wtorek, 12 kwietnia 2016

Protest the Hero - Pacific Myth EP (2015/2016)



Kanadyjski Protest The Hero po znakomitym "Volition"* sprzed trzech lat nie spieszył się z wydaniem nowego wydawnictwa, a gdy już się na nie panowie zdecydowali, również nie zrobili tego od razu. Najnowsze wydawnictwo choć teoretycznie jest epką, może być uznawane za wydawnictwo pełnometrażowe, bo zawiera ponad pół godziny muzyki oraz wersje instrumentalne tychże, co daje ponad siedemdziesiąt minut grania. Niecodzienna jest również metoda w jaki grupa zdecydowała się swój album wydać - nie miał bowiem jednej oficjalnej premiery, a każdy z sześciu numerów miał swoją własną co miesiąc: począwszy od października, a na marcu kończąc. O co chodzi i co z tego wynikło?

Począwszy od 15 października roku pięknistego panowie wypuszczali co miesiąc jeden utwór. W marcu roku szczodrego pojawił się ostatni z nich, a wraz z nimi pełna wersja płyty, uzupełniona o wersje instrumentalne każdego z nich. Do tego każdy zyskał własną grafikę, a jedna z nich stała się też okładką całości. O ile na poprzedniczce witał nas sęp w czapce pilotce, o tyle na najnowszej płycie z każdej z nich wita nas inne stworzenie morskie, z małymi wyjątkami. Lew morski jest zarazem lwem zwykłym, na innej pojawia się mewa, a konik morski jest nieco innym konikiem, ale po kolei. Sprawdźmy jednak co przygotowali panowie z PTH w poszczególnych kompozycjach.


Pierwszy z nich to "Ragged Tooth". Rozpoczynający się od szumu morskich falach i melodyjnego gitarowego riffu, którego nie da się pomylić z żadnym innym zespołem. Od razu dołącza do niego świetny wysoki wokal Rody'ego Walkera, którego również nie da się pomylić z żadnym innym. Przetykane raz po raz growlami wokale znakomicie współgrają z zadziornymi harmoniami i szalonymi riffami, szybką perkusją. Jest ciężko, jest melodyjnie i zaskakująco przebojowo, zupełnie jak na trzeszczącym znakomitym "Volition". Dosłownei am się wrażenie, że wygłodniały rekin łypie na nas swoim małym oczkiem i uśmiecha się szeroko zapraszając na ucztę pełną muzycznych wrażeń i nietuzinkowych rozwiązań instrumentalnych.


Drugi numer noszący tytuł "Tidal" jest jeszcze ciekawszy i szybszy, trochę przypominający muzykę Queen, które dodało oliwy do ognia poprzez djentowo-deathcore'owe eksperymenty z niskim strojem gitar i cięższymi odmianami metalu, nie rezygnując jednocześnie z nieco popowego szlifu, który tutaj ma oczywiście zdecydowanie bliżej do metalu alternatywnego. To także istna kopalnia znakomitych riffów, świetnej atmosfery i popis instrumentalnych umiejętności każdego z muzyków - zwłaszcza w rozbudowanej partii instrumentalnej. Lew "morski" groźnie łypie wzrokiem na żaglowiec, który prawdopodobnie zaraz utonie i zrywa pazurami dolną część okładki ukazując mroczne morskie tonie Pacyfiku pełne straszliwych potworów.


Zrealizowany w grudniu "Cold Water" otwiera rozpędzone, melodyjne intro, które od razu przywodzi na myśl numery z "Volition". Rozszalałe wokale Walkera znów fantastycznie kontrastują z rozbudowanymi strukturami melodycznymi, jakie proponuje PTH. To istna jazda bez trzymanki, w której nie ma miejsca na nudę czy wrażenie, że gdzieś się już coś podobnego słyszało. Do tego fantastyczne napędzane gitarowym riffem zwolnienie i... ropucha jak gdyby nic siedząca na budynkach miasta zbudowanego na skałach.


Pierwszy szczodry to "Cataract", który ponownie zaczyna się od szybkiej perkusji i rozpędzonych, melodyjnych wielowarstwowych riffów. Dla wielbicieli nowoczesnego metalu progresywnego pełnego melodyjnych, nisko strojonych riffów w stylistyce djent i deathcore będzie to prawdziwa uczta. Choć na epce nie ma złych momentów czy przestojów, to numer czwarty jest jednym z najciekawszych pod względem kompozycyjnym (ten kontrolowany chaos po prostu wbija w fotel!). Warto zanurkować do wraku z obrazka i spróbować ukraść jakiś skarb, uważając na kałamarnicę i czyhającego obok rekina-młota.


Lutowy "Harbringer" nie zwalnia tempa. Najpierw świetne klawiszowe wejście, a następnie mocne uderzenie kolejną porcją melodyjnych, ostrych riffów i szybkiej perkusji. Razem z "Cataractem" stanowi jeden z najciekawszych i najmocniejszych fragmentów epki i po prostu nie daje o sobie zapomnieć. Chwilowe wynurzenie i po chwili znów jesteśmy w morskiej toni wraz z mewą, która staje oko w oko z kolejnym rekinem gotowym ją pożreć.


Także ostatni, czyli najświeższy z utworów zebranych na epce "Pacific Myth" wżera się w głowę i nie chce z niej wyjść. Ciężki riff, duszny szlif, ale bynajmniej nie pozbawiony charakterystycznej dla Kanadyjczyków melodyki i rozszalałego tempa znów wgniata w fotel. Konik morski, który wyskoczył niespodziewanie z morza zdaje się być prowadzony za uzdę przez dziewczynkę skrytą w chmurach, a pies próbuje go ugryźć tocząc pianę z pyska. Nie ma w nim zmiłuj, jest bowiem gęsto, melodyjne, szybko, drapieżnie, bardzo nowocześnie, a przy tym niezwykle porywająco i świeżo. Po prostu coś fantastycznego!

Nie wiem czy dobrym rozwiązaniem było puszczanie jednego utworu co miesiąc, ale nie mam wątpliwości, ze efekt jest absolutnie znakomity. Sześć utworów, które znalazły się na tym wydawnictwie to kopalnia znakomitych, bardzo pomysłowych kompozycji dla wielbicieli przedziwnych mieszanek stylistycznych z pogranicza alternatywy, progresywy, a zwłaszcza jej nowszych odmian, czyli djentu i deathcore'u. To granie barwne, wielowarstwowe, z ogromnymi pokładami energii, szaleństwa i pełne nieposkromionej radości z tworzenia. Całość fantastycznie uzupełniają wersje instrumentalne, które nie tylko pozwalają jeszcze dokładniej wsłuchać się w poszczególne elementy muzyki Protest The Hero, ale także powinny zainteresować gitarzystów, którzy lubią szkolić się w podobnych gitarowych szaleństwach. To także znakomita propozycja dla tych, którzy uważają, że wokal Walkera jest drażniący. Nie trudno się bowiem nie zgodzić, że jego maniera jest dość specyficzna i nie każdemu może podchodzić, ale nie można też zaprzeczyć, że jest obok fantastycznych rozwiązań kompozycyjnych i znakomitych umiejętności gitarzystów wyróżnikiem twórczości Kanadyjczyków, którzy zdecydowanie są w formie i udowadniają, że w tego typu graniu wciąż jest wiele do przekazania. Polecam! Ocena: 5/5

* Nasza recenzja "Volition"  tutaj.
Niestety żaden z utworów nie został przez zespół jeszcze udostępniony na bandcampie do normalnego odsłuchu (ani na youtubie), który jest możliwy tylko dla osób, będącymi subskrybentami ich profilu oraz które zapłacą za epkę i dodatkowy merch. Dostępne na youtubie sample są niestety marnej jakości i zawierają takie fragmenty, które najmniej pokazują to, co się na niej znajduje. Nam udało się do epki dotrzeć w całości, ale w obawie przed akcjami usuwającymi wrzuty nie zamieszczamy żadnego na naszym kanale youtube - warto samemu do niej dotrzeć lub do czego również zachęcam wesprzeć pieniężne Kanadyjczyków, bo ich muzyka jest naprawdę warta tych kilku dolarów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz