poniedziałek, 28 maja 2018

Crimson Trail - Leaders EP (2018)


Bądź obiektywny, a nie że się znamy więc napiszesz o nas dobrze - przestrzegł mnie redaktor Łukasz Chamera wręczając mi świeżutko wydaną płytę swojego zespołu, w którym gra na gitarze. Jedno jest pewne, nie muszę o debiutanckim materiale Crimson Trail pisać źle... 

Epka Crimson Trail zawiera sześć numerów o łącznym czasie niespełna trzydziestu minut (konkretnie dwadzieścia siedem minut i sześć sekund) utrzymanych w klimacie alternatywnego metalu w duchu Trivium, Disturbed czy Machine Head (zwłaszcza z okresu mojej ulubionej "The Blackening"). O ile to, co słyszałem koncertowo było tylko niezłe, ale ze sporym potencjałem, o tyle na płycie słychać, że chłopaki naprawdę czują swoją muzę i kombinują w bardzo ciekawym kierunku, niekoniecznie kopiując swoich idoli w dosłowny sposób. Bardzo miłym zaskoczeniem i co istotne odwalając kawał roboty na rzecz kawałków Crimson Trail jest ich solidne i przemyślane brzmienie. Bardzo dobrze słychać to już choćby w otwierającym płytkę "My Vengeance", który wręcz zdradza progresywne ciągoty chłopaków. Usypianie czujności, dość szybko przechodzi w ostre perkusyjno-gitarowe rozwinięcie i instrumentalny pasaż, a w chwili gdy dołącza wokal robi się wręcz groove metalowo. Tu i ówdzie najbardziej słychać inspirację choćby Trivium, ale moją uwagę szczególnie zwróciła uwagę gra perkusisty grupy Rafała Ostapczuka, który nie bębni na jedno kopyto, zadbał by partie były zróżnicowane i rozbudowane, a przez to brzmią świeżo, mocno i ponownie dość progresywnie (co też podglądanie technik Mike'a Portnoya robi z ludźmi!). To samo tyczy się solidnej sekcji gitarowej, która nie tylko buduje melodykę utworu, ale także daje odpowiedniego czadu tak wymaganego od muzyki tego rodzaju. Udanie (zresztą nie tylko w tym numerze) radzi sobie też Kacper Jędrzejczak, wokalista Crimson Trail, który zgrabnie balansuje między czystymi wokalami, a znacznie cięższymi, chropawymi i szorstkimi wokalizami, na granicy harshu, czy nawet growlu. 


Skoro był dobry start to można lecieć dalej i to niemal dosłownie. Kolejny numer nosi tytuł "Dark Orbit" i również zaczyna się od usypiania czujności, po czym uderza perkusyjną kanonadą i kolejną solidną porcją gitarowych riffów o odpowiednim dociążeniu i układzie - słychać, że jest to kawałek przemyślany i dobrze wyćwiczony, co w tym wypadku jest dużym plusem, bo brzmi to świeżo i na próżno szukać tutaj mielizn czy doszukiwać się problemów pokroju - każdy muzyk sobie, a wokalista sobie. Faworytem może się też stać "Insides", który kończy pierwszą połowę epki. Nieco wolniejszy od poprzednich, ale również ciekawie poprowadzony melodycznie i pod względem harmonii. Tu także przebijają się progresywne ciągoty chłopaków, zwłaszcza w grze Ostapczuka, który dba, by numer posuwał się do przodu w odpowiednim tempie i by nie brakowało w nim ciekawych rozbudowań, zwolnień czy przejść. Świetnie wypada też przebojowy "Mainstay", w którym ponownie ciężar został nie tylko odpowiednio rozłożony, ale także ciekawie skontrastowany nieco balladowym posmakiem, przy jednoczesnym nie korzystaniu z patentów akustycznych gitar czy słodkich zwolnień. Nic z tego, panowie szyją równo i słychać, że sprawia im to frajdę, że czują swoją muzę. Tempo nie siada nawet na moment w przedostatnim, tytułowym kawałku, czyli "Leaders". Gitary tną ostro, ale nie grają jednostajnego riffu, perkusja znów jest bardzo ciekawie poprowadzona, a wokalista miejscami swoją barwą głosu przypominać może nieodżałowanego Lemmy'ego, choć to zupełnie inny typ grania. Jako ostatni wskakuje równie udany "Two Faced", ponownie o nieco wolniejszym tempie, ale znów nie stroniącym od przebojowości, progresywnych naleciałości i mrugania oczkiem do inspiracji, które złożyły się na twórczość Crimson Trail. Szkoda tylko, że gdy tylko się kończy to pozostawia po sobie poczucie niedosytu. Nie obraziłbym się jakby znalazło się jeszcze miejsce na dwa, może trzy numery i zamiast epki po prostu powstał mocny pełnometrażowy krążek. Z drugiej strony - może i lepiej, że ten niedosyt z nami zostaje, bo za całym materiałem kryje się naprawdę spory potencjał, który mam nadzieję chłopaki wykorzystają.

Ocena: Pierwsza Kwadra
Bądź obiektywny - to tak naprawdę stwierdzenie względne. Dla jednych sam fakt, że piszę o zaprzyjaźnionym zespole i o zgrozo - jeszcze mi się podoba - będzie stanowiło zaprzeczenie bycia obiektywnym. Na pewno mu posmarowali! - ktoś zakrzyknie, sęk polega jednak na tym, że to nie zawsze tak działa. Ostatnio jak napisałem dobrze o nowej płycie Illusion to w komentarzu pełnym inwektywów dowiedziałem się, że na pewno mi zapłacili bo o złej płycie (w przekonaniu osoby piszącej ów komentarz) napisałem dobrze. A co jeśli po prostu mi się podobała? Każdy może przecież mieć inne zdanie, nie muszę chyba też dodawać, co zrobiłem z takim komentarzem. Podobna sytuacja może pojawić się tutaj. Może się bowiem okazać, że dla kogoś nie będę obiektywny, ale tak się akurat składa, że o czymś co jest po prostu dobre i będące miłym zaskoczeniem (bo naprawdę spodziewałem się, że będę miał się do czego przyczepić), nie da się napisać źle. Obiektywność oceny pozostanie więc kwestią sporną i jak by na nią patrzeć naciąganą - w przypadku pełni, nad którą się zastanawiałem, dla kogoś będzie to za wysoka nota, w przypadku pierwszej kwadry za niska, ale wydaje mi się, że właśnie ta druga będzie najlepiej wyrażać to, co naprawdę myślę o tej płytce. Jest to bowiem materiał solidny, zarówno kompozycyjnie i brzmieniowo, o sporej dawce przebojowości i potencjału, który nie powinien się zmarnować, a przy tym interesujący i dający do myślenia o tym, co może z nich jeszcze wyrosnąć, czym mogą zaskoczyć w przyszłości. Jednocześnie, będzie to taki mały pstryczek w nos - żeby nie spoczęli na przysłowiowych laurach.


Całej płytki można posłuchać na youtubie Crimson Trail.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz