Wokalista Godsmack po raz pierwszy odwiedził Europę ze swoim solowym materiałem. Artysta dał aż dwa koncerty w Polsce, pierwszy odbył się we Wrocławiu i według słów muzyka był to jeden z najlepszych koncertów na trasie. Jak na tym tle wypadła Łódź?
Zacznę od tego, że na całej sali były rozstawione krzesła. Każdy miał miejsce siedzące i w napięciu czekał na początek koncertu. Kiedy Sully wyszedł wreszcie na scenę pierwsze co powiedział to: "What's with all of these chairs? Get the fuck up" ("O co chodzi z tymi krzesłami? Wstawać!"). Wszyscy jak jeden mąż momentalnie podnieśli się z krzeseł i stłoczyli się pod sceną, by bawić się z artystą. Żadnych barierek odgradzających scenę od widowni zapewniło niezwykłą bliskość z artystą. A to dopiero początek, bo z każdym utworem było coraz lepiej. W setliście zabrakło jakichkolwiek utworów macierzystej formacji Erny, jednak na samym początku muzyk zapewnił widownie, że Godsmack wróci do Polski.
W tle za muzykami umieszczony był ekran, na którym wyświetlano wideo i wizualizację do większości utworów. I tak do na przykład "My Light" mogliśmy oglądać wspólne chwilę Sully'ego ze swoją córką Skylar. Niezwykłym momentem koncertu było wykonanie utworu "Fallin' Through Black", podczas którego na ekranie wyświetlano zmarłych muzyków, od legend takich jak Elvis Presley, John Lennon, Bon Scott, czy Michael Jackson, aż po zmarłych niedawno Chrisa Cornella i Chestera Benningtona. Temu ostatniemu został także zadedykowany cover utworu Linkin Park pod tytułem "Crawling" w niezwykle intymnej, fortepianowej wersji. Erna wykonał także m.in. cover "Nothing Else Matters" Metalliki, czy "Hey Jude" grupy The Beatles.
Nie zabrakło także radosnych momentów. Przez cały koncert widać było radość jaką muzycy czerpali z występu w łódzkiej wytwórni. I tak podziwiać można było taniec basisty pod perkusyjny bit disco, oraz taniec jego brwi (zachowywały się jak fala, ciężko opisać to niezwykłe zjawisko) pod bit rodem z Flinstonów. Zespół w czasie koncertu otrzymał od fanów wódkę, którą perkusista od razu spróbował. Jednak najbardziej niezwykłym momentem koncertu był utwór "Turn It Up". Tuż przed nim Sully wypatrzył w tłumie małą dziewczynkę, która bawiła się na koncercie. Zaprosił ją na scenę i wręczył jej tamburyn oraz marakas, a następnie razem cały utwór.
Kiedy wybrzmiała ostatnia nuta widać było zadowolenie na twarzach całego zespołu. Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że solowy występ Sully'ego Erny to jeden z najlepszych koncertów na jakich byłem w swoim życiu. Myślę że po takim przyjęciu, kolejną wizytę muzyka w naszym kraju mamy zapewnioną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz