Całkiem niedawno na jednej ze swoich stron na facebooku zaprzyjaźniony bloger wrzucił krótką notkę o czwartym albumie Periphery zatytułowanym "III: Select Difficulty"*. Jeden z komentujących napisał, że "mają wiele fajnych kawałków, ale część z nich jest mówiąc delikatnie homoseksualna". Na moją prośbę żeby rozwinął wątek, wykręcił się stwierdzeniem, że "nie, bo dostałby bana za szerzenie mowy nienawiści". Dalej jeszcze dodał, że dla niego homoseksualne jest także Deftones. Zaintrygowany jednym, drugim i trzecim komentarzem zacząłem się zastanawiać czy jest coś takiego jak "muzyka homoseksualna", czy muzyka może mieć w ogóle coś takiego jak "seksualność"?
Odnoszę wrażenie, że teraz wszystko co odstaje od jakiejś normy, wyobrażenia czy gustów od razu dostaje etykietkę, że jest homoseksualne. Homoseksualne jest dbanie o swój wygląd, ubieranie spodni rurek, noszenie kolorowych ubrań. Homoseksualne jest nie bycie patriotą, uprawianie odmiennej polityki niż ta którą wyznaje na przykład Kowalski i wreszcie homoseksualne jest słuchanie innej muzyki niż ta, którą ów Kowalski słucha. Jak się okazuje homoseksualna jest nawet jazda na rowerze, bo przecież aby na nim jechać musimy "pedałować". W czym przejawia się homoseksualność czy nawet nieco upraszczając seksualność w szeroko pojętej muzyce? Ponownie może przejawiać się w odmiennym wyglądzie, wykraczającym poza normy i wyobrażenia, w wysokim głosie, w uprawianym stylu muzyki, a także w niektórych tekstach. Częściowo można przyznać rację, ale zdecydowanie nie należy popadać w paranoję i w skrajności, które są wręcz obraźliwe, nie tylko dla owej muzyki i jej twórców, ale także dla tych, którzy są nią zainteresowani, czyli słuchaczy. Wynikałoby bowiem z tego, że słuchając wykonawcy X jestem homoseksualistą, nawet gdyby miałoby to pokrywać się (lub nie) z prawdą.
Wyróżnikiem tak zwanej homoseksualności w muzyce może być oczywiście tekst danego utworu, w którym w jakiś sposób przemycone są określone zachowania czy metafory mające podkreślić ową homoseksualność. Jako przykład niech posłuży nam fragment tekstu utworu "Emigracja" rodzimej formacji Coma z płyty "Hipertrofia", w którym bohater liryczny opowiada, że wszystkie ładne dziewczyny są już zajęte, zostały same brzydkie, a on sam chciałby się stać homoseksualny. Oczywiście nie wiemy, czy ów faktycznie stał się przez fakt braku ładnych dziewczyn wielbicielem uciech cielesnych z drugim mężczyzną. Ale najprościej byłoby założyć, że faktycznie stał się homoseksualny, a tym samym Coma to na pewno zespół opiewający miłość zakazaną i nietolerowaną w pewnych środowiskach. Drugim wyróżnikiem niech będzie głos danego wokalisty, na przykład wspomnianego Spencera Sotelo z Periphery czy Matta Bellamy'ego z Muse. Obaj wokaliści zostali przez naturę obdarzeni charakterystycznymi głosami i dużymi możliwościami swoich strun głosowych. Obaj potrafią śpiewać w bardzo wysokich rejestrach, nie stronią od vibratto, falsetu czy wręcz kontratenorowych partii. Czy oznacza to zatem, że są homoseksualni? Absolutnie nie, bo przecież zakładając, że jakiś artysta muzyk jest homoseksualistą, równie dobrze może śpiewać growlem lub barytonem. Tu nie ma bowiem reguły.
Po trzecie, fakt mówiący o tym, że jakiś konkretny muzyk faktycznie jest osobą homoseksualną i do tego otwarcie o tym mówiącym. Najsłynniejszym takim przypadkiem jest oczywiście Freddie Mercury z grupy Queen. Ze współczesnych można wymienić na przykład Sama Smitha. Ponadto otwarcie o swoim homoseksualizmie i związkach partnerskich mówią muzycy islandzkiego Sigur Rós czy grupy Cynic. Czy takie, a nie inne preferencje seksualne powinny zatem dyskredytować ich muzykę i wkład w gatunki w ramach których się poruszają? Nie sądzę, bo jest to przecież ich wybór. Wybrać też możemy muzykę, której słuchamy, bo absolutnie nikt nie zmusza nas do słuchania zespołu w którym ktoś woli sypiać i uprawiać seks z mężczyzną, a nie jak niektórzy by chcieli tylko i wyłącznie z kobietą, bo tak jest podobno po bożemu. Nie muszę przecież zaglądać mu (czy jej) pod pierzynę, żeby lubić ich twórczość. Wreszcie, liczne w muzyce przebieranki. Bawiły się w nie przecież takie zespoły jak wspomniany już Queen (słynny utwór "I Wan't to Break Free"), a nawet wspomniana już Coma przy okazji "Hipetrofii". Z przykładów muzycznych, ale także filmowych można zaś wymienić kultowy w pewnych kręgach film "Rocky Horror Picture Show". Mężczyźni w damskich fatałaszkach? Jawny transwestytyzm? Malowanie twarzy jak w grupie Kiss? Koturny, albo kolorowe, bijące po oczach stroje, tapirowane włosy i szminki na ustach w glam rocku i metalu. Przeciwnicy czegoś takiego na pewno powinni oblać się zimnym potem, przecież to takie obrzydliwe! Należy jednak wziąć pod uwagę, że w tym wypadku jest to pewna forma artystycznego wyrazu, mająca oczywiście wzbudzać kontrowersje, zwracać na siebie uwagę, ale czy to oznacza że przebranie się za kobietę od razu ma oznaczać, że jest się transwestytą i homoseksualistą? W moim odczuciu nie, bo jeśli tak rozumieć przebieranki to każdy kto kiedykolwiek się przebrał, niekoniecznie za kobietę, na pewno jest gejem! Dla mnie absurd.
Wreszcie, sama muzyka. Homoseksualna, czyli jaka? Niepodpowiadająca gustom? Mająca w tekstach tropy, które można interpretować na różne sposoby? Posiadająca wokalistę (lub wokalistkę), który lub która jest osobą homoseksualną albo śpiewającą w określony, specyficzny sposób? Grająca taki a nie inny gatunek muzyki, czy może wykonująca muzykę ekstremalną albo osadzonej na niższym stroju gitar? Jakby nie patrzeć i nie słuchać żaden z tych elementów nie stanowi o tym czy muzyka jest homoseksualna czy heteroseksualna. Muzyka nie ma płci, ani seksualności. Może mieć genderowe konotacje, zwłaszcza gdy mówimy o wspomnianym już glam rocku i metalu. Są to jednak wyjątki.
Jeśli uważasz, że dana muzyka, zespół czy artysta jest homoseksualny to nie słuchaj tej twórczości, nie wyrażaj swojej opinii (lub po prostu napisz, że nie lubisz, nie trawisz i nie słuchasz), bo możesz łatwo obrazić i urazić zarówno wielbicieli tych zespołów, artystów czy gatunku, jak i osoby, które naprawdę będąc muzykami są homoseksualistami, nawet jeśli otwarcie o tym nie mówią. Jeśli jednak już musisz ją wyrazić (bo wolność słowa) licz się z tym, że ktoś będzie chciał wiedzieć dlaczego tak uważasz, w czym wyraża się ów homoseksualizm. Nie wykręcaj się "klauzulą sumienia" czy obawą przed banem, bo zamierzasz wydać niepopularną i najpewniej obraźliwą opinię, lub co gorsza "szerzącą mowę nienawiści". Dla mnie osobiście, takie myślenie jest niesmaczne, niepotrzebne, nie w porządku, dyskryminujące i wręcz obrzydliwe - bardziej nawet niż to, czy coś lub ktoś faktycznie jest homoseksualne/y. Na koniec, warto zauważyć, że nawet artysta disco polo, który śpiewa o wyrywaniu panienek, o tym że "kobiety są gorące" i o tym, że "będzie brał ją w aucie" może być (choć naturalnie nie musi) tak naprawdę gejem, a śpiewając o dziewczynach i laskach mieć na myśli - o zgrozo! - miłosne igraszki ze swoim partnerem.
Jeśli uważasz, że dana muzyka, zespół czy artysta jest homoseksualny to nie słuchaj tej twórczości, nie wyrażaj swojej opinii (lub po prostu napisz, że nie lubisz, nie trawisz i nie słuchasz), bo możesz łatwo obrazić i urazić zarówno wielbicieli tych zespołów, artystów czy gatunku, jak i osoby, które naprawdę będąc muzykami są homoseksualistami, nawet jeśli otwarcie o tym nie mówią. Jeśli jednak już musisz ją wyrazić (bo wolność słowa) licz się z tym, że ktoś będzie chciał wiedzieć dlaczego tak uważasz, w czym wyraża się ów homoseksualizm. Nie wykręcaj się "klauzulą sumienia" czy obawą przed banem, bo zamierzasz wydać niepopularną i najpewniej obraźliwą opinię, lub co gorsza "szerzącą mowę nienawiści". Dla mnie osobiście, takie myślenie jest niesmaczne, niepotrzebne, nie w porządku, dyskryminujące i wręcz obrzydliwe - bardziej nawet niż to, czy coś lub ktoś faktycznie jest homoseksualne/y. Na koniec, warto zauważyć, że nawet artysta disco polo, który śpiewa o wyrywaniu panienek, o tym że "kobiety są gorące" i o tym, że "będzie brał ją w aucie" może być (choć naturalnie nie musi) tak naprawdę gejem, a śpiewając o dziewczynach i laskach mieć na myśli - o zgrozo! - miłosne igraszki ze swoim partnerem.
* Tudzież piątym jeśli obie części "Juggernaut" liczyć jako dwie osobne płyty mimo wydania w tym samym czasie i będącej de facto jednym materiałem, ale rozbitym na dwa osobne wydawnictwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz