Słupszczanie z Resurrection to kapela młoda stażem, ale konsekwentnie dążąca do podbicia polskiej sceny metalowej. W pięknistym debiutowali czteroutworową epką, a w marcu szczodrego uderzyli drugim albumem, choć także wcale do długich nie należących. To, co przede wszystkim idzie na plus tego wydawnictwa, to właśnie jego zwartość. Ale po kolei...
Niechaj nie zrazi Was okładka, z pozoru wydaje się szpetna i wręcz odpychająca. Do tego pachnie Beskińskim, za którego pracami mówiąc łagodnie nie przepadam. Pasuje jednak ona doskonale do tego co chłopaki grają i do tego co znalazło się na płytce. Death metal nie powinien mieć zbyt kolorowej, przaśnej okładki. Ten przedziwny umarlak, może nawet topielec lub demon będzie nas oprowadzał po siedmiu propozycjach jakie znalazły się na debiucie Resurrection.Wspomniana już zwartość materiału przejawia się również w średnim czasie kawałków, które zamykają się w czasie trzech minut. Wyłamuje się tylko numer siódmy, czyli finałowy, który zamknięto w czasie nieco ponad sześciu minut.
Surowym riffem i nieco garażową perkusją wita nas sunący dusznym, niemal doomowym tempem "Price of Eugenics". Mamy nawet melodyjną gitarę na wejście, a potem całość przyspiesza do brzmień, które można kojarzyć nie tylko z wczesnym Morbid Angel czy Paradise Lost, ale i naszym rodzimym Vaderem. W drugim numerze zatytułowanym "Medical Murder" nawet chłopaki nie myślą o zwolnieniu, tylko od razu uderzają wolnymi, dusznymi i surowymi dźwiękami, które znakomicie wżerają się w czerep. Jednym z moich faworytów, choć tak naprawdę mógłbym to powiedzieć o całej płycie, jest numer trzeci "Give Me Your Flesh" trwający niespełna trzy minuty (bez dwudziestu sekund na samym końcu). Szybka perkusja i surowy, ale melodyjny riff znów ryje banię i wbija w fotel. Do tego dochodzi dobry, choć jak to bywa w takim graniu, trochę niezrozumiały growl Igora Bohusiewicza. Bardzo dobrze wypada też "Whore Of Babylon", który pod względem kompozycyjnym brzmi niemal jak wyrwany z dyskografii wczesnego Vadera czy pierwszej płyty Sepultury, tylko jest trochę nowocześniej w jakości brzmienia.
Utwór tytułowy zaczyna część dłuższych kawałków i tak ten trwa około pięć minut (bez kwadransa). Możecie w ciemno założyć, że również tutaj chłopaki nie porzucą brudnego, surowego brzmienia, ciętych, ale zarazem melodyjnych riffów i szybkiej perkusji. Tu nawet da się wyczuć wczesne Decapitated, choć nie jest to granie aż tak złożone technicznie, ale trzeba wyraźnie zauważyć, że znacznie więcej tutaj klimatu i rozbudowanego, bardziej przemyślanego grania. Po nim pojawia się "Pathetic", który oczywiście nie zwalnia nawet na moment. Tu również sekcja rytmiczna daje z siebie wszystko i robi to naprawdę solidnie. Finałowy, wspomniany już wyżej kawałek "Necropsy" (odrobina złośliwości: tytuł naturalnie nie grzeszący oryginalnością, ale zostawmy tę kwestię). Chłopaki, podobnie jak w numerze tytułowym, pozwalają sobie tutaj na bardziej rozbudowane granie i mroczną atmosferę. Nie brakuje ciężkiej i szybkiej perkusji, ostrych jak brzytwa surowych, ale zarazem melodyjnych riffów. A gdy już wybrzmi naprawdę chce się włączyć płytkę jeszcze raz.
Nie mam zamiaru komukolwiek wmawiać, że jest to granie odkrywcze, bo tak nie jest. Wręcz przeciwnie - wszystko już było. Trzeba jednak przyznać, że chłopaki grają bardzo solidnie i zadbali też o dobrą produkcję, która nie odrzuca, a porządnie wbija się w głowę, pozwalając na przyjemne spędzenie czasu przy solidnie (i świeżo) granym death metalu. Inspiracje chłopaków są tutaj bardzo słyszalne i prawdopodobnie można by je wymieniać bez końca, ale tak naprawdę nie ma takiej potrzeby. To bardzo porządny materiał, który powinien się spodobać wielbicielom death metalu i solidnego uderzenia. Trzymam kciuki za słupski Resurrection i liczę, że na kolejnym, może nawet dłuższym albumie, będą równie intrygujący oraz pokażą jeszcze więcej swoich umiejętności, bo tych wcale im nie brakuje. Sprawdźcie sami - warto! Ocena: 8/10
Surowym riffem i nieco garażową perkusją wita nas sunący dusznym, niemal doomowym tempem "Price of Eugenics". Mamy nawet melodyjną gitarę na wejście, a potem całość przyspiesza do brzmień, które można kojarzyć nie tylko z wczesnym Morbid Angel czy Paradise Lost, ale i naszym rodzimym Vaderem. W drugim numerze zatytułowanym "Medical Murder" nawet chłopaki nie myślą o zwolnieniu, tylko od razu uderzają wolnymi, dusznymi i surowymi dźwiękami, które znakomicie wżerają się w czerep. Jednym z moich faworytów, choć tak naprawdę mógłbym to powiedzieć o całej płycie, jest numer trzeci "Give Me Your Flesh" trwający niespełna trzy minuty (bez dwudziestu sekund na samym końcu). Szybka perkusja i surowy, ale melodyjny riff znów ryje banię i wbija w fotel. Do tego dochodzi dobry, choć jak to bywa w takim graniu, trochę niezrozumiały growl Igora Bohusiewicza. Bardzo dobrze wypada też "Whore Of Babylon", który pod względem kompozycyjnym brzmi niemal jak wyrwany z dyskografii wczesnego Vadera czy pierwszej płyty Sepultury, tylko jest trochę nowocześniej w jakości brzmienia.
Słupszczanie z Resurrection wcale nie wyglądają groźnie... |
Utwór tytułowy zaczyna część dłuższych kawałków i tak ten trwa około pięć minut (bez kwadransa). Możecie w ciemno założyć, że również tutaj chłopaki nie porzucą brudnego, surowego brzmienia, ciętych, ale zarazem melodyjnych riffów i szybkiej perkusji. Tu nawet da się wyczuć wczesne Decapitated, choć nie jest to granie aż tak złożone technicznie, ale trzeba wyraźnie zauważyć, że znacznie więcej tutaj klimatu i rozbudowanego, bardziej przemyślanego grania. Po nim pojawia się "Pathetic", który oczywiście nie zwalnia nawet na moment. Tu również sekcja rytmiczna daje z siebie wszystko i robi to naprawdę solidnie. Finałowy, wspomniany już wyżej kawałek "Necropsy" (odrobina złośliwości: tytuł naturalnie nie grzeszący oryginalnością, ale zostawmy tę kwestię). Chłopaki, podobnie jak w numerze tytułowym, pozwalają sobie tutaj na bardziej rozbudowane granie i mroczną atmosferę. Nie brakuje ciężkiej i szybkiej perkusji, ostrych jak brzytwa surowych, ale zarazem melodyjnych riffów. A gdy już wybrzmi naprawdę chce się włączyć płytkę jeszcze raz.
Nie mam zamiaru komukolwiek wmawiać, że jest to granie odkrywcze, bo tak nie jest. Wręcz przeciwnie - wszystko już było. Trzeba jednak przyznać, że chłopaki grają bardzo solidnie i zadbali też o dobrą produkcję, która nie odrzuca, a porządnie wbija się w głowę, pozwalając na przyjemne spędzenie czasu przy solidnie (i świeżo) granym death metalu. Inspiracje chłopaków są tutaj bardzo słyszalne i prawdopodobnie można by je wymieniać bez końca, ale tak naprawdę nie ma takiej potrzeby. To bardzo porządny materiał, który powinien się spodobać wielbicielom death metalu i solidnego uderzenia. Trzymam kciuki za słupski Resurrection i liczę, że na kolejnym, może nawet dłuższym albumie, będą równie intrygujący oraz pokażą jeszcze więcej swoich umiejętności, bo tych wcale im nie brakuje. Sprawdźcie sami - warto! Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz