Co kryje się w głowie oświetlonej zimnym, niebieskim światłem?
Polski ambient, który przyszedł do mnie z Niemiec. Podobnie zresztą jak muzyka to bardzo ciekawe połączenie, ale w tym wypadku mówimy o jak najbardziej polskim projekcie, który na świecie jest po prostu rozpowszechniany przez Creative Eclipse PR, z którym współpracujemy. Najnowszy album duetu to rezultat niemal dziesięcioletniej muzycznej podróży, którą panowie wspólnie zapoczątkowali w 2010 roku, kiedy spotkali się na całkowicie improwizowanym koncercie. Owocem wspólnych inspiracji był wydany w trzy lata później debiutancki krążek "As Far As It Seems", a najnowszy miał swoją premierę pod koniec kwietnia tego roku. "Solid", bo taki tytuł nosi najnowsza płyta Bojanka i Michałowskiego zawiera osiem numerów o łącznym czasie nieco ponad pięćdziesięciu minut i zdecydowanie nie trafi do mniej wyrobionych słuchaczy. Soniczne eksperymenty, wyciszone, eteryczne struktury i nacisk na przestrzeń budowany elektroniką i instrumentami akustycznymi to elementy, które można na tej płycie znaleźć, a żeby w pełni zrozumieć tworzoną przez obu panów muzykę trzeba w nią wniknąć głęboko, by w pełni docenić ich niezwykłe piękno i wielowarstwowość.
Można by powiedzieć, że już sobie płytę podsumowaliśmy, ale tak naprawdę jedynie opisaliśmy sobie tylko czego należy się spodziewać. Ważny, jak zresztą nie tylko w tym wypadku, jest odsłuch materiału, a także spojrzenie na okładkę. Całkowity minimalizm, bez zbędnych dodatków, napisów, zaburzających całość elementów. Zimne niebieskawe tło i znajdująca się na środku ciemniejsza głowa sfotografowana tak, by nie widać szyi. Muszę przyznać, że ta grafika wygląda nie tylko niezwykle intrygująco, ale też bardzo niepokojąco. Chłód i minimalizm zawiera się również w reszcie opakowania, Reszta tekturki jest biała z niebieską czcionką z boku i z tyłu oraz całkowicie białym środkiem, włączając w to plastikową wklejkę z płytą. Do takiej muzyki nie trzeba wiele. Pozornie, bo gdy się już ją włączy okazuje się, że jak wspomniałem, trzeba się w niej zatopić i wniknąć żeby wyłapać każdą przestrzeń tworzoną przez Bojanka i Michałowskiego.
Płytę otwiera numer zatytułowany "Stones"o onirycznym, deszczowym i zdecydowanie jesiennym (w moim odczuciu) klimacie w którym delikatny klawisz miesza się z sunącą w tle elektroniką, przepięknie wzmacniany szumem przypominającym uderzane morskich fal o brzeg. Przestrzeń soniczna w pewnej chwili wycisza się coraz bardziej do dźwięków klawiszy i coraz cichszej elektroniki, w której na sam koniec wchodzi stosunkowo mroczny gitarowy motyw, który przejmuje miejsce klawiszy i razem z elektroniką sunie do zakończenia utworu. W następnym, bardzo udanym, zatytułowanym "Statues" zmienia się nieco przestrzeń, jest bardziej niepokojąco i jeszcze chłodniej w wyrazie. Dźwięki wyłaniają się z ciszy i przestrzennie rozwijają do elementów, które mi osobiście odrobinę skojarzyły się z motywami jakie stosuje Mariusz Duda w swoim Lunatic Soul. Różnica polega jednak na tym, że nie mamy tutaj basowej melodii, a jedynie elektroniczną przestrzeń, która nieznacznie zmienia się w czasie, delikatnie pulsuje i w zróżnicowany sposób się przeciąga i rozwija w coraz bardziej i głośniejszą wyrazistą przestrzeń, zakończoną odrobinę ostrzejszym tonem gitary. W trzecim kawałku noszącym tytuł "Sculptures" zaczynamy od wyłaniania się z ciszy, znów jest mrocznie i niepokojąco, a w chwili gdy wchodzą egzotyczne perkusjonalia i przeszkadzajki całość nieco się ożywia, choć panowie nadal pozostają w kręgach oniryzmu i przestrzeni o wyraźnie deszczowym charakterze.
Gdy pod koniec milkną perkusjonalia i elektronika znika w ciszy, płynnie wchodzi szum otwierający kawałek "Pillars". Ten skontrastowany jest kolejną porcją wynurzającej się z ciszy ambientowej, delikatnej elektroniki o niepokojącym, a zarazem ilustracyjnym charakterze. Leniwe tempo utworu cudownie relaksuje i uspokaja, wręcz zdaje się unosić nas w powietrzu niczym w jakimś transie. Kolejne wyciszenie na koniec i przeskakujemy do "Monolits", w którym panowie ponownie nieco zmieniają brzmienie - znów jest zdecydowanie mroczniej i ciężej, zgodnie z tytułem bardziej monumentalnie. Gdzieś w tle majaczą przetworzone szepty i rozmowy odrobinę brzmiące jak ptasi świergot. W pewnej chwili całość delikatnie się wychodzi z mroku i wraca w chłodne, deszczowe rejony i nieco bardziej przeciągłe struktury. Na sam koniec ponownie wszystko cichnie i wraz z kolejnym wychodzeniem z ciszy wytacza się "Monuments", który w znacznym stopniu kontynuuje ostatnie dźwięki poprzednika. Ponownie jest lirycznie, chłodno, a elektronika zdaje się przypominać strojącą orkiestrę, która powoli zaczyna grać coraz mocniej, głośniej i właśnie... bardziej monumentalnie, zwłaszcza w końcowych fragmentach które zdają się odnosić do muzyki Vangelisa czy Ennio Morricone, by następnie rozwinąć ten motyw odrobiną perkusjonalii znów odrobinę kierując skojarzenia do Lunatic Soul. Robi wrażenie. Numer siódmy nosi tytuł 'Figures" i na nim de facto płyta się kończy, bo następny to powtórzenie w remiksie Michała Jacaszka. Tu na delikatnym, pulsującym elektronicznym tle ponownie pojawiają się rozmowy, wraca gitara akustyczna i choć nadal jest chłodno, jest w nim zdecydowanie najwięcej ciepła. Wersja Jacaszka nie różni się specjalnie od oryginału, choć dodany bit jeszcze bardziej wzmacnia jej charakter i znacznie mocniej przesuwa granicę w stronę twórczości Mariusza Dudy w ramach Lunatic Soul, jednakże bez tej niezwykłej dla niego dawki przebojowości i sporej ilości energii.
Niezwykła to płyta, choć zdecydowanie należąca do kategorii tych niełatwych w odbiorze. Muzyka, czy też raczej soniczne plamy i przestrzenie Bojanka i Michałowskiego nie przypadną do gustu wszystkim, a zwłaszcza tym oczekujących konkretnej melodyki. Przestrzenie są tutaj niespieszne, zdecydowanie nastawione na oniryzm, kontemplację i wypełnianie ciszy, wreszcie na relaksację i wyciszenie, podkreślmy jednak, że nie na uśpienie, słuchacza. Jest to płyta nieskomplikowana, nieprzekombinowana i po prostu urzekająca swoim pięknem. Słucha się jej przyjemnie, aczkolwiek nie będę ukrywał, że czasami brakowało mi tutaj większej żywotności, odrobiny szaleństwa czy większej płynności przejść między kolejnymi numerami. Wielbiciele takich dźwięków i twórczości obu panów na pewno będą zachwyceni, ja zaś kiwam głową z uznaniem i stwierdzam, że choć nie są to moje dźwięki to zdecydowanie warto poświęcić im nieco swojego czasu i spróbować się w nich zatopić samemu.
Płytę przesłuchałem i zrecenzowałem dzięki uprzejmości
Creative Eclipse PR i N_Coded Records.
Gdy pod koniec milkną perkusjonalia i elektronika znika w ciszy, płynnie wchodzi szum otwierający kawałek "Pillars". Ten skontrastowany jest kolejną porcją wynurzającej się z ciszy ambientowej, delikatnej elektroniki o niepokojącym, a zarazem ilustracyjnym charakterze. Leniwe tempo utworu cudownie relaksuje i uspokaja, wręcz zdaje się unosić nas w powietrzu niczym w jakimś transie. Kolejne wyciszenie na koniec i przeskakujemy do "Monolits", w którym panowie ponownie nieco zmieniają brzmienie - znów jest zdecydowanie mroczniej i ciężej, zgodnie z tytułem bardziej monumentalnie. Gdzieś w tle majaczą przetworzone szepty i rozmowy odrobinę brzmiące jak ptasi świergot. W pewnej chwili całość delikatnie się wychodzi z mroku i wraca w chłodne, deszczowe rejony i nieco bardziej przeciągłe struktury. Na sam koniec ponownie wszystko cichnie i wraz z kolejnym wychodzeniem z ciszy wytacza się "Monuments", który w znacznym stopniu kontynuuje ostatnie dźwięki poprzednika. Ponownie jest lirycznie, chłodno, a elektronika zdaje się przypominać strojącą orkiestrę, która powoli zaczyna grać coraz mocniej, głośniej i właśnie... bardziej monumentalnie, zwłaszcza w końcowych fragmentach które zdają się odnosić do muzyki Vangelisa czy Ennio Morricone, by następnie rozwinąć ten motyw odrobiną perkusjonalii znów odrobinę kierując skojarzenia do Lunatic Soul. Robi wrażenie. Numer siódmy nosi tytuł 'Figures" i na nim de facto płyta się kończy, bo następny to powtórzenie w remiksie Michała Jacaszka. Tu na delikatnym, pulsującym elektronicznym tle ponownie pojawiają się rozmowy, wraca gitara akustyczna i choć nadal jest chłodno, jest w nim zdecydowanie najwięcej ciepła. Wersja Jacaszka nie różni się specjalnie od oryginału, choć dodany bit jeszcze bardziej wzmacnia jej charakter i znacznie mocniej przesuwa granicę w stronę twórczości Mariusza Dudy w ramach Lunatic Soul, jednakże bez tej niezwykłej dla niego dawki przebojowości i sporej ilości energii.
Ocena: Pełnia |
Płytę przesłuchałem i zrecenzowałem dzięki uprzejmości
Creative Eclipse PR i N_Coded Records.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz