O najnowszej, tegorocznej płycie Thy Catafalque zatytułowanej "Naiv" pisaliśmy można by rzec dopiero co, bo w lutym tego roku, a już pojawia się kolejne wydawnictwo od Tamasa Katai. Tym razem jednak nie jest to pełna płyta, a epka będąca częścią trzynastopłytowego boxa* zawierająca wszystkie dotychczasowe albumy wydane jako Thy Catafalque oraz trzy solowe albumy Tamasa - dwa wydane pod własnym nazwiskiem i jeden w ramach projektu Neolunar. Oczywiście o wszystkich możecie przeczytać we wcześniejszych odsłonach Weekendu Węgierskiego, jak również o kilku innych projektach, które się na "Kӧd Utánam" ("Mgła za mną") nie znalazły, a my zajmiemy się tym razem wyłącznie wspomnianą epką, zatytułowaną "Zápor", która ukazała się także cyfrowo jako osobne wydawnictwo 9 listopada tego roku. Sprawdźmy zatem, co tym razem przygotował Tamas Katai...
Zaczynamy od "Csillagkohó" ("Gwiazda"), który zachował swój pierwotny czas trwania (jest jedynie krótszy o cztery sekundy w stosunku do oryginału). Podobnie jak w oryginale wita nas noise'owy szum, jest jednak dużo czystszy. Różni się też perkusja, która jest mniej mechaniczna, bardziej precyzyjna i czystsza. Intrygująco wypadają nowe partie - melodyjne, nieco ambientowe, pokręcone partie klawiszy, które nadają całości jeszcze bardziej niepokojącego klimatu. To także nadal utwór o blackowym brzmieniu, którego już raczej na próżno wypatrywać na nowych płytach, ale o wyraźniejszej i czystszej charakterystyce, która bardziej kojarzy się z nowymi wydawnictwami Tamasa, aniżeli starszymi płytami czy pierwotnym brzmieniem black metalu. Drugi numer jaki znalazł się na epce to także drugi numer z oryginalnego albumu czyli "Neath Waters" z tą różnicą, że z niemal dziewiętnastu minut tym razem zostało niecałe siedem (bez kwadransu). Tu także jest bardzo podobnie jak w oryginale, choć dużo czyściej, perkusja jest dużo bardziej naturalna, a atmosfera nieco bardziej melancholijna, co świetnie podkreśla nowy żeński wokal. Mocniejsze ciężkie wejście bliższe jest nowszym płytom Tamasa i znakomicie kontrastuje senną atmosferę. Wyciszenie jest jednocześnie zakończeniem utworu w którym co prawda na finał następuje jeszcze ostrzejszy finał, ale w zasadzie w oparciu o kolosa powstał nowy numer o bardziej zwartej konstrukcji i miłej, nieco piosenkowej formule kojarzącej się trochę z płytą Tamasa "Erika Szobaja" (część piąta).
Grafika okładkowa trzynastopłytowego boxu "Kӧd Utánam". |
Instrumentalny czwarty numer "Kék ég karaván" ("Karawana na błękitnym niebie") stał się teraz trzecim i również został skrócony o piętnaście sekund (z pięciu minut, zostały więc cztery z hakiem). Podkreślono w niej orientalną melodykę, która stała się nieco sielankowa i jeszcze bardziej melancholijna, a przy tym mocniej alternatywna i trochę jazzująca, zbliżając ją do stylistyki z projektu Neolunar (część dwunasta). Piąty czyli "Héja-nász az avaron" stał się teraz z kolei czwartym i także został skrócony o kilka sekund. W oryginale jeden z najciekawszych i najcięższych kawałków na "Tűnő idő tárlat", na nowej zachował ciężar i swoje pochodowe brzmienie, choć całość brzmi dużo czyściej i nieco łagodniej. Wyraźniejszy stał się tutaj growl, który nie ginie już w całości i wypada znacznie lepiej, choć nadal uważam, że czysty wokal lepiej uzupełniał się z marszowym i dość dramatycznym tempem tej kompozycji. Deserem stał się utwór tytułowy, który na oryginalnym albumie był szóstym numerem i był następnie kontynuowany dwoma kolejnymi. Nowa wersja "Zápor" także została skrócona o kilka sekund, ale nie wpłynęło to jakoś mocno na jej zawartość. Na pewno słychać, że czystsze i przerobione brzmienie uwydatniło spokojniejsze i bardziej melancholijne dźwięki tej kompozycji, znów przesuwając ją bardziej w alternatywne rejony. Bardzo przyjemnie wypadają nowe linie żeńskie linie wokalne, znakomicie brzmi tutaj nowa warstwa perkusyjna i nowe pianinowe dodatki, które bardziej uliryczniają smutny nastrój.
Epka będąca tak naprawdę skróconą i poprawioną wersją "Wystawy Znikającego Czasu" nie przynosi drastycznych zmian w stosunku do oryginalnych wersji. Są na pewno czystsze, wyraźniejsze, ale zabrakło tutaj jakieś odwagi. Zmiany są bowiem subtelne, niemal niedostrzegalne. Z całą pewnością jest to bardzo przyjemne pół godziny zrobione z najlepszych i najbardziej esencjonalnych numerów trzeciej pełnej płyty Thy Catafalque, ale trochę szkoda, że Tamas nie zdecydował się na coś bardziej szalonego - nie tyle przeróbki, ile może jakieś nieznane utwory z tamtych czasów, całkowicie nowe rzeczy rozwijające jego poetykę i muzyczny świat lub uzupełniające wszystkie dotychczasowe albumy. Nie jest też tak, że to zły suplement, bo to nadal jest znakomity materiał, jednak będący wyimkowym odświeżeniem jednej, wciąż poruszającej jako całość płyty. Ocena: Bez oceny
* Premiera: 16.11.2020 w limitowanej ilości 300 sztuk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz