massive Attack i brzmią one intrygująco i mrocznie. Brakuje mi tutaj jednak tego uczucia mrowienia jakie mam za każdym razem gdy puszczę sobie "Angel" czyli kawałek otwierający "Mezzanine" Massive Attack. Numer szybko zostaje przełamany alternatywną zadziornością, ale nie zmienia jego ogólnego charakteru, aż do kapitalnego elektronicznego zakończenia.  "I will be wrong" to następny na płycie utwór. Zostajemy w kręgu elektronicznych szumów, basowych tonów i pulsacji, które gdy się rozwiną przypominają w stylistyce granie w stylu Garbage. Co ciekawe w tym samym miejscu na wersji dostępnej na bandcampie znajduje się jeszcze jeden numer pod tytułem "Folsom Prison Blues" również osadzony w podobnym tonie i brzmieniu, choć będącym coverem numeru Johna Casha, ale nie ma go na płycie (mimo figurowania w spisie utworów). Ósemka to "The Hours" mogący kojarzyć się ze słynnym filmem pod tym samym tytułem. Zostajemy w elektronicznych pulsacjach, jednakże ponownie bliżej tutaj do Archive czy Portishead. Na przedostatniej pozycji znalazł się "Hospitals for Freedom" gdzie znów wita nas bogata elektronika i zdecydowanie bardziej ponura atmosfera. Znów pojawia się też klimat niemal wyrwany z Garbage. W mrocznej, pulsującej elektronice przełamywanej alternatywnym sznytem zostajemy też w końcowym "We'll be all right" wyrażającym nadzieję, że mimo przeciwności i niesprawiedliwości społeczno-politycznej wszystko będzie dobrze i ostatecznie zmierzy ku właściwemu kierunkowi.

Ocena: Pierwsza kwadra
W swoim gatunku, zgrabnie łącząc go z alternatywą, Monophona nie wymyśla niczego nowego, a i tak słucha się ich grania naprawdę świetnie. Nie brakuje tutaj znakomitych zagrań i rozwinięć, wykorzystania elektroniki, a prym wiodą bardzo ciekawe linie wokalne Claudine, która ma naprawdę fajny głos (ale nie aż tak drażniący jak Björk). Płyta bardzo zgrabnie balansuje między transowym, basowym brzmieniem, a wykorzystywaniem akustycznych środków wyrazu przełamując go alternatywnymi rozwiązaniami z pogranicza indie i grunge'u. Album jest też dość zróżnicowany jeśli chodzi o środek ciężkości i podejście do ponurej tematyki zgrabnie łącząc elektronikę z przebojową rockową melodyką. Warto się mu przyjrzeć i przysłuchać, samemu wyjmując kolejne klocki z drewnianej wieży, jednocześnie uważając żeby nie rozpadła się pd wpływem nieroztropnej decyzji i niewłaściwego ruchu.



* To ta gra, która polega na wyjmowaniu drewnianych klocków tak, by konstrukcja się jak najdłużej nie zawaliła. Widać ją zresztą na świetnej, minimalistycznej okładce.
** Wersja z bandcampa ma ich jedenaście.

Wypowiedź z notki prasowej w tłumaczeniu własnym. Płytę przesłuchałem i zrecenzowałem dzięki uprzejmości Creative Eclipse PR.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz