Równo 30 lat temu, 11
kwietnia 1988 roku, miała miejsce premiera słynnej, koncepcyjnej
płyty legend heavy metalu, brytyjskiego zespołu Iron Maiden pod
tytułem „Seventh son of a Seventh son”. Panowie weszli do studia
krótko po wyczerpującej trasie koncertowej, podczas której
odwiedzili między innymi mój rodzinny Gdańsk, promującej
poprzedni niezwykle udany album „Somewhere in Time”...
Siódmy album, który w
historii zespołu miał być prawdziwym kamieniem milowym i
szczytowym osiągnięciem. Nagrywany w Monachium, w studiu Musicland
Studios, jest intrygującą, spójną całością zarówno w
warstwie tekstowej jak i muzycznej. Wszystkie teksty dotyczące
tytułowego „siódmego syna” mającego dar jasnowidzenia i
uzdrawiania, łączą się ze sobą, a wszystkiemu towarzyszy
mroczny , pełen mistycyzmu i tajemniczości klimat. Muzycy Iron
Maiden inspirowali się w tym przypadku powieścią Orsona Scotta
Carda pt.: „Siódmy syn”. Jest to powieść z gatunku fantasy
gdzie akcja rozgrywa się w XIX wieku w Ameryce Północnej, a
tytułowym bohaterem jest Alvin Miller, który jest posiadaczem
magicznych mocy, pragnącym zmienić otaczający go świat za
pomocą powyższych nadprzyrodzonych zdolności. Tajemniczość i
pewne obawy wzbudza okładka płyty, gdzie widzimy Eddie’go bez
części ciała i narządów wewnętrznych, trzymającego w ręku
swoje serce(?) na tle lodowatej, mitycznej krainy mogących
przywoływać na myśl Biegun Północny. Jak wygląda warstwa
muzyczna albumu?
Otwierający album
„Moonchild” rozpoczyna
się jedną z najsłynniejszych sentencji w historii grupy – „Seven
deadly sins, seven ways to win, seven holy paths to hell and your
trip begins. Seven downward slopes, seven
bloody hopes, seven are your burning fires, seven your desires” *
- Bruce śpiewa w tym momencie delikatnie na tle
akustycznych gitar. Potem wchodzą rzadko używane we
wcześniejszej twórczości zespołu syntezatory, obsługiwane przez
basistę Steve’a Harrisa. Tempo utworu jest dość szybkie,
niektóre riffy brzmią nieco złowrogo, a zarazem melodyjnie i
żwawo. Ciekawostką jest fakt, że inspiracją do powstania
„Moonchild” było dość luźne nawiązanie do noweli
brytyjskiego pisarza Aleister’a Crowley’a o tym samym tytule co
opisywany utwór Ironów. Bardzo konkretne i mocne rozpoczęcie
płyty. Kolejny „Infinite
Dreams”, swego czasu mój ulubiony utwór Iron Maiden,
zawiera prawie wszystkie klasyczne elementy stylu zespołu tj.
piękne melodie i harmonie gitarowe,
ciekawe bardzo pasujące do kontekstu utworu solówki, bardzo
zróżnicowany wokal Dickinson’a i mocno wyczuwalną grę basisty
Steve’a Harrisa. Już nawet nie pamiętam jak wiele razy w życiu
słyszałem to dzieło! Po nim wchodzi „Can
I Play With Madness”, który miał być pierwotnie balladą,
jednakże jako końcowy efekt usłyszeliśmy bardzo przebojowy,
lekkostrawny kawałek, który doczekał się zresztą dość
kiczowatego teledysku. Moim zdaniem ten utwór trochę nie pasuje do
tajemniczej aury „Seventh son of a seventh son”. „The
Evil that Man do” „uchodzi za jeden z największych
hitów i „hymnów stadionowych” zespołu. Szybkie, galopujące
riffy, przeplatane emocjonalnymi wstawkami melodycznymi Smith’a i
Murray’a, prowadzące do genialnego, bardzo wpadającego w ucho
refrenu, rozbudzi każdego nawet z głębokiego porannego letargu.
Wisienką na torcie jest bardzo apetyczna i dobrze wykrojona solówka
Adriana Smith’a.
Moim zdecydowanym
faworytem na płycie, a zarazem jednym z największych majstersztyków
Ironów jest tytułowy „Seventh
son of a Seventh son”. Bardzo niepokojące, demoniczne intro
na tle tajemniczych głosów wprowadza słuchacza niemalże w stan
transu. Później wkraczają rytmy przywołujące nieco na myśl
starszą suitę grupy pod tytułem „The Rime of An Ancient
Mariner”. Krzepki, nieco hard-rockowy szyk w refrenie przechodzi w
dramatyczne melodie i harmonie gdzie następuje króciuteńkie
zwolnienie po czym słyszymy szybkie dźwięki basu i perkusji Nicko
Mcbrain’a. Z czasem wchodzą inne instrumenty, a utwór dalej pędzi
niczym pociąg TGV. Ostatnie trzy minuty utworu to prawdopodobnie mój
ulubiony fragment w historii Iron Maiden czyli w pełni
instrumentalna „bitwa” na solówki, zawierająca rozwiązania
melodyczne wykraczające ponad skale używane na co dzień przez
gitarzystów Iron Maiden, gdzie wszystko kończy się wybitnymi i
przejmującymi harmoniami. Co za majstersztyk! Kolejny, trochę
niedoceniany „The Prophecy”
wita ucho słuchacza pięknymi akordami na czystym kanale gitary. W
środku utworu mamy przeplatankę wszystkiego co najlepsze w muzyce
Iron Maiden, z miejscami barokowym sznytem. Wszystko spina
niespodziewane, akustyczne zakończenie, trochę w stylu
hiszpańskiej muzyki flamenco. Odnosząc się do słów Steve’a
Harrisa następny w kolejności, bardzo pozytywnie brzmiący „The
Clairvoyant” powstał jako pierwszy numer w procesie
twórczym opisywanej płyty. Bezpośrednią inspiracją była Doris
Stokes, brytyjska wróżbiarka i medium. Szybkie tempo utworu, bardzo
żywiołowy wokal Bruce’a Dickinsona, radosna solówka Dave’a
Murray’a sprawiają, że utworu słucha się bardzo przyjemnie i
jest on pewną odskocznią od ciężkiego , dusznego charakteru
płyty. Kończący płytę „Only The Good Die Young” jest
kolejnym niezwykle udanym kawałkiem, który wyróżnia się na tle
poprzedników nieszablonowymi, tajemniczymi solówkami, z dość
egzotycznymi poszczególnymi dźwiękami. Nie sposób zauważyć
pulsujących harmonii i riffów pełnych klimatu muzyki lat 80-tych.
Mocarne prawdziwej zakończenie podróży.
„Seventh son of a
Seventh son” jest dziełem niemalże doskonałym , a zarazem moją
ulubioną płytą w dyskografii Iron Maiden. Stanowi on inspiracje
dla wielu zespołów nie tylko heavy metalowych ale także spod znaku
metalu czy rocka progresywnego. Gitarzyści zespołu osiągnęli
tutaj szczyt swoich możliwości idealnie wyważając proporcje
pomiędzy poszczególnymi zagrywkami gitarowymi, nie będąc przy tym
wtórnym. Niestety z drugiej strony jest to ostatnia tak wybitna
płyta Iron Maiden i zarazem kończąca
złotą dekadę zespołu, ponieważ później zaczęły się tarcia i
odejścia z zespołu, a ostatnie dokonania
Brytyjczyków według mnie wołają o pomstę do nieba. Jednakże ten
opisywany album jest arcydziełem, wieczną inspiracją, wytworem
ponadczasowym, do którego będę wracał zawsze i wszędzie. Pomimo,
że minęło już 14 lat od momentu zakupienia przez mnie tej płyty,
wciąż pamiętam jakby to było dziś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz