Okładka wydania winylowego |
Pochodzący
z Tuluzy kompozytor, multiinstrumentalista i aktor Gabriel Hibert
urodził się w 1979 roku. W latach 2004 - 2011 grał w kilku dziwnych
rockowych zespołach, a następnie zdecydował się na swój własny solowy
projekt. Obecnie jego występy składają się jedynie z perkusji i padów do
sampli, na których gra jednocześnie, okazjonalnie wykorzystując także
swój głos jako dodatkowy instrument. To, co znalazło się na jego trzecim
solowym albumie zatytułowanym "Abducté" zawiera się w łącznym czasie
niespełna trzydziestu minut i dziewięciu numerów krążących wokół
ambientu, muzyki kinematycznej, noise, industrialu oraz
eksperymentalnego rocka.
Otwiera ją
mroczny napędzany sunącą elektroniką i perkusją "Griserie", który
następnie dość szybko przechodzi w "Guirlandes" o nieco szybszym i
bardziej niepokojącym charakterze. Szybsza perkusja i przesterowane
gitary mogą kierować w stronę Nine Inch Nails jednak nie jest tak ostro
jak u Reznora, a jeszcze bardziej eksperymentalnie i nieco mniej
agresywnie. Finałowe zwolnienie z dziecięcym głosem zyskuje wręcz wymiar
upiornej kołysanki niczym z horroru w rodzaju "Dziecko Rosemary"
Polańskiego. Zupełnie inny jest "Uranus" skręcający w alternatywne
granie z pogranicza noise i rocka z elektronicznymi fragmentami. Pełno w
nim różnych zwolnień, rozwinięć, pisków i gitarowych uderzeń, ale
przede wszystkim perkusji, która doskonale uzupełnia niepokojącą
atmosferę utworu mogącego być ścieżką do serialu w rodzaju "Twin Peaks".
Po nim pojawia się "Acariens" w którym znów blisko jest do muzyki
Trenta Reznora. Elektronika miesza się tutaj z gitarowymi przejazdami i
perkusyjnym bitem przypominając pracę maszyn w fabryce i wprowadzając w
transowy nastrój. Nieco bardziej rozbudowany, gitarowy, ale dalej
niepokojący jest "Pianoté", który miesza pulsującą muzykę z mówionymi
wstawkami oraz pianinem kojarzącym mi się z Satim.
Równie
przedziwny i niepokojący jest "Matière" w którym ostrzejszy riff gitary
przerywa delikatne dźwięki pianina doskonale współgrając z transowym
rozwinięciem ukazującym jakąś okropnie ruchliwą ulicę, a przynajmniej
takie można odnieść wrażenie słysząc klaksony, riffy brzmiące niczym
warkot silników czy elektroniczne sample sprawiające wrażenie wiercenia w
asfalcie. W "Matrices" jest nieco bardziej dyskotekowo, bo perkusja,
sample i zróżnicowane gitarowe riffy naprzemiennie wprawiają w taneczny i
nieco bardziej spowolniony ruch. Niestety jest to chyba jakaś dyskoteka
robotów bo znów ma się wrażenie, że jest się w fabryce. Podobne
odczucia mogą towarzyszyć w nieco bardziej rozbudowanym "Inertie", który
swoim klimatem przypomina nieco stylistykę nowoczesnej elektroniki
hołdującej tej z lat 80 w rodzaju Carpentera Brut czy Vangelisa. Ostatni
numer nosi tytuł "Nimbus", ale z "Harrym Potterem" poza przywołaniem
pierwszej miotły słynnego czarodzieja nie ma nic wspólnego. Tu znów
wracamy do budowania atmosfery ambientowym tłem, perkusyjnym
rozwinięciem czy samplami sekcji dętej.
Przedziwna to
płyta, zwłaszcza że wpadających tu w ucho melodii próżno szukać. Muzyka
tła to także nie jest, bo pozorny chaos i nagromadzenie rozwiązań nie
pozwala na wyciszoną kontemplację czy ignorowanie tego co leci ku nam z
głośników. Dla kogoś kto podobne "nieskładne" eksperymenty lubi na pewno
będzie to rzecz bardzo atrakcyjna, dla mnie zaś niewiele tutaj
czegokolwiek sensownego czy zostającego na dłużej, zachęcającego do
powrotów. Hibert w wielu miejscach potrafi zaznaczyć mroczny,
niepokojący nastrój, który razem z filmowym obrazem mógłby wyglądać i
brzmieć perfekcyjnie jednak sama struktura dźwiękowa zawarta na krótkim
(na szczęście?) albumie może bardziej drażnić niż zachwycać, a już na
pewno nie jest to ten poziom abstrakcji jaki znalazł się na opisywanym u
nas jakiś czas temu albumowi Efterklang czy na płytach Aluk Todolo. W
wypadku tej płyty zastosuję też nieco mniej drastyczną ocenę w skali
płyt krótkich, bo nie jest to rzecz zła, ale na tyle dziwna i
niekonsekwentna, że w normalnej skali źle by to wyglądało, a nie jest
tak, że mi się ta propozycja nie podoba, po prostu nie do końca leży w
moich muzycznych poszukiwaniach i ścieżkach, a i trudno to wydawnictwo
nazwać pełną płytą. Ocena: 3/5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz