czwartek, 13 kwietnia 2017

Ex Deo - The Immortal Wars (2017)


Niespełna rok temu wraz z włoskim zespołem Ade wybraliśmy się do czasów Hannibala Barkasa, dowódcy wojsk Kartaginy i uczestniczyliśmy w jego wielkim pochodzie. Nie jestem pewien czy to dzieło przypadku czy może działanie zamierzone, ale także parający się technicznym death metalem osadzonym w czasach starożytnego Rzymu, kanadyjski Ex Deo również postanowił przybliżyć jego historię i jak się okazuje również na sowim trzecim albumie. Nie obędzie się oczywiście bez porównań obu płyt, a także próby odpowiedzi na najbardziej nurtujące w tym wypadku pytanie - czy kolejna płyta w tym samym gatunku, o tym samym i zrealizowana (co prawda przez inny zespół) w tak krótkim czasie jest równie udana?

Uwagę zwraca już okładka płyty, która różni się także od tej, która zdobiła płytę "Carthago Delenda Est" Ade. Na tamtej słonie słonie siały spustoszenie na polu bitwy, tutaj zaś jeden z nich leży martwy przygniatając swoim cielskiem jednego z wojowników. Nad jego ciałem z dumą lub poczuciem klęski stoi inny wojownik, być może nawet sam Hannibal. Niechaj jednak nikogo ta grafika nie zmyli - nie wyraża ona niemocy muzyki, która znalazła się na płycie Ex Deo. Nieznaczna różnica jest też w długości płyty, która jest krótsza o dwa numery i dziesięć minut w stosunku do tej wydanej przez Włochów. Nie przełożyło się to jednak znacząco na efekt końcowy, który jest równie interesujący i masywny.

Otwiera potężny i bardzo filmowy "The Rise of Hannibal", który rozwija się powolnym, pochodowym tempem, zachwyca orkiestrą i chórem uzupełniającym się z melodyjnymi riffami i mocnym growlem. Po nim pojawia się równie udany utwór drugi "Hispania (The Siege of Saguntum)" zaczyna się od orientalnych zagrywek, które kapitalnie wprowadzają do epickiego rozpędzenia. Szybkie tempo wrzuca nas w wir oblężenia Sagunto przez wojska Hannibala. Jest potężnie, melodyjnie i bardzo filmowo, a orkiestralne tło imponująco połączono z ostrymi gitarowymi riffami i podniosłym tempem.

Sagunto - w starożytności osada Iberów, później grecka kolonia Saguntum. Od III w. p.n.e. sprzymierzone z Rzymem. W 219 p.n.e. zdobycie Sagunto przez Kartagińczyków pod wodzą Hannibala doprowadziło do wybuchu II wojny punickiej (218–201 p.n.e.). Ok. 212 p.n.e. pod panowaniem Rzymu. W VIII w. zajęte przez Arabów, którzy władali miastem do 1248. W 1. połowie XIII w. włączone do Aragonii. W wiekach średnich znane jako Murviedro.


Nie byłoby wyprawy wojennej Hannibala bez podróży przez Alpy, a tej poświęcony jest trzeci na płycie kawałek, robiący równie dobre wrażenie co dwa poprzednie. Otwiera go stukot kolczug, tupot butów wojowników, trzask biczy, łomot wojennych bębnów i oczywiście trąbienia słoni bojowych, a po chwili przechodzimy do kolejnej porcji soczystych riffów i szybkiej perkusji. Jest potężnie i melodyjnie, a zarazem nieco inaczej niż na płycie Ade, która była bardziej intensywna i agresywna podczas gdy Ex Deo stawia bardziej na klimat i nieco progresywny szlif, który znakomicie sprawdza się w historycznym death metalu. Po pokonaniu zdradliwych górskich przełęczy czeka na nas niespełna dwu minutowe instrumentalne "Suavetaurilia (Intermezzo)" w którym kapitalnie buduje się podłoże pod drugą połowę płyty za pomocą orkiestry, perkusjonalii i cytatem wypowiedzianym w ramach narracji, a potem perkusyjnym i orkiestrowym tłem rozpoczyna się potężny, marszowy  "Cato Major: Carthago Delenda Est!". Cięte riffy, szybkie tempo i orientalne zagrywki wbijają w ziemię niczym słonie bojowe Hannibala, a głowa kiwa się w rytm. Oto wszak w tym graniu chodzi.

Mimo wielu bitew wygranych na terenie Italii, Hannibal przez 16 lat wojny nie zdołał doprowadzić do decydującego zwycięstwa. Niepokonany na Półwyspie Apenińskim, został zmuszony do powrotu do Afryki. Na ziemi afrykańskiej wylądował bowiem Publiusz Korneliusz Scypion Starszy, zyskując poparcie władcy Numidyjczyków - Masynissy, który wspomógł Rzymian znakomitą jazdą. Doświadczona w italskich bojach 15-tysięczna armia Hannibala wylądowała w Afryce, jej sytuacja jednak nie była najlepsza. Siły, które tam stacjonowały, zostały po części już zniszczone w wyniku niedawnej klęski zadanej im przez korpus Scypiona. Dlatego wódz kartagiński potrzebował szybko nowych ludzi. Armia Scypiona Starszego liczyła około 25 tysięcy żołnierzy pieszych, wspomaganych przez jazdę numidyjską, która zwykle walczyła po stronie Kartagińczyków, tym razem jednak miało ich tam zabraknąć (pozyskano tylko niewielkie oddziały numidyjskie). Hannibal zebrał około 50 tysięcy ludzi – w tym 15 tysięcy weteranów zahartowanych w kampanii italskiej oraz korpus 80 słoni bojowych. O wyniku bitwy zadecydowała jakość bojowa legionów rzymskich, skuteczna taktyka unikania konfrontacji z szarżującymi słoniami bojowymi i umiejętne użycie jazdy przez rzymskiego wodza.

Na szóstej pozycji znalazł się mocarny, ponownie marszowy, ale i najbardziej intensywny z całej płyty "Ad Victoriam (The Battle of Zama)". Tu także nie brakuje melodyjnych, rwanych riffów, szybkiej perkusji i epickiego podniosłego filmowego wymiaru. Znakomicie wypada też utwór przedostatni, czyli "The Spoils of War" będący nie tyle opowieścią o końcu charyzmatycznego wodza, ile przestrogą przed obliczami wojny niezależnie od tego czy słusznej czy nie, a także prośbą do "przechodniów", by pamiętali o Hannibalu. Ostatni utwór, który znalazł się na ósmej pozycji płyty to "The Roman", który fantastycznie wieńczy krążek swoim nieco melancholijnym początkiem, kolejnym potężnym rozwinięciem i porywającym klimatem. Świetny jest tu także tekst, który zdaje się być wypowiedzią samego Hannibala przypominającego na łożu śmierci każdemu ze swoich wojowników i wrogów, że jest Rzymianinem, który będzie służył swojemu Imperium aż do samego końca.

W przeciwieństwie do Ade, Ex Deo bardziej postawiło na filmowy wymiar, ale nie zrezygnowało z fantastycznego ciężkiego death metalowego łojenia. O ile jednak kanadyjskiej wersji opowieści o Hannibalu słucha się z ogromną przyjemnością to nie wywołuje on (przynajmniej u mnie) tak wielkich emocji jak ta zaserwowana rok temu przez Włochów. Nie oznacza to jednak, że "The Immortal Wars" to zły album, a wręcz przeciwnie - jest równie udany, potężny i w swoim gatunku naprawdę ciekawy. Jednocześnie brakuje na nim efektu zaskoczenia, a czasem nawet ciężaru, który odrobinę zaciera się w orkiestrowych dodatkach. Nieco inaczej postawiono też akcenty związane z brzmieniem, które tutaj jest bardziej przejrzyste, a znacznie mniej agresywne i nie wywołujące wrażenia uczestniczenia w samym środku wojennej wyprawy Hannibala. Warto też jednak zauważyć, że pod względem brzmienia jest to też najlepiej zrealizowany album Kanadyjczyków, którzy jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa w historycznym metalu i swój najlepszy album mają dopiero przed sobą. Mam też nadzieję, że następnym razem nie będą powielać historii opowiedzianych już przez inne grupy, nawet jeśli wyszło im to zupełnym przypadkiem. Posłuchać tego albumu naprawdę warto, zwłaszcza porównując go sobie z niedoścignionym i wciąż należącym do najchętniej słuchanych przeze mnie krążków z zeszłego roku "Carthago Delenda Est" od Ade. Ocena: 8/10


Opisy historyczne za wikipedią. Nasza recenzja "Carthago Delenda Est" Ade do przeczytania w tym miejscu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz