Jestem jednym z tych szczęśliwców,
którzy Gwiezdne wojny poznali gdy Legendy były jeszcze
kanonem – rozszerzonym uniwersum – "zanim nastały mroczne czasy, zanim nastało Imperium". Być może nie jestem jedynym,
którzy przeczytali wszystkie, lub zdecydowaną większość tego, co
dziś składa się na Legendy. Wszak to nie lada wyzwanie, gdy
ma się do czynienia z bodajże dwustoma pozycjami, nie wspominając
o e-bookach, opowiadaniach z Insidera czy książkami, które u
nas nie zostały nigdy wydane, gdy wpierw doszło do przejęcia
franczyzy przez Disney'a, a następnie kasacji kanonu. Wychowanym na
edycji specjalnej i prequelach, starą wygą Bastionową, bo
zarejestrowałem się na tamtej stronie w 2007 roku, a także
niedoszłym członkiem krótko istniejącego trójmiejskiego fanklubu
Kamino.
Ale nie o tym ma być ten tekst.
Ostatnio kupiłem oraz przeczytałem, a właściwie nadrobiłem Maula: Lockdown Joe'a Schreibera, czyli jedną z tych książek,
która w starym kanonie została wydana jako ostatnia, tuż przed
kasacją, a u nas nie doczekała się tłumaczenia i publikacji. Jak
wypada ta pozycja na tle nie tylko starego, ale i nowego,
kontrowersyjnego według wielu, disneyowskiego kanonu, okiem – nie
oszukujmy się – starego fana, który przez odległą
galaktykę, którą wielu z nas pokochało, przemierza już od
dwudziestu trzech lat?
Tekst powstał we współpracy z blogiem Świat Star Wars. Czytaj więcej w tym miejscu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz