niedziela, 9 listopada 2014

Curly Heads - Ruby Dress Skinny Dog (2014)


Jeszcze rok temu sądziłem, że nigdy nie polubię Dawida Podsiadło, wschodzącego młodego wokalnego "talentu". Zwłaszcza gdy przypomnę sobie mierną, wypoconą płytę solową tego chłopaka i jego wypowiedzi z wywiadów o tym, że po polsku nie da się pisać sensownych tekstów. To ostatnie jest przecież totalną bzdurą. Prawdopodobnie tego stwierdzenia nadal Dawidowi Podsiadło nie wybaczę, ale debiut z formacją Curly Heads, w której chłopak także się aktywnie udziela naprawdę mnie zaskoczył pozytywnie. Począwszy od okładki, aż na zgrabnym, przebojowym alternatywnym graniu kończąc. Jak to się kiedyś mówiło - zabił mi ćwieka...

Plastikowy ogar ucieka z czerwoną sukienką na grzbiecie, ogląda się za siebie jakby za nim miała lecieć zdenerwowana Ruby. Tytuł można też odczytać inaczej, że czerwona sukienka zdobi tego, kościstego psa o imieniu Ruby. Albo, że Ruby w przypływie fantazji ubrała psa... Można by mnożyć interpretacji, a jak mawiała profesorka od Stylistyki, która wykładała ten przedmiot na filologii polskiej za moich czasów licencjackich: Psy mają większe możliwości niż deszcz. Cokolwiek miałoby to znaczyć. Curly Heads na pewno ma lub będzie miał wiele możliwości. W jej składzie znalazło się pięciu, młodych chłopaków, którzy założyli ten zespół w 2010 roku w Dąbrowie Górniczej. Dwa lata temu w Wyborczej można było nawet przeczytać, że brzmią jak połączenie The Strokes z The Doors. Debiutancka płyta ukazała się z kolei niedawno, bo 21 października tego roku.

Na płytę złożyło się dziesięć kawałków o zwartej konstrukcji o średnim czasie trzech, czterech minut. Gitarowe granie, które chłopaki prezentują nie jest niczym nowym, ale jest podane w sposób świeży i przebojowy. Podobać się może brzmienie, zwłaszcza jeśli mówimy o perkusji, ta jest bowiem miękka i dobrze współgrająca z gitarami. Płytę otwiera trochę nijaki "Love Again", ale już kolejny, singlowy "Reconcile" naprawdę wpada w ucho. Podsiadło czaruje głosem przypominającym Bono z chrypką, nawet muzycznie nie uciekają chłopaki od tej stylistyki za daleko. Nie przeszkadza nawet to, że całość jest po angielsku. Po nim pojawia się kompozycja tytułowa, która została utrzymana w lekkim, pochodowym tempie. To również dobra kompozycja, która z kolei zahacza trochę o klimaty Muse czy The Killers. Jest też nawet szybsze, cięższe rozwinięcie połączone z rozbudowaną melodyjną solówką i noise'owym zakończeniem. Bardzo dobrze wypada też skoczny "Diadre", który z całą pewnością rozgrzeje niejedną nastolatkę pod sceną, wszak to one będą najmocniej wzdychać do jakby nie patrzeć pięciu, przystojnych chłopaków.

Ciekawie wypada też delikatne, wręcz rzewne wejście kolejnego zatytułowanego "Till You Got Me", który fajnie się rozkręca i znów pachnie U2 z lat 90, a Podsiadło swoim falsetem naprawdę potrafi zaskoczyć. Fajnie rozkręca się też przebojowy "Burning Down" o skocznej perkusji, kilku ciekawych zwolnieniach i przeważnie basowym tle. Bardzo dobry jest też "HouseCall" wyrwany gdzieś sprzed dekady w Wielkiej Brytanii. Można kręcić nosem, że to już było wiele razy od Arctic Monkeys, Blurów czy innych tego typu kapel, ale trzeba przyznać, że chłopakom wychodzi to granie z dużym wyczuciem, świeżością i polotem. "Noadvice" to numer ósmy i znów może pachnieć U2 lub Muse, bo Podsiadło do znudzenia przypomina wokalem Bona lub Matthew Bellamy'ego. Gdybym nie wiedział, że to polski zespół na bank bym szukał ich w Anglii. Jest też tutaj chór na kształt gospel - jednym słowem banan na twarzy. Przedostatni "Midnight Crash" znów zaczyna się łagodnie, rozkręca się powoli, uderzenie następuje dopiero na koniec. Finałowy "Synthlove" ponownie jest szybszy i znów trochę jak z U2, rozkręcający się i wpadający w ucho.

Brakuje tutaj trochę własnych pomysłów, oryginalności czy próby znalezienia własnego stylu, ale nie można odmówić świeżości, przebojowości i młodzieńczego zapału. Chłopaki doskonale te klimaty czują, bawią się nimi i potrafią oczarować nimi innych. Ja jestem mile zaskoczony, nie tylko Dawidem, ale także samą płytą, której słucha się bardzo przyjemnie i z chęcią zapętla.  Sądzę też, że to jeden z ciekawszych polskich debiutów w tym roku, a nawet w tej dekadzie. Mam nadzieję, że na tej płycie się nie skończy i na kolejnej znów chłopaki zaskoczą. Ocena: 8,5/10


Curly Heads w dniach 14 - 28 listopada uda się w krótką trasę po Polsce. Do Gdyni zawitają 15tego, gdzie zagrają w klubie Atlantic, więc jeśli się uda sprawdzę ich również jak wypadają na żywo. Albumu w całości można posłuchać na Spotify zespołu.

3 komentarze:

  1. Album 'Ruby Dress Skinny Dog' składa się z 11 kawałków. Polecam do odsłuchu jeszcze ostatni i zjawiskowy - M.A.B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za informację, aczkolwiek wersja udostępniona na Spotify zawiera tylko dziesięć ;)

      Usuń
  2. Dawid Podsiadło nie przemawia do mnie obojętnie w jakim sosie się zaserwuje. ;)
    i proszę mi go tu nie porównywac do Bono!!! no!!! ;p

    OdpowiedzUsuń