piątek, 4 maja 2018

Less is Lessie - Blackout SP (2018)


Czasami by wprawić w zachwyt nie trzeba zbyt wiele. Ot, dwa numery. Dwanaście minut z sekundami. Tak postanowili zaprezentować się Wrocławianie z grupy Less is Lessie, która w styczniu zadebiutowała swoim pierwszym materiałem studyjnym, krótkim, ale bardzo treściwym singlem...

Nieco wcześniej, bo w 2015 roku zarejestrowali wydawnictwo koncertowe "Live at Uniq Sound Studio" będące ich faktycznym debiutem w ich rodzinnym mieście, czyli Wrocławiu. Singlem chcą zwrócić na siebie szerszą uwagę i zrobili to tak jak dawniej bywało, czyli wydali singiel w postaci fizycznej. Co prawda jest on także dostępny cyfrowo, ale mało kto decyduje się na fizyczne wydanie tego małego, nieco już zapomnianego nośnika dźwięków, zwłaszcza w dobie masowego wydawania poszczególnych numerów na platformach streamingowych. Najwięksi zaczynali właśnie w taki sposób: puszczali w świat numer. Sprawdzali i czekali, a potem ruszała lawina. Less is Lessie ma bowiem szansę na zainteresowanie równe Riverside czy Lion Shepherd, także ze względu na gatunek na jaki postawili, a mianowicie rock progresywny. Takie granie wciąż cieszy się u nas niesłabnącym zainteresowaniem, a jak się okazuje zespołów z dużym potencjałem wciąż nie brakuje, aczkolwiek nie wszystkim udaje się wypłynąć na szerokie wody. Less is Lessie zaś jest na doskonałej drodze, by być wymieniana obok wspomnianych. Tym bardziej, że minialbum pod postacią singla prezentuje granie intrygujące i odmienne od numerów koncertowych o charakterze bliskim poetyce Osieckiej czy Turnaua.

O swojej muzyce mówią, że grają muzykę ilustracyjną, choć jest silnie zakorzeniona w progresywnym rocku, jednakże z ciekawymi kombinacjami z elektroniką czy nawet alt rockową stylistyką. Ogromną wrażliwość zdradza już numer tytułowy, czyli "Blackout". Pulsujący gitarowo-elektryczny wstęp przywodzi na myśl alternatywę, ale myślenie w tym utworze jest zdecydowanie progresywne, zmieniły się tylko środki wyrazu. Znakomite transowe tempo i wokal, w finale kapitalnie skontrastowany żeńskim głosem. Utwór stopniowo przyspiesza przywodząc swoim rozruchem i rozmachem zarówno Riverside, Lunatic Soul czy Lion Shepherd, ale z własnym charakterem i pomysłem na siebie. Atmosferą sięgają jednak jeszcze dalej, bo w świetnym klimatycznym zwolnieniu z wykorzystaniem fletu pachnie Jethro Tullem, a potem następuje kolejne rozbudowanie, robi się coraz bardziej monumentalnie i przestrzennie, co doskonale uwydatnia znakomite brzmienie.


Drugi utwór nosi tytuł "Fast And Furious", choć poza tytułem nie ma nic wspólnego z serią filmów o samochodach. Tu także dużą rolę odgrywa elektronika, która zaczyna utwór i delikatnie, choć niepokojąco wprowadza razem z czystym, łagodnym męskim wokalem o ciepłej barwie głosu. Na próżno jednak spodziewać się utworu szybkiego, wręcz przeciwnie - jest melancholijnie i lirycznie, a przy tym bardzo klimatycznie. Wraz z wejściem wyrazistej, mięsistej perkusji dołączają także fletowe melodie, które przepięknie rozwijają numer, a razem z nimi napięcie ponownie narasta. To muzyka o ogromnej nośności, ładunku emocjonalnym i niezwykłej przemyślanej formule, a do tego kapitalnie zrealizowanej pod względem brzmieniowym. Ambientowy, liryczny charakter przepięknie łączy się tutaj z lekkim rockiem, bez szaleńczych galopad i zmian tempa na milion sposób, a cudne kołysankowe zakończenie z ponownie żeńskim wokalem jeszcze wzbogaca cały numer o niespodziewany wymiar piękna.


Ocena: Pełnia
Niby to tylko dwa numery, niby tylko dwanaście minut z sekundami, ale muszę przyznać, że dawno nie słyszałem tak niesamowitej zapowiedzi potencjalnego większego materiału od jakiegokolwiek zespołu. Wyraziste, soczyste i dopracowane brzmienie, przemyślana formuła i niesamowita, przestrzenna własna tożsamość. Te dwa numery wzajemnie się dopełniają i różnią jednocześnie, są osobne i stanowią całość, a co istotne całość pełną i spójną, po której owszem chce się więcej, ale jednocześnie ma poczucie że jest to dzieło pełne i skończone. To dwa numery, które po prostu zachwycają i zaskakują z każdym odsłuchem, wreszcie zachęcają do czekania na kolejne dźwięki od wrocławskiego Less is Lessie. Zapiszcie tę nazwę w kajet - jeszcze o nich napiszemy i będziemy śledzić, bo to co zrobili tutaj jest piękne i godne uwagi, a to, co mogą nagrać i nam jeszcze pokazać będzie jeszcze piękniejsze i jeszcze bardziej niesamowite.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz