Napisał: Jarek Kosznik
Dopiero co, bo 1 grudnia bieżącego roku miała
miejsce premiera najnowszego, trwającego prawie trzydzieści osiem minut albumu kanadyjskiego projektu muzycznego Intervals
pod tytułem „The Way Forward”. Jest to drugi z kolei, właściwie solowy projekt Aarona
Marshalla, po odejściu pozostałych członków zespołu. Ten 28-letni kanadyjski
gitarzysta przebojem wdarł się do ścisłej czołówki nowoczesnej sceny
progresywnego metalu/rocka. Jego znakiem rozpoznawczym jest krystaliczny
czysty, wręcz lewitujący styl frazowania na gitarze, zamiłowanie do tworzenia
utworów w stylu „śpiewającej” gitary, przekładania wartości melodii nad popisy
techniczne, chociaż w historii zespołu
nigdy nie brakowało wstawek technicznych. Czy „The Way Forward” jest
kontynuacją lżejszej strony Intervals
rodem z „The Shape of Colour” czy jednak powrotem do djentowych korzeni? Jak wypada względem poprzedników? W jakim kierunku zmierza
zespół?
Podobnie jak na poprzedniej
płycie wszystko zaczyna się dość dynamicznie utworem „Touch and Go”. Słuchacz ma od samego początku to czynienia z
klimatem rodem „The Shape of Colour”. Uwagę przykuwają tradycyjnie bardzo
melodyczne wstawki gitary prowadzącej, chociaż niestety dość wtórne.
Najmocniejszym punktem jest znakomite solo, wchodzące bardzo niespodziewanie,
gdzie następuje natychmiastowa zmiana klimatu, niesamowite frazowanie wywołuje
efekt gęsiej skórki. Kolejny „Impulsively Responsible” rozpoczyna
się prawdopodobnie moim ulubionym riffem na całej płycie. Potem wkraczają
„gitarowe wokalizy” a po pierwszym refrenie wchodzi motyw trochę inspirowany
starym amerykańskim popowym boysbandem N’ Sync (!), jednakże jest on tak
chwytliwy i ciekawy, że moje nogi same rwą się do tańca. Druga część utworu nie
jest już niestety tak znakomita, ale też
jest wszystko w porządku, niczego jej nie brakuje. Bardzo mocna inspiracja
starym i
współczesnym popem jest tutaj bardzo mocno wyczuwalna. Następny „A Different Light” stanowi swego
rodzaju mieszankę wszystkich poprzednich płyt, lecz oczywiście w nieco lżejszym
wydaniu. Ciekawe, momentami lekko jazzowe akordy, piękne wstawki klawiszowe, pasaże
melodyczne przypominają szczególnie epkę „In Time”. Mocny punkt albumu.
Po nim
wchodzi mój absolutny faworyt czyli „By
Far and Away”. Jest to niesamowicie ciekawa i zabójczo precyzyjna
kooperacja Aarona i znakomitego norweskiego klawiszowca Owane’a, który gra na
keyboardzie w wielu momentach na „The Way Forward”. Doskonały, niebywale trafny
dobór dźwięków pasaży gitarowych, idealnie współgrający z klawiszami. Mamy do
czynienia z pasażami wspólnymi grającymi unisono, a Owane momentami gra sam, jeszcze bardziej
podnosząc poziom wysublimowania utworu za pomocą fraz silnie inspirowanych
muzyką jazz-fusion. Prawdziwa uczta dla uszu, a pozytywny klimat towarzyszący
przez całość trwania utworu, rozweseli nawet w najgorszy dzień. W „Belvedere” słuchacz styka się z
klimatem rodem z muzyki R'n'B, jednakże jest on dość smutny. Niektóre frazy są
dość mdłe, nie przypadły mi do gustu. Należy wyróżnić niezłe, lekko jazzowe
wstawki w środku utworu, i całkiem udane solo na zakończenie. Następny w
kolejności nieco bardziej techniczny „Rubicon Artist” łączy wszystkie
zawarte wcześniej motywy, ale podobnie jak to się już na „The Way Forward” wcześniej
zdarzało, ma się wrażenie pewnego „recyklingu” motywów podlanych nieco zbyt
popowym, przesłodzonym sosem. Zdecydowanie nie przypadł mi do gustu „Waterfront”, tutaj wszystkie melodie
są sztampowe do bólu. Ciężko mi jest powiedzieć cokolwiek dobrego o tym
kawałku. Kończący płytę „Leave No Stone”
troszkę przypomina „Sure Shot” z „The Shape of Colour”. Ciekawy, lekko falujący
klimat, zostaje niestety zaburzony w środku, po raz kolejny mdłą melodyjką.
Jednak zabójcze zakończenie płyty to wynagradza. Właściwie jedyny na płycie,
a’la djentowy, bardzo radosny i dynamiczny riff, przeplatany klawiszami , mocno
porusza słuchacza i sprawia, że pragnie on więcej. Dlaczego w przekroju albumu
nie było więcej takich motywów?
Ocena: Pierwsza Kwadra |
„The Way Forward” jest zdecydowanie płytą
dobrą, chociaż mam do niej pewne zarzuty i związane z
tym poczucie niedosytu. Ta płyta jest w ogólnym rozrachunku nawet lżejsza niż
„The Shape of Colour”, zniknęły niemalże całkowicie jakiekolwiek sążniste riffy
gitarowe. Postawiono jeszcze bardziej na melodyjność i piosenkowy charakter
numerów. Największym minusem tej płyty jest to, że przynajmniej w połowie
utworów mamy ciągłą przeplatankę w stylu: „fajny riff, wtórna melodia, fajna
melodia, kiepska melodia”. O ile w pierwszych czterech utworach czuć większą
konsekwencję melodyczną i wierność ciekawym rozwiązaniom, o tyle cztery
następne są już dość mocno nasączone powyższą „przeplatanką” i takim trochę
„wypaleniem kompozycyjnym”. Widać, że Aaron Marshall wytyczył swoją ścieżkę w
świecie nowoczesnej sceny muzycznej, idąc już bardzo śmiało w lżejsze klimaty,
co mnie osobiście trochę martwi i rozczarowuje, tym bardziej mając w pamięci pierwsze
trzy, iście genialne wydawnictwa. Niestety „The Way Forward” wypada moim
zdaniem najsłabiej względem dotychczasowej dyskografii zespołu, jednakże
oczywiście jest to płyta dobra, przyjemna, a także jedna z lepszych muzycznych
premier roku 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz