piątek, 16 sierpnia 2024

Po Ostrowie: Red Lust - Red Lust EP (2024)


Black Betty, czy to Ty?

 

Jeśli chcesz grać niemodną muzykę i do tego grać ją dobrze, musisz być bezczelny, albo mieć talent. Ci chłopacy z Gdańska najwyraźniej mają jedno i drugie. Szerzej jeszcze nieznani wyważają drzwi, ale nie frontowe, a te znajdujące się z boku. Nie ma w tym nic złego. Chłopaki pojechali bowiem do Ostrowa Wielkopolskiego na tegoroczny 36. Przegląd Wszyscy Śpiewamy na Rockowo, gdzie zrobili spore wrażenie na jury i podpisali kontrakt z Prog Metal Rock Promotion na zrealizowanie i wydanie debiutanckiej, zaledwie pięcioutworowej epki, trwającej dwadzieścia minut i dziewiętnaście sekund, którą objęliśmy naszym patronatem medialnym. Chłopaki pojawili się również drugiego dnia tegorocznej edycji Ostrów Rock Festival, gdzie w niedzielę 27 lipca, opowiadali w Strefie Promo o swojej płytce. Pozwólcie, że sprawdzę, nie tylko jako patron, o co tyle szumu?

Skromna grafika okładkowa to nawiązujący do lat 60 i 70 logotyp zespołu z kwiatem róży usadowiony na samym środku kremowego tła. Niby nic szczególnego, ale wygląda to ładnie. W kopertowym wydaniu, oprócz płytki znajduje się książeczka z tekstami, a na niej znalazło się stylowe, odrobinę przyciemnione zdjęcie chłopaków we wnętrzu mieszkania zapewne należącego do kogoś z rodziny chłopaków i biały wariant logo. Zdjęcie to świetnie sprawdziłoby się również jako okładka epki, na wzór większości ówczesnych singli czy grafik płyt, ale postanowiono inaczej. Chłopaków jest czterech: śpiewający gitarzysta prowadzący Michał Tarnowski, gitarzysta rytmiczny Szymon Bruski, basista Szymon Szymański i perkusista Jakub Modrzejewski. Dodatkowo w jednym z utworów chłopaków wspierają koleżanki w roli chórku - Julia Pawlak i Julia Oskarbska. Grają rock'n'rolla czy też może nawet retro rocka, który można by porównać do występującego w tym roku w Ostrowie Wielkopolskim The Vintage Caravan, tylko z bardziej popowym, radiowym zacięciem.


Witają pulsującym kawałkiem "Losing Control" z chórkiem zaproszonych koleżanek, który z miejsca skojarzyło mi się z "Black Betty" które najbardziej znane jest z wersji nagranej przez Ram Jam*. Tekstu jest u chłopaków z Red Lust więcej, ale da się wyczuć tę samą dziką energię i szaleństwo, jaka znalazła się u efemerycznej formacji sprzed prawie pięćdziesięciu lat. Bardzo podobny jest perkusyjny bit, gitarowy riff czy nawet linia wokalna, ale całość została dodatkowo świetnie zabarwiona chórkiem i przeszkadzajkami, jakby od niechcenia rozwijając koncept i surowość swojej duchowej poprzedniczki. Mam ciary! Po nim wpada "You Won't Need Another One" pięknie rozpoczynający się od basu i perkusyjnego bitu, po czym panowie nieznacznie przyspieszają. Jest prosto, surowo, ale niezwykle energicznie, żywo i pulsująco. Zadawanie obie pytania: Ten numer naprawdę nie przeleżał pół wieku w jakiś archiwum? - powinno być naturalne. Jednak to, co najmocniej zwraca uwagę to ciekawa barwa głosu Michała Tarnowskiego - lekko drżąca, ciepła i przyjemna w połączeniu z dość surowym, niemodnym brzmieniem. Kawałek trzeci "Devil on the Heels" oparty na melodyjnej gitarze i ponownie świetnie pulsującym rytmie to właściwie klasyczny blues, który mógłby być nagrany przez Rolling Stonesów, a może nawet którąś z inkarnacji grup braci Gurvitz. Nie trudno łapać się na tym, że noga wystukuje rytm albo jeśli mamy taką możliwość - porywamy jakąś pannę do tańca. Po prostu petarda! 

Czwarta kompozycja zwalnia tempo i sięga po założenia ballady w duchu łagodniejszych numerów Led Zeppelin, choć skojarzenia mogą też płynąć ku młodym epigonom takiego grania jak Greta Van Fleet. Absolutnie nie ma jednak w tym nic złego, bo chłopakom wychodzi to bardzo zgrabnie. "Used to Love You", bo tym kawałku teraz mowa, rozwija się powoli, mocniej stawia na atmosferę i jeszcze bardziej podkreśla surowe, organiczne brzmienie zespołu. Na koniec chłopaki zaś serwują kolejny rozpędzony, energiczny utwór, zatytułowany "Must Away", w którym znów robi się szybciej, mocniej i energiczniej. Prosty, ale melodyjny riff fajnie wkręca się w głowę, świetny jest tutaj rytm, znakomicie pomyślana jest linia wokalna, a nawet zakorzenione w bluesie zwolnienie w środkowej części kawałka.


Red Lust na swoim zdecydowanie za krótkim, ale naprawdę udanym, debiutanckim wydawnictwie w żadnym wypadku nie odkrywa niczego czego byśmy w garażowym, blues rocku, czy tam rock'n'rollu nie słyszeli wcześniej, ale grają z wyczuciem i energią, ogromną swobodą i wręcz bezczelnością. Czuć w tym wszystkim młodzieńczą naiwność, czystą radochę czy nawet pewną dozę nieokrzesania, ale jednocześnie jest w tych pięciu kawałkach coś przyciągającego, świeżego. Numery wpadają w ucho, można złapać się na tym, że się je nuci, a kiedy epka wybrzmi, naprawdę chce się ją włączyć ponownie. Nie obraziłbym się też jakby spróbowali z polskimi tekstami i wtedy zabrzmieliby jak Breakout jeśli patrzeć w polską przeszłość takiego grania, albo jak Stach Bukowski jeśli zaś poszukać czegoś zbliżonego we współczesnej polskiej muzyce. Zapoznać się z epką, zatytułowaną po prostu "Red Lust" naprawdę warto i dać się twórczości chłopaków porwać, a następnie trzymać kciuki za dalszą drogę. Polecam! 

Ocena: Pełnia

Płyta przesłuchałem i zrecenzowałem dzięki uprzejmości Prog Metal Rock Promotion. 

Płyta została objęta patronatem medialnym LupusUnleashed. 

Najbliższy trójmiejski koncert: 23.08.2024, Muszla koncertowa, Sopot (razem z Black Sugar)

* Wszystkie żywot Czarnej Betty - tutaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz