Napisała: Milena "Lady Stoner" Barysz
"J.P. Śliwa" to trzeci solowy album Piotra Roguckiego, frontmana zespołu Coma, artysty wywołującego skrajne emocje u odbiorców. Ostatnio, coraz częściej mam wrażenie, że Roguca albo się kocha, albo się go nienawidzi. Oczywiście mowa o tych, którzy znają twórczość artysty.
J.P. Śliwa, podobnie jak "Loki – Wizja Dźwięku" (pierwszy solowy album Piotra), przedstawia historię konkretnego człowieka. Wizja Dźwięku była historią o kontrowersyjnym rock’n’rollowcu, ekscentryku, kobieciarzu. Historia zaczynała się od momentu porzucenia kariery rockowca i kończyła na momencie przejścia Lokiego do innego świata - innego wymiaru. "J.P. Śliwa" opowiada o Janie Pawle Śliwie, który jest życiowym nieudacznikiem, przekonanym o tym, że ma dokonać rzeczy wielkich. Dwa na trzy solowe projekty Roguckiego są opowieścią z konkretną fabułą, rozwijająca się poprzez kolejno odsłuchiwane utwory. O czym to świadczy? Według mojego osobistego odbioru – o wyjątkowości artysty.
Zanim przejdę do omawiania "J.P.
Śliwy", chciałam jeszcze zwrócić uwagę na koncerty. W tym przypadku, mogę
się wypowiedzieć na temat performance'u dotyczącego "Wizji Dźwięku",
ponieważ na trasę JP jeszcze czekam. Wspominałam wcześniej, że Wizja Dźwięku,
jak i J.P. Śliwa są spójną kompozycją z fabuła i bohaterami. To prawda. Jednak
na koncercie można tego doświadczyć namacalnie.
Rogucki nie jest z tych, którzy wychodzą na scenę, odśpiewają swój
repertuar i schodzą. Nie jest też z tych, który do swoich koncertów potrzebują
przesadnej otoczki zbudowanej z efektów specjalnych. Rogucki buduje tę otoczkę
samym sobą. Słowami, wstawkami które między utworami dopowiadają całą historię.
Do tego dochodzi swoistość Rogucowej oprawy muzycznej.
Premiera "J.P. Śliwa" miała
miejsce 16 października 2015 roku. Data premiery jest równie ciekawa co całe
wydawnictwo. Dla tych, którzy nie są zagłębieni w kalendarium Kościoła
Katolickiego w Polsce, wyjaśniam, ze 16 października jest dniem Papieskim,
ustanowionym na cześć wyboru papieża Jana Pawła II – JPII. Imiona naszego
bohatera – J.P. Śliwy również zostały mu nadane na cześć papieża Polaka, który
według wielu dokonał rzeczy wielkich. J.P. Śliwa CHCIAŁ takich rzeczy dokonać.
Składa się z dramatu autorstwa Piotra Roguckiego, opowiadającego o naszym
bohaterze, z grafik obrazujących to i części muzycznej, albumu składającego się
z dziesięciu kompozycji, czyli czegoś co interesuje mnie najbardziej. W tym
wyjątkowym projekcie uczestniczą również: Klaudia Wieczorek, Izolda Sorenson
(Cosovel), Ola Rzepka z zespołu Drekoty, Adam Marszałkowski – perkusista Comy.
Album zaczyna się
zaproszeniem do podróży po korytarzach dźwięku jakie możemy tam spotkać. Nie są
to dźwięki nawet zbliżone do Wizji Dźwięku. Są to dźwięki podkreślające
charakter słów. To zupełnie nowa podróż. Jest to według mnie na tyle złożone,
skomplikowanie pokręcone i odważnie pomieszane, że nie jestem w stanie tego
jednoznacznie określić. Może synth połączony z indie o rockowym podłożu z
elementami disco? Nie umieszczę tego w żadnej z szufladek. Tym bardziej
świadczy to o wyjątkowości tego tworu. Muzyka i teksty Piotra Roguckiego są na
tyle specyficzne, że faktycznie trzeba mieć do nich specjalnie otwarty umysł.
Umysł mający odwagę i chęć przyjąć coś, co inni mogą bez namysłu obrzucić
srogim hejtem. Jego twory już od dawna nazywałam poezją śpiewaną i
niejednokrotnie obrywałam za to od „znawców”, przy ty jednak przystaję do dnia
dzisiejszego.
Nie ukrywam fascynacji
wrażliwością tego człowieka. Szczerze przyznam, że nie raz miałam ostre
dyskusje na temat tego artysty, podczas których o mały włos paznokcie nie
poszłyby w ruch. Skończyło się bez ofiar na szczęście.
Po prostu uważam, że aby oceniać jego twórczość, trzeba po pierwsze przesłuchać
wszystkie albumy, po drugie wybrać się na kilka koncertów – solowych, bądź z
Comą. Wtedy masz okazję poznać jego zachowanie sceniczne, jego stosunek do
koncertów, publiczności i wczuć się razem z
nim w muzykę. Jego muzykę. Piszę to oczywiście nawiązując do J.P. Śliwy.
Wydawnictwo uważam za wyjątkowe, ale każdemu polecam dopełnić je na koncercie.
Samo w sobie jest złożone z trzech części. Tak naprawdę jest ich cztery. Tą
czwartą poznamy na trasie promującej album. Jestem święcie przekonana, że to co
zastaniemy na koncercie, zostanie w naszej pamięci na bardzo długo. I to, i sam
J.P. Śliwa. Ocena: 9,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz