piątek, 3 listopada 2017

Mastodon - Cold Dark Place EP (2017)


Zaledwie kilka miesięcy po wydaniu siódmego albumu studyjnego "Emperor of Sand" panowie postanowili wydać epkę na którą złożyły się kompozycje nad którymi pracowali przy okazji najnowszego jak i poprzedniego "Once More 'Round the Sun". Płytka wyszła nieco nieoczekiwanie, bowiem zaczęło się od plotki jakoby w tym roku miał się pojawić jeszcze jeden materiał studyjny. Szybko się jednak okazało, że jest to prawda, a wraz z jej wydaniem Mastodon ogłosił, że pojawi się w tym roku w Polsce ponownie, tym razem w Warszawie. Czy zawierające cztery numery "Cold Dark Place" jest równie udane, jak jeszcze świeżutki "Emperor of Sand"?

Niespełna dwudziestodwuminutowa płyta ma jak zwykle u Mastodona świetną okładkę. Kapitalny, utrzymany w ciemnych barwach obraz ukazuje sękate poskręcane konary drzew pośród których stoi zapomniana rozpadająca się chatka. W oknie skąpo oświetlonej światłem świecy widać zgrabioną postać starca, który zapewne rozmawia ze Śmiercią, która przyszła do niego jako szkielet. Nd całością unosi się księżyc w ostatniej kwadrze, a zarówno nazwa grupy i tytuł epki zostały świetnie wpisane w ramkę okalającą obraz. Na zawartość epki złożyły się zaś, jak wspomniałem, cztery numery: trzy z nich powstały przy okazji poprzedniej płyty, a jeden podczas sesji najnowszego, tegorocznego pełnometrażowego wydawnictwa pochodzącego z Atlanty zespołu.

Nieco zaskakujący może być początek płytki, czyli trwający nieco ponad sześć minut balladowy "North Side Star" o sennym, lekko unoszącym się klimacie. Po trzech minutach nagle zmienia się nastrój, bo utwór przyspiesza w funkowe, skoczne rejony i wieńczy go soczysta, lekko niedostrojona solówka. A do tego wszystkiego przejmujący wokal gitarzysty Brenta Hindsa. Po nim wtacza się rozpędzony, surowy i zdecydowanie bardziej Mastodonowy "Blue Walsh", którego czas zamknął się w pięciu minutach z sekundami. Brann Dailor, perkusista grupy, przejmuje tutaj obowiązki wokalne, a sam utwór będąc zdecydowanie szybszym od poprzednika unosi się w przestrzeni dość delikatnie i mrocznie zarazem, by wybuchnąć właściwie dopiero na finał. Numer trzeci to "Toes to Toes", który otwiera akustyczny wstęp, a następnie szybko przechodzi się do surowego riffingu i brzmienia niczym z "Show Yourself" z najnowszego pełnometrażowego. Klimat jest jednak również dość spokojny, ale absolutnie porywający swoją progresywną konstrukcją i przejmującą liryczną stroną. Wreszcie, to także najostrzejszy kawałek na tym materiale. Finał epki to utwór tytułowy mający w sobie coś z Black Sabbath, zwłaszcza jeśli wsłuchać się nieco w nosowy wokal Brenta Hindsa. Blisko tutaj także do przejmującego "Jaguar God" z "Emperor Of Sand". To również bodaj najbardziej zaskakująca kompozycja na tej płytce - nie epatująca rozpędzonymi riffami, a znacznie bardziej nastawiona na liryczność, emocje i klimat. To utwór charakteryzujący się smutkiem, desperacją i izolacją, w którym z mroku przechodzi się do światła.

Ocena: Pełnia
Mastodon jak zwykle poniżej pewnego poziomu nie zszedł, jednakże nawet dla najwierniejszych fanów grupy może okazać się sporym zaskoczeniem. Nie znajdziecie tutaj krztyny szaleństwa, drapieżnych riffów czy rozbudowanych form. Te cztery numery nastawione zostały na wyciszone, smutne i niezwykle emocjonalne brzmienie przez co wyłamują się nieco z dotychczasowej dyskografii Mastodon - z jednej strony brzmią jak zupełnie inny zespół, a z drugiej od razu wiadomo czyjego materiału słuchamy. To także znakomite dopełnienie ostatniego pełnometrażowego albumu i kolejny dowód na to, że pochodzący z Atlanty zespół jest naprawdę warty uwagi. Być może do tej płyty nie będzie się wracało za często, ale trzeba przyznać, że taki Mastodon naprawdę potrafi wywołać ciarki, bardziej nawet niż przepełniony cierpieniem również wydany w tym roku album "Emperor Of Sand". Warto też zauważyć, że jeśli są to faktycznie odrzuty, które doczekały się dokończenia oraz wydania i są one tak znakomite, to jestem ciekaw ile jeszcze takich perełek panowie trzymają w szufladach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz