piątek, 25 listopada 2022

LUminiscencje: Audioslave - Audioslave (2002)


 

Napisała: Karolina Andrzejewska (The Superunknown
 
Uwielbiam płyty, które od samego swego początku po prostu wyważają dźwiękiem drzwi. Jednym z tego rodzaju krążków jest album „Audioslave”, od którego wydania przez zespół o tej samej nazwie 22 listopada tego roku minęło równo 20 lat. 

 

Zatytułowanie albumu nazwą zespołu uważam w tym przypadku za niezwykle trafne posunięcie, wyjątkowo dobrze definiuje on bowiem brzmienie tej supergrupy. Niektórzy twierdzą co prawda, że to jedyna dobra płyta wydana pod szyldem Audioslave, ja jednak znajduję się w obozie tych, którzy lubią je wszystkie choć, nie ukrywam, że debiutancka zajmuje w moim sercu szczególne miejsce.

Dla niewtajemniczonych (ale czy naprawdę tacy jeszcze są?) – Audioslave był supergrupą zawiązaną w 2001 roku przez muzyków Rage Against the Machine, którzy po rozpadzie swojej macierzystej kapeli zaprosili do współpracy Chrisa Cornella i nagrali wspólnie z nim trzy krążki. Muzyka Audioslave jest charakterystyczna właśnie i właściwie wyłącznie dla tego zespołu. Co oczywiste, słychać tu więc echa Rage’ów (charakterystyczna wyczyniająca dźwiękowe wygibasy gitara Toma Morello, specyficzna linia basu Tima Commerforda) lecz połączenie ich z czterooktawowym wokalem Cornella (Zach jednak raczej melorecytował) dało nieoczywisty i fantastyczny efekt.

Panowie wspominali, że spotkanie z Chrisem i wspólne jammowanie dało im przekonanie o tym, że jest między nimi potrzebna do tworzenia muzyki chemia. Spotkanie to zaowocowało wydaniem wyjątkowo przebojowego albumu, który w 2006 roku zyskał w Stanach Zjednoczonych status multi-platyny stając się tym samym najlepiej sprzedającym się wydawnictwem grupy. 

Zdjęcie: Karolina Andrzejewska

Warto wspomnieć, że przed przystąpieniem do prac nad płytą „Audisolave” Cornell nie miał najlepszej passy. Dwa lata wcześniej wydał co prawda swój pierwszy solowy album ale w jego życiu prywatnym nie działo się dobrze - jego małżeństwo się sypało a muzyk miał problem z zapanowaniem nad nałogiem. Legenda głosi, że aby nakręcić teledysk do utworu „Cochise”, pierwszego singla, który promował album „Audioslave” musiał się urwać z odwyku i przyjechać taksówką na plan zdjęciowy. On sam twierdził też, że uformowanie się grupy Audioslave uratowało mu życie.

Cała tracklista krążka „Audioslave” to jedna wielka bomba – są tam i bardzo mocne akcenty, jak „Cochise” „Show Me How to Live” czy „Gasoline”, ale i stonowane, melodyjne i wchodzące w głowę, jak „Like a Stone”, „I Am the Highway” czy dwa ostatnie – „Gateaway Car” i „The Last Remaining Light”. Proporcje między siłą a delikatnością są tu naprawdę dobrze wyważone a wybranie na pierwszy singiel otwierającą album kompozycję „Cochise”, z teledyskiem pełnym fajerwerków i rozwrzeszczanym Chrisem Cornellem było strzałem w dziesiątkę. Szczególnie, że wywołany przez „Cochise” pożar wkrótce ugaszono balladowym i melancholijnym „Like a Stone”, utworem, który spędził aż dwanaście tygodni na liście Billboardu.

Wymowna w tym kontekście wydaje się być okładka albumu, a właściwie instalacja autorstwa Storm’a Thorgerson’a, którą tu wykorzystano. Rzeźba przedstawia „wiecznie płonący ogień” sfotografowana została na tle księżycowego krajobrazu hiszpańskiej wyspy Lanzarote i wkrótce stała się formalnym logo zespołu. Thorgerson’a, możecie kojarzyć z tego, że to właśnie on był odpowiedzialny za powstanie okładek albumów The Dark Side of the Moon, Wish You Were Here Animals Pink Floyd.

Jeśli chodzi zaś o warstwę liryczną płyty „Audioslave” to napisane przez Chrisa teksty są inne od tych, które pisał dla Soundgarden, nie oznacza to jednak, że artysta zmienił kierunek bo nadal są to pełne melancholii wiersze, których tytuły sugerują nawet jakiej tematyki możemy się w ich wersach spodziewać. 


 

Nikogo nie zdziwi pewnie, że wśród ulubieńców wielu słuchaczy pojawia się wspomniany wcześniej „Like a Stone” czy sztandarowy dla tej grupy „I Am the Highway” ale cudownym przywaleniem jest też utwór „Show Me How To Live”, w którego tekście znajdziemy swego rodzaju wyzwanie rzucone bogu a w teledysku sceny inspirowane filmem „Znikający punkt”.

Debiutem koncertowym tego składu był występ, który Chris, Tom, Tim i Brad 25 listopada 2002 roku dali na dachu Ed Sullivan Theatre w Nowym Jorku. W dole przejeżdżały słynne żółte taksówki, ludzie spacerowali, a powyżej ich głów pewna, wtedy jeszcze nieznana supergrupa, grała set złożony z sześciu utworów pochodzących z będącej dopiero od trzech dni w sprzedaż płyty.

Ważnym i pewnie dość szokującym koncertem był też w dorobku zespołu ten, który w 2005 roku grupa zagrała na Kubie. Był to pierwszy od 1981 roku występ amerykańskiej gwiazdy muzyki w kubańskiej republice. Podobno na tę okoliczność w Hawanie zjawiło się około 70 tysięcy ludzi, koncert został sfilmowany i wraz z krótkim filmem dokumentalnym w tym samym roku wydany na DVD.

Piętnaście lat później, nieistniejący już wtedy od dekady Audioslave wystąpił natomiast w swoim oryginalnym składzie podczas Anti-Inaugural Ball, czyli koncertu mającego wyrazić sprzeciw wobec działań Donalda Trumpa. Niestety, choć samo wydarzenie było wręcz historyczne, Chris Cornell był wtedy w wyraźnie kiepskiej formie i miał duże problemy ze śpiewaniem. Mówiło się o powrocie grupy do wspólnego grania, jednak wiadome względy pokrzyżowały te plany na zawsze.

Gdy myślę sobie o albumie „Audioslave” przychodzą mi do głowy bardzo konkretne przymiotniki, którymi mogłabym go opisać – mocny, zaskakujący, przebojowy, inny. Zawsze też dźwięczy mi w głowie fragment „Like a Stone”, w którym Chris Cornell śpiewa: „Wiem, że w moich snach, po kres życia będę wędrował.” Smutne? Na pewno. Ale ja widzę w tym także deklarację chęci ciągłego definiowania siebie. 


 

Sądzę, że płyta „Audioslave” to jedna z tych płyt, które wprowadziły sporo zamieszania w utarte schematy rock and rolla. Wtedy, w 2002 roku musiało to być niemałe zaskoczenie zobaczyć Chrisa Cornella w tego rodzaju muzycznym anturażu. Po raz kolejny i to w krótkim czasie zmienił on swój artystyczny wizerunek i pozostał mu wierny przez kolejnych pięć lat, w których trakcie zdążył nagrać w formacie Audioslave jeszcze dwa krążki. Ten debiutancki na zawsze jednak zapisze się w świadomości słuchaczy jako ten najbardziej wyjątkowy. Pokazał pewną nową i niespodziewaną jakość, świeżość, o którą w dzisiejszych czasach już coraz trudniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz