Wszyscy lubimy tureckie seriale! Ja akurat za nimi nie przepadam, ale takie skojarzenie przyszło wraz z pierwszym odsłuchem albumu zespołu, który wziął nazwę od skweru w Lyonie w alpejskim Auvergne-Rhône. Drugie skojarzenie napłynęło później: nasz Percival Schuttenbach, a konkretniej jego historyczna wersja, czyli Percival. Najnowsza płyta francuskiego Sathönay, bo niej mowa, swoją premierę miała na początku lipca, ale idealnie swoim charakterem nadaje się na jesień. To płyta przepełniona magią, orientalnym folkiem i niezwykłą transową energią. Gotowi na odrobinę przebojowej egzotyki?
Sathönay to projekt Nico Poissona, założyciela wytwórni płytowej S.K Records, który oparł o brzmienie elektrycznego Sazu (tureckiej lutni), instrumenty perkusyjne i polifoniczność głosów. Uzyskana mieszanka przenika się z ludyzmem, psychodelicznym popem i eksperymentem na pograniczu improwizacji. Na swoim koncie ma sześć (licząc z najnowszym) wydawnictw. Obecnie Sathönay jest triem, które zostało uzupełnione o Francois Virota na perkusjonaliach oraz Leo Grollemund na wiolonczeli. Co, ciekawe płytę wyprodukował Daniel O'Sullivan, multiinstrumentalista znany choćby ze współpracy z Ulver czy Sunn O))). Niepozorna okładka zaś kompletnie nie zdradza szaleństwa i piękna jakie znalazło się pośród ośmiu numerów zmieszczonych w czasie niespełna trzydziestu minut i dwudziestu sekund.
Zaczynamy od "Domicillio Dei Vinti", który zaskakuje skocznym, egzotycznym rytmem i do którego chce się od razu zacząć tańczyć. Perkusjonalia fantastycznie uzupełniają się z sazu i wiolonczelą. Jednakże mimo ciepła i porywającego brzmienia jest w tym utworze też smutek i melancholia. W drugim utworze zatytułowanym "Manœuvre" jest jednak jeszcze szybciej i bardziej energetycznie. Skoczna perkusja świetnie łączy się z melodyjnymi instrumentami. Znów jest porywająco i jeszcze bardziej magicznie, a zarazem niesamowicie przebojowo. Po nim następuje utwór tytułowy będący instrumentalną miniaturką, który otwiera ambientowe nieco w tonie usypianie czujności, dźwięki przypominające strojenie instrumentów i pełne smutku skrzypienia smyków. W kolejnym "Styn Ipoga" witają nas smyki, które ponownie czarując mają w sobie mnóstwo smutku. Po chwili muzyka ożywia się, dołączają perkusjonalia, znów jest skoczniej i melodyjniej, a całość pod względem stylistycznym może nieco przypominać muzykę klezmerską. Jednocześnie znów chce się pójść w tany, tyle w niej pozytywnej energii. Zaskakujący jest też finał, który zmienia klimat w powolny, sunący i pełen smutku kondukt. Niesamowite.
Piąty utwór nosi tytuł "On est debout" i również zaczyna się od przeciągłych smyków, przepełnionego smutkiem głosu. Po chwili dołącza do niego fantastyczna sekcja perkusyjna nadając całości nieco cieplejszego wymiaru, ponownie zachwycając magicznym egzotycznym brzmieniem. W nim udziel się też słuchaczowi niesamowity mistyczny klimat przypominający trochę swoim duchem "Messe I.IX - VI.X" Ulvera. W kolejnym noszącym tytuł "They Are Sisters" wraca cieplejsze brzmienie i bardziej melodyjne granie, choć nie rezygnuje się z mistyczności, lekkości i spokoju. Jako przedostatni na płycie znalazł się kawałek tytułem przypominający nieco jakieś indie rockowe kapele, a mianowicie "Your Love Is Like a Blade in the Kidneys". Tutaj wraca egzotyka i przebojowe, bardzo melodyjne wręcz taneczne brzmienie. W ósmym, a zarazem finałowym "Lole" także sięga się po kapitalne brzmienie sazu i wiolonczeli wspomaganej perkusjonaliami. Ponownie jest tanecznie, ale też nieco mroczniej.
"Lost A Home" to płyta bardzo interesująca, mieniąca się magią i mistycyzmem, niezwykłym brzmieniem tureckiego instrumentu wpisanego w alternatywne granie, które spodoba się bardziej otwartym na muzykę. Jest to muzyka miejscami bardzo porywająca, choć nie należąca do łatwych, a także świetnie nadająca się na rozgrzewanie duszy w coraz zimniejsze jesienne wieczory, zaś latem kapitalnie nada się jako podkład do gorącej imprezy wśród przyjaciół, którzy również nie stronią od egzotycznych brzmień i nieco innej muzyki, zwłaszcza takiej jaką zazwyczaj puszcza się na spotkaniach.
Zaczynamy od "Domicillio Dei Vinti", który zaskakuje skocznym, egzotycznym rytmem i do którego chce się od razu zacząć tańczyć. Perkusjonalia fantastycznie uzupełniają się z sazu i wiolonczelą. Jednakże mimo ciepła i porywającego brzmienia jest w tym utworze też smutek i melancholia. W drugim utworze zatytułowanym "Manœuvre" jest jednak jeszcze szybciej i bardziej energetycznie. Skoczna perkusja świetnie łączy się z melodyjnymi instrumentami. Znów jest porywająco i jeszcze bardziej magicznie, a zarazem niesamowicie przebojowo. Po nim następuje utwór tytułowy będący instrumentalną miniaturką, który otwiera ambientowe nieco w tonie usypianie czujności, dźwięki przypominające strojenie instrumentów i pełne smutku skrzypienia smyków. W kolejnym "Styn Ipoga" witają nas smyki, które ponownie czarując mają w sobie mnóstwo smutku. Po chwili muzyka ożywia się, dołączają perkusjonalia, znów jest skoczniej i melodyjniej, a całość pod względem stylistycznym może nieco przypominać muzykę klezmerską. Jednocześnie znów chce się pójść w tany, tyle w niej pozytywnej energii. Zaskakujący jest też finał, który zmienia klimat w powolny, sunący i pełen smutku kondukt. Niesamowite.
Piąty utwór nosi tytuł "On est debout" i również zaczyna się od przeciągłych smyków, przepełnionego smutkiem głosu. Po chwili dołącza do niego fantastyczna sekcja perkusyjna nadając całości nieco cieplejszego wymiaru, ponownie zachwycając magicznym egzotycznym brzmieniem. W nim udziel się też słuchaczowi niesamowity mistyczny klimat przypominający trochę swoim duchem "Messe I.IX - VI.X" Ulvera. W kolejnym noszącym tytuł "They Are Sisters" wraca cieplejsze brzmienie i bardziej melodyjne granie, choć nie rezygnuje się z mistyczności, lekkości i spokoju. Jako przedostatni na płycie znalazł się kawałek tytułem przypominający nieco jakieś indie rockowe kapele, a mianowicie "Your Love Is Like a Blade in the Kidneys". Tutaj wraca egzotyka i przebojowe, bardzo melodyjne wręcz taneczne brzmienie. W ósmym, a zarazem finałowym "Lole" także sięga się po kapitalne brzmienie sazu i wiolonczeli wspomaganej perkusjonaliami. Ponownie jest tanecznie, ale też nieco mroczniej.
Ocena: Pełnia |
Płytę przesłuchałem i zrecenzowałem dzięki uprzejmości Creative Eclipse PR.
Opis nowych ocen w zakładce "Oceny" (tutaj)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz