czwartek, 1 grudnia 2022

Tydzień 21 - 30.11.2022: Audioslave, Kamala


 

Jako się rzekło dłuższy tydzień, choć nie rozpieszczałem w nim ilością tekstów. Wskoczyła jedynie rocznicowa, obszerna recenzja debiutu Audioslave autorstwa redaktorki Karoliny Andrzejewskiej oraz tekst o najnowszej, jeszcze nadchodzącej płycie grupy Kamala. Tymczasem praca trwała na innych frontach, to jest przy listopadowym suplementarnym Wilku Kulturalnym, który najprawdopodobniej jednak stanie się grudniowym, bo nie zdążyłem go dokończyć, a to oznacza, że jeszcze trzeba będzie przerobić "listopady" na "grudnie". Pikuś. A z dłuższego tygodnia linki do wszystkich - w zawrotnej ilości dwóch - tekstów oraz całość wrzutek facebookowych, jeśli takowe były, znajdziecie jak zwykle poniżej!

 

25.11.2022: LUminiscencje: Audioslave - Audioslave (2002) (autor: Karolina "The Superunknown" Andrzejewska) (tutaj)

28.11.2022 Kamala - Limbo666 (2022)

Przedpremierowo czyli niesamowici młodzieńcy z Niemiec po raz trzeci!

Minęły trzy lata od czasu, gdy pisałem o albumie "Your Sugar", będącym ich drugim wydawnictwem, a tymczasem 9 grudnia tego roku pojawi się ich kolejny krążek. Mam z nim styczność już od nieco ponad miesiąca, bo został mi przysłany nieco wcześniej i to, co tym razem usłyszałem bardzo mnie zaskoczyło. Chłopaki z Leipzig po pastelowych, leżaczkowych i słonecznych popach zakorzenionych w krautrocku, tym razem przenieśli się w czasie do lat 80tych, a nawet 90tych do grania w stylu Pulp i Jarvisa Cockera, ale zachowując swoje ciekawe brzmienie. Ponownie nieci myląca może być okładka, która sprawia wrażenie, jakby panowie zaczęli grać metal albo jakiś współczesny retro synthwave. Nic bardziej mylnego. 

Na najnowszy album Kamali złożyło się dziewięć numerów o różnym ciężarze i kolorycie emocjonalnym.  Kapitalny jest pulsujący, mroczny utwór tytułowy otwierający wydawnictwo i świetną barwą głosu wokalisty Christiana Kämpera, która tutaj pasuje tyleż znakomicie, co jeszcze ciekawiej, aniżeli na poprzedniku. Space'owe przejazdy klawiszy łączą się tutaj z lekką melodią, podkreślany dosyć duszną atmosferą i jednoczesnymi przebłyskami słonecznego popu, który nie jest przesłodzony, a wpływy lat 60tych pięknie łączą się z niedawną wszakże jeszcze nowoczesnością. Jeszcze fajniej wkręca się "Cut the Wire" o bardziej ponurym brzmieniu, ale dalej z pogranicza lekkości psychodeli i krautrocka lat 60tych, a bardziej hałaśliwych indie popowych lat 90tych. Chłopaki nie zamierzają jednak grać tylko w ciemnych tonach i w następnej kolejności zapodają lżejszą, cieplejszą balladę "Talking Dirty" która olśniewa świetną partią basu, klawiszowym tłem, intrygującą marszową (jak na pop) perkusją i przestrzennym okołokraurockowym pasażem instrumentalnym przy końcówce . Coś wspaniałego. 

Lekko jest też w kolejnym, choć jest nieco ciężej niż w poprzednim, a do tego cudnie podkreślane klawiszowym tłem, wraca w "The Mission", choć chłopaki wcale nie silą się by grać szybko. Tu przede wszystkim liczy się cudny, melancholijny klimat podkreślany jedynie ciemniejszymi tonami. Kapitalnie wypada hard rockowa "Freudian Autocorrect" czyli jedna z najbardziej wciągających, energicznych propozycji chłopaków na tym krążku. To jeden z tych numerów, który sprawia, że opada szczęka - od ciężaru, brzmienia, pomysłu i wykonania, aż po skoczność i rozwijanie się numeru jest po prostu fantastycznie. Takie przetworzenie starego grania łączonego z tym nowszym powinno być puszczane obowiązkowo w radiu i w ramach uczenia młodzieży kultury słuchania dobrej muzyki. W "Yuko & Memori", czyli kolejnej propozycji Kamali, także jest ciężej, bardziej gitarowo, choć i tu nie rezygnują z mrugnięć do psychodeli i ówczesnego popu, ale podając go świeżo i nowocześnie, a przy tym z ogromnym wyczuciem. Po nim czas na "Light In The Cloud" o nieco lżejszym, cieplejszym brzmieniu, choć kapitalnie podkreślanym basem i tłem przypominającym trochę Tusmørke, również nie odstaje od poprzedników i wypadając bardzo intrygująco i sympatycznie. Przedostatni "Narcissus" zachwyca lekkością i powrotem do bardziej słonecznych brzmień, by w "Blindspots" wrócić do nieco mocniejszego, gitarowego grania opartego na skradającym się riffie i świetnej, pulsującej perkusji, a w końcowej partii instrumentalnej znów zaglądając w kierunek fusion jazz i tylko szkoda, że w tym pięknym momencie następuje skandaliczne wyciszenie (!).

Nie czekałem na ten album, ale pamiętając poprzednika nie wahałem się żeby sięgnąć po najnowszą propozycję młodych Niemców. W stosunku do swoich wcześniejszych wydawnictw rozwinęli jeszcze mocniej pomysł na swoje granie, a także stali się jeszcze ciekawsi muzycznie. Jest nowocześnie, ale jednocześnie nieco staromodnie. Nie jest już pastelowo, ale nadal dość ciepło. Chłopaki niesamowicie dobrze czują obraną przez siebie stylistykę, nie popadając przy tym w zbytnie zapatrzenie w stylistykę retro, bo niezwykle zgrabnie balansują między psychodelicznym rockiem sprzed pięćdziesięciu lat, a alternatywnym popem z lat 90tych. To granie świeże, wyróżniające się na tle zlewających się ze sobą retropropozycji, bo znakomicie korzystające z możliwości jakie daje nowoczesna technologia, a przy tym pięknie wrażliwa, trafiająca w serducho. Ponownie jedynym zarzutem może być tylko to, że brakuje czasami odrobiny większego szaleństwa i dłuższych partii instrumentalnych. Po raz trzeci, Kamala nagrała bardzo solidną, wciągającą popową propozycję, którą warto znać; wreszcie sprawiającą, że w takim graniu chłopaki z miejsca stają się ulubieńcami, którzy porażają szczerością, autentycznością i wspaniałym, zachwycającym podejściem do obranej stylistyki. Powiedzmy to sobie wprost: zwyczajnie wstyd nie znać i nie kibicować tym chłopakom Ocena: Pełnia


Następny (tym razem krótszy) tydzień: 1 - 4.12.2022


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz