Czas na kolejną odsłonę W NiewieLU Słowach. Tym razem wybierzemy się do Francji i sprawdzimy najnowszą płytę grupy Watertank mieszającej punka z alternatywą, shoegazem i post-hardcorem, a następnie przeniesiemy się do Niemiec na spotkanie z debiutantami z Fooks Nihil - kolejnej kapeli zaglądającej w lata 60. XX wieku. Przypominamy, że na pokładzie naszych wilczych linii lotniczych potrzebujecie wyłącznie dobrych humorów, kawy i słuchawek, maseczki nie są wymagane. Możemy zaczynać?
1. Watertank - Silent Running
2. Fooks Nihil - Fooks Nihil
Z Francji udajemy się do Niemiec, by spotkać debiutującą grupę, która "pojawiła się znikąd". Tercet z Hessen jest dosłownie jak wyrwany z końcówki lat 60tych i początku lat 70tych, stawiając na stylistykę retro i grając rocka z pogranicza folku, americany i wczesnego, bluesującego jeszcze heavy rocka. Co zaskakujące nie są tylko kolejną grupą sięgającą po takie patenty, a potrafiącą naprawdę nieźle zaskoczyć i potwierdzić, że mają na siebie pomysł i swój własny unikalny styl.W niecałych trzech kwadransach panowie zmieścili dziesięć zróżnicowanych numerów, a płytę zaczynamy od "Insight of Love" którego nie powstydziłoby się Creedence Clearwater Revival, Neil Young czy Lynyrd Skynyrd. Skoczny rytm, melodyjne, ale jednocześnie dość ostre riffy gitar i fantastyczne, nieco staromodne brzmienie. Podobne wrażenia wywołuje bardzo dobry "What's Left", który ma nieco lżejszą atmosferę i świetnie rozłożone akcenty brzmieniowe, które sprawiają wrażenie, że nie mamy do czynienia z nową kapelą, a z jakimś zaginionym cudeńkiem wyjętym z szafy. Bliżej country i folku wydaje się być równie udany "Tales", w którym bardzo wyraźny jest klimat lat 60tych, a jednocześnie przez współczesne brzmienie przecudnie zdają się flirtować z garażową alternatywą i indie rockiem późniejszą o przynajmniej trzy dekady. Świetnie wypada balladowy i wyraźnie zakorzeniony w bluesowej stylistyce "Lady From A Small Town". Lekkie, melodyjne i bujające gitary, powoli sunąca perkusja, znakomity troszkę melancholijny wokal jaki słyszy się już coraz rzadziej. Bardzo fajnie wypada także kolejny, nieco tylko szybszy, utwór "Surface of Things" ponownie jak wyjęty z końcówki lat 60tych. Zaskakujący w tym zestawie okazuje się być "Homeless" w którym panowie sięgają po odrobinę krautrocka i klawisze, budując przy tym niesamowitą atmosferę, prawdopodobnie jedną z najlepszych jaką w tym roku usłyszycie w retro klimatach. Po nim przychodzi czas na "Down From Where She Comes" wracającym do gitarowego grania, świetnie bujającego bluesową otoczką i trochę swoim klimatem przypominając Donovana. W "Misery" panowie sięgają po blues jeszcze mocniej i cudnie bawią się wietrzną, lekką folkową atmosferą. Przedostatni "The Seer" również pięknie bawi się lekkością, nigdzie się nie spieszy i delikatnie buja, nieznacznie tylko przyspieszając rzewną solówką gitarową w starym, dobrym stylu, którego już się prawie nie słyszy. Zwieńczeniem płyty został z kolei "Long Days", który wraca do około CCRowych klimatów, ale jednocześnie wciąż pozostaje w brzmieniach lekkich i bujających.
Fooks Nihil absolutnie nie odkrywa na swoim debiucie niczego nowego. Jest to płyta, która brzmi świeżo i bardzo przyjemnie, a przy tym nie siląca się na nachalne podrabianie stylistyki tamtych czasów. Panowie doskonale ją czują, grając ją bardzo swobodnie i czysto. Z całą pewnością jest to debit bardzo solidny, o fantastycznym klimacie, brzmiący jakby został znaleziony w archiwach, a jednocześnie bardzo nowocześnie i przy tym naprawdę fajnie poprawiając nastrój i zarażając pozytywną energią. Nie ma tu co prawda większych zaskoczeń, ale trzeba przyznać, że dziś już coraz rzadziej słyszy się płyty retro zrealizowane z takim wyczuciem i smakiem. Ocena: Pełnia
Płyty przesłuchałem i zrecenzowałem dzięki uprzejmości Creative Eclipse PR.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz