niedziela, 29 kwietnia 2018

R5/165: Batushka, Obscure Sphinx, Entropia (27.04.2018, B90, Gdańsk)




















Są różne rodzaje pielgrzymek. Niektórzy pielgrzymują do miejsc świętych, miejsc kultu lub na groby swoich idoli. Jeszcze inni pielgrzymują po klubach za swoim ulubionym zespołem, a czasami są to pielgrzymki grup po klubach ze swoim muzycznym spektaklem. Do takich spektakli zdecydowanie należy formacja Batushka, która w ramach trasy koncertowej, nieco przekornie nazwanej, Pielgrzymką Polską zagrała i odprawiła w piątkowy wieczór w gdańskim klubie B90 swoją black metalową prawosławną mszę...

Jak najczęściej to bywa na koncertach - musi być support. Ten był dobrany moim zdaniem niezbyt dobrze, bo ile Obscure Sphinx ze swoją okultystyczną otoczką jeszcze jako tako pasował, o tyle Entropia która grała jako pierwsza nie pasowała mi kompletnie. Nie znam tego zespołu, nie słyszałem ich też wcześniej, nie jestem w stanie stwierdzić w jakiej są formie, ani co dokładnie grają, bo w moim odczuciu to, co zaprezentowali było bardzo chaotyczne. Oleśnicka grupa gra post black metalową mieszankę, którą wielu wychwala pod niebiosa i mianuje "mesjaszami" polskiej sceny ekstremalnej muzyki tymczasem ja nie usłyszałem na gdańskim koncercie nic, co by te opinie potwierdzało w jakikolwiek sposób. To, co słyszałem nie brzmiało dobrze, choć to akurat mogła być też kwestia nagłośnienia, ale kawałki zlewały mi się trochę w jedną całość, brakowało mi w tym atmosfery i pomysłu. Często też podkreśla się ich innowacyjność w podejściu bo djentują, bo szukają po krautrocku - sęk w tym, że nie ma w ich graniu nic co miałoby związek z djentem czy krautorckiem, czy nawet gęstym sludge'em. Nie był to zły występ, bo nie czułem nagłej potrzeby wyjścia na zewnątrz, choć nie ukrywam że nie był to mój typ grania. 

Oprawa koncertu Batushki (widok na ambonę i niezapalone jeszcze lichtarze)

Nieco inaczej sprawa ma się z Obscure Sphinx, który znakomicie balansuje między gatunkami - gęstym sludge'em, eksperymentalnym metalem, niskimi strojami, okultystyczną atmosferą i zgrabnie żongluje zarówno atmosferą jak i techniką. Widziałem ich po raz trzeci i tak jak podobali mi się za pierwszym i drugim razem, tak podobali mi się i tym razem. Ten występ jednakże był nieco inny niż poprzednie. O ile koncert w gdyńskim Uchu przetrzepał mnie równo i jeszcze bardziej zakochał w dźwiękach tej grupy, a drugi, notabene w B90 gdy grali przed Gojirą, był nieco tylko słabszy a mimo to utwierdził mnie w przekonaniu, że ta grupa to nie pomyłka i zdecydowanie jest ot jedna z najciekawszych grup w naszym kraju, o tyle trzeci ich występ, który miałem okazję widzieć i słyszeć tylko mi się podobał. Był solidny, dobrze zagrany, a Wielebna jak zwykle zachwycała i to mimo, że tym razem odniosłem wrażenie, że śpiewała nieco łagodniej i lżej niż zwykle, co wcale nie oznacza że gorzej. Kilka zmian zaszło jednak w brzmieniu zespołu, bo po odejściu drugiego gitarzysty obecnie grają jako kwartet, co wyraźnie przekłada się na to jak poszczególne numery wypadają na żywo. Czasami brakowało mi mięsistego wypełnienia, wyśrodkowania ciężaru, które charakteryzuje ich numery, a przez to, że brakowało drugiej gitary czasami zbyt wyraźnie wybijał się na przód bas. Pewnych rzeczy po prostu nie da się powtórzyć gdy brakuje jednego muzyka odpowiedzialnego za brzmienie zespołu. Mimo tego Obscure Sphinx jak zwykle wypadło znakomicie i śmiało mogę powiedzieć, że widzieć ich na żywo to za każdym razem ogromna przyjemność. Pozostaje już tylko czekać, na kolejny i oczywiście, na zapowiadaną od jakiegoś czasu następcę "Epitaphs".

Batushka podczas koncertu (widok na popa prowadzącego oraz jednego z mnichów gitarzystów)

Wraz ze zmianą scenerii na deskach B90 na której pojawiły się lichtarze, ambona z czaszkami i prawosławnym krzyżem oraz sztandarami z Matką Boską zmienił się też styl wieczoru, który nagle zrobił się znacznie ciemniejszy i złowieszczy niż zwykle bywa o tej porze roku. Zrobiło się bardzo poważnie i podniośle, a wzmocniło się to jeszcze bardziej, gdy na scenę wyszła trójka mnichów chórzystów zapalić lichtarze i zająć swoje miejsca. Po nich wyszli muzycy oraz batiuszka prowadzący z ikoną Matki Boskiej, która spoczęła na ambonie i zaczęła się prawosławna msza, istny spektakl, który warto zobaczyć i usłyszeć choć raz. Pop grzmiał znad ambony growlem, czystymi, płynnymi zaśpiewami i odprawiał rytuały ze świecami lub błogosławiąc zebraną w klubie publiczność kadzidłem. Wierni, bo tak należałoby w tym wypadku nazwać słuchaczy słuchali zaś zarówno w skupieniu, jak i dając się porwać w loty ponad tłumem. Muzycznie, nie było zaskoczenia, bo to mimo wszystko black metal w swojej najbardziej siermiężnej formie z tą różnicą, że zagrany bardzo płynnie, czysto, z energią i wyczuciem technicznym (zwłaszcza ze strony perkusisty) i okraszony całym klimatem prawosławnej mszy. Nie było też zaskoczenia pod względem repertuaru, ponieważ panowie zagrali tak jak dotychczas miało to miejsce tylko i wyłącznie "Litourgyię" w całej swojej okazałości. Trzeba przyznać, że na żywo wypada ten materiał jeszcze okazalej i podniośle aniżeli w wersji studyjnej, do której wciąż bardzo lubię wracać. Nie było też bisów, ani żadnego nowego materiału, który zapowiadałby potencjalną drugą płytę projektu, a szkoda, bo mój i jak sądzę, nie tylko mój, apetyt na więcej takich dźwięków wzrósł jeszcze mocniej.

Batushka podczas koncertu (widok na mnicha gitarzystę)
Mimo pewnej niespójności supportów z główną gwiazdą, czy faktem że Entropia kompletnie mi nie przypadła do gustu, uważam że był to bardzo udany wieczór. Jedyne zastrzeżenia jakie mógłbym mieć to do oświetlenia, które w przy supportach stało na bardzo niskim, zwłaszcza jak na B90, poziomie. Na szczęście w tym klubie nie jest to regułą i być może tym razem była to wyjątkowa sytuacja, bo już na Batushkę wszystkie światła miały swoje miejsce i czas, a właściwie nie było ich prawie wcale, bo większość oświetlenia stanowiły tylko punktowe reflektory w kolorze czerwonym, które kapitalnie uzupełniały się z blaskiem świec, dymem kadzidła i okazjonalnie puszczanym dymem. Uważam, że nawet jeśli nie słucha się takiej muzyki na co dzień, lub nawet zupełnie nie przepada za black metalem jako takim, to takie zespoły jak Batushka po prostu trzeba zobaczyć, bo jest to nie tylko niezwykłe doświadczenie artystyczne, estetyczne czy nawet religijne, ale też kulturowe, a takich zjawisk które łączyłyby w jedną całość wszystkie wymienione elementy już niestety w muzyce coraz mniej.

Zdjęcia własne. Więcej zdjęć na naszym facebooku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz