piątek, 14 listopada 2014

Vesania - Deus Ex Machina (2014)



Napisała: Milena "Lady Stoner" Barysz

Znani i lubiani polskiej, jak i również zagranicznej, sceny black-death metalowej powracają. Vesania po siedmiu latach studyjnego milczenia robi głośny i ciężki come back. Naturalnie, ku uciesze i dumie fanów. Po raz kolejny polska formacja pokazała, że potrafi w  światowy sposób dołożyć do pieca ... 

Czwarty studyjny album "Deus Ex Machina", został zarejestrowany, zmiksowany i wyprodukowany w Sound Division Studio. Za mastering natomiast, odpowiedzialny jest Scott Hull z Visceralsound Studios (Bethesda, Maryland, Stany Zjednoczone).  Oprawę graficzną wziął w swoje ręce Michał "Xaay" Loranc. Okładka to dzieło nikogo innego jak Jarosława "K'haala" Kubickiego. Nie obyło się również bez gości. Prócz standardowego składu czyli: Tomasza „Oriona” Wróblewskiego na gitarze, wokalu i odpowiedzialnego również za aranżacje, perkusisty Dariusza „Daraya” Brzozowskiego (również odpowiedzialnego za aranżacje), basisty Filipa „Heinricha” Hałuchy, klawiszowca Krzysztofa „Siegmara” Olosia i gitarzystę Marcina „Valeo” Walenczykowskiego, na albumie występuje również kobieta. W ostatniej albumowej kompozycji Orion wokale dzieli z Zofią „Wielebną” Fraś z Obscure Sphinx.  Premiera albumu miała miejsce 25 października w Polsce i 28 w Europie i USA. 

"Deus Ex Machina" jest ciężka, jest szybka, jest okraszona klawiszami. Jest krzyk, jest wrzask, jest mrok ale jak to wygląda z bliska? Zaczynamy od "Halflight". Kawałek ten sprawia wrażenie doniosłego, poza tym szykujcie się na szybką perkusję, wypluty wokal, twardy-metronomowy riff, kostkowaną stopę, death metalowe blasty. To wszystko tworzy aurę, niepokojącego wstępu do czegoś wielkiego. Nie zabraknie też partii śpiewanych. Na koniec mamy spowalniający riff i słonie tempo . I przechodzimy do "Innocence". Znany już dobrze - singiel promujący. Zaczyna się melodyjnie i dość wesoło jak na death metal – przywołuje klimat prywatki u Draculi – co jest ewidentną zasługą klawiszy. Śpiewany refren i szczekane zwrotki, a do tego ultra szybka stopa i melodyjny keyboard. Ciężej robi się w Disillusion. Tutaj słuchacz zostanie zgnieciony ciężkimi, technicznymi death metalowymi riffami i mocną perkusją. Są oczywiście momenty gitarowo łagodniejsze, ale to tylko chwilowo. Maszynowy aranż powraca. Jeżeli chodzi o wokal, to jak na Oriona przystało – zaczyna wypluwaniem słów przechodzi w śpiew i kończy na rozpaczliwym krzyku.   

Przyszła kolej - na chyba najszybszą pozycję na krążku. "Vortex", o tym mowa. Zaaranżowane w ten sposób, jakby rozgrzewało do decydującego starcia. Według mnie to najlepsza propozycja z tego albumu: fantastyczny transowo-techniczny riff, zaczynający się w połowie. Dalej mamy psychodeliczne solówki i znów ten ciężki riff fundujący zblendowanie umysłu. "Dismay", to kawałek gdzie zdecydowanie dominują klawisze. Od synth-wejścia po sam koniec. To delikatnie łagodzi ciężkość albumu, ale jednocześnie podkreśla mroczny klimat. Poza tym cały kawałek jest bardzo wybuchowy, eksplodujący energią. "Glare" to kolejna najcięższa pozycja z albumu. Kostkowana perkusja, blasty, riff dostosowany do blastów. Stylistyka i aranż bardzo przytłaczający. "Notion" jak i "Disgrace"  jest jakby zmieszaniem całej reszty. Wcześniejszych pozycji. Albo tak jest faktycznie albo odnoszę takie wrażenie, bo ta płyta już za bardzo mnie przytłoczyła. Nie jest tajemnicą, że jest ciężka w odbiorze. W końcu to nie radiowy pop. "Fading" to zdecydowanie miejsce na popis perkusisty. Zaczyna się karabinową gitaro-perkusją, śpiewane ryki, bardzo szybkie tempo. Dominuje też gitara, melodyjne, pokrętne solówki i ciężki riff. Na koniec zaskoczą Was ciężkie blasty w akompaniamencie werbli. Nadszedł czas na zacnego gościa. "Scar" - utwór kończący. Jest to wokalny duet  Oriona i Wielebnej. Właśnie na wokalu uwaga jest najbardziej skupiona.  Screamy okraszone świdrującymi dźwiękami klawiszy. Za połową pojawiają się doniosłe brzmienie i gitar i perkusji. Utwór idealny na zakończenie prywatki u Drakuli.

I na tym by się zakończyła, ta mroczna historia. Myślę, że nad jakością albumu nie ma co dyskutować. W końcu produkcja należała do Sound Division. To kawał bardzo dobrze skrojonego, czarnego mięcha. Jakie są wrażenia po odsłuchaniu? Ja mam trochę mieszane uczucia. Z całego wydawnictwa jestem zadowolona, ale chwilami bywa zbyt ciężko i zbyt przytłaczająco. Jednak w stronę muzyków należy się ukłon w pas. Dobrze się spisali. Fani nie poczują się rozczarowani. Myślę że i tym razem będą dumni. Ocena: 8/10


1 komentarz: