Starałem się tego typu rzeczy nie komentować i przechodzić obok nich obojętnie. Ale ostatnimi czasy czara goryczy się przelała. O czym mówię? O pseudo celebrytach i YouTuberach nagrywających płyty...
Na całą sprawę patrze z perspektywy muzyka, który od 9 lat gra na instrumentach, a od 7 tworzy muzykę z zespołem. Więc drogi czytelniku możesz mieć to na uwadze czytając mój ból pośladów. Jak jednak mam przejść obojętnie obok kiedy tak ja, jak i wielu innych muzyków których znam, poświęca czas, pieniądze (i to nie małe), a także serce dla swojej pasji, tworząc nowe utwory i grając koncerty gdzie się da licząc, że uda się wreszcie przebić do szerszej publiki krok po kroczku. A tu tuż za rogiem pojawia się znany YouTuber lub YouTuberka z kaprysem: a nagram sobie piosenkę, a może całą płytę. W końcu mam taki "talent". Idzie taki delikwent do studia, prosi o parę pospolitych bitów i wyje do mikrofonu, a biedny realizator siedzi potem godzinami wyciągając autotunem co się da. Potem obowiązkowy teledysk (w modzie rozrzucanie kasy i wykonywanie bliżej nieskoordynowanych ruchów rękoma) i dajemy na Yt i liczymy łapy w górę i wyświetlenia. Koko dżambo i do przodu. To nic, że autotune słychać na kilometr, a piosenka (palce odmówiły mi posłuszeństwa kiedy w taki sposób chciałem nazwać te abominacje) to bezduszny zlepek podstawowych bitów i elektroniki. Bo nikt mi nie powie, że taka Sexmasterka włożyła duszę i serce w Poka sowe. Albo Multi w Plecak. Na szczęście część osób zachowało przytomność na umyślę i nie uznało tych tworów za cuda fonografii jednak ich liczba stale maleje.
Ostatnio przeglądając Facebooka widzę post, w którym uczestniczka popularnego (chyba, bo telewizji nie oglądam, ale wciąż będącego na antenie więc ktoś ten ogłupiający syf najwyraźniej lubi) programu pewnej popularnej stacji. Owa damulka wygrała i wypuściła na świat taki oto komunikat (skrócę go do samego sensu, by oszczędzić Twoich oczu drogi czytelniku): mam tyle i tyle folowersów na Instagramie, oraz rozwijam fanpage na Facebooku i moją pasją była zawsze muzyka więc teraz póki mam fame to wydam sobie płytę. Proszę o bity i podkłady na priv to się dogadamy. Czyli wkładu własnego prawie tyle co nic. Schodzę do sekcji komentarzy a tam achy i ochy jak to nasza damulka nie jest uzdolniona i uwaga, JAK CIĘŻKĄ PRACĄ DO TEGO DOSZŁA.Włos się jeży, żeby nie powiedzieć gorzej. Jest to straszne i smutne, że żyjemy w czasach w których muzycy wkładający swój czas, środki pieniężne, a co najważniejsze serce i duszę w swoją sztukę, chcąc coś przekazać, są spychani na margines i nie zauważani przez gwiazdki chwili chcące jak najwięcej nachapać się hajsu póki są na fali. Bo jakoś wątpię w intencje artystyczne tych "twórców".
Nie jest to też domena tylko Polski i wschodzących gwiazdeczek. Obecnie, niestety, to pop jest nowym rockiem. I choć jest kilku artystów popowych, którzy faktycznie mają talent i sami piszą swoje utwory, jest tez wielu, którzy są jedynie produktami. Ostatnio przeglądałem popowe albumy, aż dostrzegłem coś co mnie zmroziło. Listy producentów tych krążków ciągną się w nieskończoność. Na jednej płycie była dłuższa niż lista utworów, a było ich około 15! To kto w końcu pisze te kawałki tak naprawdę? Tego typu plastikowe twory królują na listach przebojów! Podobno każdy zna ich nazwiska i utwory. A co ze starymi mistrzami? Pytając osób w wieku od 10 - 17 lat mało kto zna obecnie Elvisa Presley'a, The Beatles, Metallikę, Black Sabbath, Nirvane, Rolling Stones (chyba że, o zgrozo, jako markę ubrań), czy innych genialnych wykonawców kształtujących historię muzyki poprzez swoje ponadczasowe kompozycje. Nie mówiąc już o znajomości choć nuty ich materiału. Daleki jestem od zdania Gene Simmonsa, że rock umiera. Nie umiera i ma się dobrze. Problem w tym, że młode kapele mają mocno pod górę, a artyści nie są już tak doceniani jak kiedyś. Teraz nie liczą się umiejętności gry na instrumencie, tylko widowiskowość i kręcenie tyłkiem. I raczej się nie zapowiada na zmianę tego stanu rzeczy w najbliższym czasie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz