wtorek, 12 lutego 2019

LUminiscencje: Tool - Undertow (1993)



Napisała: Karolina Andrzejewska (The Superunknown)

Mój debiut na LupusUnleashed poświęciłam jednemu z nowszych dzieł Maynarda Jamesa Keenana, czyli ostatniej płycie Puscifier zatytułowanej "Money Shot". W moim dzisiejszym wpisie sięgnę natomiast do korzeni i cofnę się do przeszłości o dobre 26 lat. Opowiem Wam bowiem o debiutanckim wydawnictwie zespołu Tool, oraz czasie gdy talent Maynarda objawił się światu w pełnej krasie...

Undertow, czyli dzisiejsze słowo-klucz, przetłumaczyć można jako: prąd przeciwny, fala cofająca lub tez podłoże. Teoretycznie to zupełnie różne od siebie definicje, jednak dla mnie, w odniesieniu do materiału zawartego na pierwszym albumie grupy Tool są to bardzo spójne ze sobą pojęcia. Jeśli tylko wczytacie się w teksty utworów zawartych na "Undertow", zanurzycie się w gęstą jak smoła muzykę i wsłuchacie we wściekły śpiew Maynarda Jamesa Keenana, te mroczne puzzle ułożą się dla Was w naprawdę czytelny obraz. Obraz, w którym dominującym elementem jest zło. Ilekroć słucham "Undertow" dosłownie skręca mi żołądek. Można by w takim razie pomyśleć, że wracanie do tej płyty to z mojej strony czysty masochizm, jednak poza tym, że jest ona niewątpliwie ciężka, to również po prostu ze wszech miar doskonała. W wywiadach promujących wydany w 1993 roku album Maynard wspomina o książce, która ma ponoć ogromny związek z albumem i może ułatwić jego słuchanie. Utrzymuje on, że chodzi o napisany w latach 40-tych ubiegłego wieku podręcznik zatytułowany "The Joyful Guide To Lachrymology", co w wolnym tłumaczeniu może znaczyć tyle co: Radosny przewodnik po lakrymologii. Publikacja ta oprócz zachwalania płaczu jako metody terapeutycznej wprowadzić też miała nową filozofię życia zwaną lakrymologią. Wielu fanów Tool jest jednak przekonanych, że tak wspomniana książka, jak i cała otoczka jej towarzysząca są jedynie wymysłem zespołu. Inni twierdzą zaś, że czytali poradnik autorstwa Ronalda P. Vincenta i pomógł im on w zrozumieniu zawiłości tekstów Maynarda. Nie od dziś wiadomo, że legendę wygodnie jest oprzeć na dobrze skrojonym micie. Dość powiedzieć, że wpisując w wyszukiwarkę choćby tylko tytuł dzieła Vincenta zostajemy przekierowani głownie na strony powiązane z Toolem. 

Być może celem opowiadania przez członków zespołu o podręczniku dotyczącym terapii płaczem było, paradoksalnie, skupienie uwagi na tematyce utworów, które znalazły swe miejsce na "Undertow". Ich dobór bowiem, nie jest w mojej ocenie, przypadkowy. Tak naprawdę opowiadają one jedną, mroczną i naznaczoną bólem historię. Mnóstwo to złości, negatywnych emocji, traum, a Keenan często posługuje się krzykiem jako środkiem artystycznego wyrazu. W jego głosie i sposobie śpiewania słychać ogromny niepokój i smutek. Czasem, jak w "Swamp Song" jego krzyk staje się agresywny, a czasem, jak w "Sober", naznaczony jest desperacją. A wszystko to przesiąknięte emocjami, które z jednej strony przerażają, a z drugiej fascynują. Czuć, że Maynard nie opowiada o cudzych doświadczeniach, gdyż nie zachowuje on narracyjnego dystansu. Możemy więc być niemalże pewni, że wokalista wyśpiewuje własne wspomnienia. Choć o przeszłości Keenana wiadomo niewiele, poza tym, że wychowywał się bez ojca, a jego opiekunem na pewnym etapie życia stał się ojczym. Człowiek, o którym muzyk potrafi wypowiadać się jedynie źle. Znamienny może być także fakt, że będąc nastolatkiem Maynard postanowił zamieszkać ze swoim biologicznym ojcem, a potem wstąpić do armii i uczyć się w West Point. Wydarzenia te, w równym stopniu co poważna choroba matki Keenana, którą ten postawił na piedestale, odcisnęły niewątpliwe piętno nie tylko na jego życiu, ale również na twórczości. 


Uważny słuchacz z pewnością zauważy, że na "Undertow" istotną rolę odgrywa seks. Ale nie rozumiany jako sensualny, przyjemny akt, z którym większość z nas kojarzy to pojęcie. Seks stanowi tu właściwie sedno zła, jest trzonem oplecionym przez bezsilność, zagubienie, zezwierzęcenie i odczłowieczenie. Niektóre utwory pochodzące z płyty stały się wręcz legendarne, ze słynnym "4°" na czele, który opisuje ponoć sytuację gwałtu. Moim zdaniem, jest to jednak metafora i chodzi tu bardziej o gwałt mentalny, próbę narzucenia komuś swej woli, swoich przekonań i odmiennego światopoglądu. Sytuacja sprowadzenia kogoś do przysłowiowego "parteru" przewija się także choćby w otwierającym album "Intolerance" , czy pochodzącym z płyty utworze tytułowym. "Sober" to z kolei nic innego jak studium uzależnienia, niezwykle trafny opis błędnego koła, po którego torze krąży każdy nałogowiec. Szczyt upodlenia otrzymujemy natomiast w umieszczonym na albumie na drugiej pozycji dziele "Prison Sex". Miejsce tej kompozycji, to w mojej ocenie, nie przypadek. Jej rolą jest, aby już na początku powalić słuchacza na kolana i pozostawiać go w tej pozycji do końca. Utwór "Prison Sex" niedawno opisywałam tak: Czytając tekst "Prison Sex" nie można mieć wątpliwości, że opisany w nim jest dramatyczny cykl wykorzystywania polegający na tym, że doświadczająca zła ofiara przemocy seksualnej w dorosłym życiu często sama staje się katem. To, co kiedyś stanowiło źródło jej cierpienia, później stać się może dla niej źródłem zaspokojenia. Jeśli na jej drodze nie stanął nikt, kto pomógłby zburzyć ten schemat i uporać się z traumatycznymi zdarzeniami.

Żaden człowiek, który w swoim życiu zobaczył wykrzywioną twarz zła nie uchroni się przed odczuwaniem palącej potrzeby dokonania zemsty na swoich krzywdzicielach. Dlatego nie dziwi pojawiający się w "Crawl Away" fragment: "I can see your back is turning If I could I'd stick the knife in" (Widzę, że się odwracasz, gdybym mógł wbił bym Ci w plecy nóż), czy wyrecytowane w "Bottom" wyznanie - "Muszę mieć duszę z żelaza, bo mój strach jest nagi. Jestem nagi i nieustraszony, ale martwy w środku". Nieuchronnie dochodzimy do miejsca, w którym wśród industrialnych odgłosów niszczonego przez muzyków fortepianu usłyszymy na pożegnanie: "This is necessary, life feeds on life, feeds on life" (To jest konieczne, że jedno życie żywi się innym, a to kolejnym). To jak akt kapitulacji, pod którym podpisują się czasem ofiary traumatycznych wydarzeń. A może ta racjonalizacja jest jednak rozsądniejsza i zdrowsza niż pozostawanie w bagnie własnych negatywnych emocji? Mam wrażenie, że Maynardowi nie udało się tego dylematu rozstrzygnąć, jak również na dobre ze wspomnianego bagna wydobyć. Na kolejnym albumie Tool  - słynnej "Ænima" wyraźnie słychać echa przeżyć, których naturalistyczny wręcz opis Keenan funduje nam na "Undertow". Dopiero "Lateralus" jawi mi się jako wyraz pogodzenia ze samym sobą, by na "10 000 Days" przybrać jeszcze dojrzalszą formę tego procesu. 


Maynard, chce, abyśmy podobnie jak on, postrzegali uprawianą przez niego sztukę jako rodzaj katalizatora i, nomen omen, narzędzia, z którego możemy skorzystać dochodząc do własnej prawdy. "Undertow" budzi w człowieku głęboko ukryte lęki, dotyka niewygodnych uczuć, a sama płyta przytłacza swą siłą. Gdyby prześledzić tytuły kolejnych utworów z tracklisty, to poza ich tematyką, znaleźć można także ich inny wspólny mianownik - zastosowaną nomenklaturę mającą związek z wodą i tonięciem. Wystarczy wymienić wściekłe "Swamp Song", "Bottom" - utwór z gościnnym udziałem Henry'ego Rollinsa, "Flood" czy tytułowe "Undertow". Taki zabieg, według mnie, także nie jest zbiegiem okoliczności. Można oczywiście pokusić się o słuchanie płyty "Undertow" bez nurzania się w interpretacjach jej zawartości, choć przyznam szczerze, że nie wiem, czy jest to w ogóle możliwe. Należę do obozu osób uznających kolejne wydawnictwa Tool za koncept-albumy, tak więc dla mnie ich płyty zawsze będą trochę jak książki - czytasz, zakreślasz ulubione fragmenty, wracasz do nich, rozbierasz na czynniki pierwsze, łączysz z innymi fragmentami. I taktujesz jak spójną całość. A to przecież sztuka w najczystszej postaci potrafić stworzyć płytę, która z założenia ma być maksymalnie jednolita. 

Jeśli jeszcze jakimś cudem nie znacie debiutanckiego wydawnictwa Tool to zdecydowanie polecam Wam się z nim zaznajomić. Zaczynając od tej płyty i przesłuchując kolejne w chronologicznej kolejności będziecie mieli niewątpliwą przyjemność bycia świadkiem pięknego rozwoju, czy wręcz rozkwitu jednego z najważniejszych zespołów w historii muzyki. 


Wszystkie fragmenty tekstów w tłumaczeniu Karoliny Andrzejewskiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz