piątek, 24 listopada 2017

Ulver - The Assassination Of Julius Ceasar (2017)


Niektórzy twierdzą, że to najlepsza płyta Depeche Mode od lat. Nie umiem stwierdzić czy tak jest w istocie, bo szczerze mówiąc jestem z Depeszami na bakier i nigdy nie było mi specjalnie z ich muzyką po drodze. Co innego z norweskim Ulver, który jest istnym fenomenem jeśli chodzi o zmiany swojej stylistyki - za co by się nie zabrali ma się do czynienia z czymś nie tylko niezwykłym, ale i w pełni przemyślanym. Jeśli wziąć pod uwagę, że zaczynali jako zespół black metalowy, by następnie między innymi eksperymentować z popem lat 60, wejść w kolaborację z Sunn O))) czy nagrać ponurą mszę na orkiestrę i elektronikę, nikogo nie powinno dziwić sięgnięcie po stylistykę lat 80 i szeroko pojęty synth wave, taka bowiem muzyka znalazła się na najnowszym albumie skandynawskich wilków...


Niestrudzenie dowodzona przez Kristoffera Rygga formacja swój szesnasty (jeśli liczyć razem z kolaboracyjnym "Terrestrials", coverowym "Childhood's End" oraz soundtrackami do filmów) album studyjny wydała 7 kwietnia tego roku. Słuchałem jej od tego czasu dość często, ale nie do końca jak się za nią zabrać. Taką zatopioną w latach 80 współczesną elektronikę zdarza mi się słuchać, ale nie jestem jakimś wielkim fanem takiego grania. Do tego stopnia, że choć kojarzę Depeche Mode do którego Ulver tutaj w pewnym stopniu nawiązuje, to nigdy nie przesłuchałem żadnej płyty w całości. Rygg ze swoim zespołem nie jest poszukiwaczem czy odkrywcą nowych stylów, ale w ostatnim czasie bardzo sprawnie lawiruje między gatunkami i zachwyca wszechstronnością. Nie inaczej jest w przypadku najnowszego materiału.

Otwiera go świetny, wolny i dość duszny w klimacie numer "Nemoralia" rozpostarty na samplach perkusyjnych i wietrznej, rozwijającej się elektronice. Słychać, że jest to wypadkowa ostatnich eksperymentów norweskiego zespołu, czy to z orkiestrową mszą czy z awangardowym Sunn O))). Jednocześnie zachwyca tutaj niezwykła lekkość i płynność, która świetnie zostaje rozwinięta w kolejnym równie udanym numerze "Rolling Stone". Tu również jest dość powolnie i duszno, ale pojawia się też znacznie więcej ciekawych, melodyjnych harmonii i rozwiązań gdzie dubstep łączy się z klasycznie pojętym zimnofalowym synth wave'em a nawet w pewnym stopniu z muzyką pop. Podczas tych dziewięciu i pół minuty nie sposób się jednak nudzić, bo jest tak pomyślany, by nie tylko rozwijać się w czasie, ale także nieoczekiwanie zwolnić i następnie eksplodować pełnym instrumentarium wybranym na potrzeby tej płyty w porywający hałaśliwy sposób, gdzie znalazło się nawet miejsce dla rozedrganego saksofonu. Łagodniejszy początek "So Falls The World" zachwyca filmowym klawiszowym wejściem i delikatnym popowym w klimacie rozwinięciem, która poraża swoją finezją i ukrytym pięknem. Zaskoczeniem jest tutaj przełamanie w połowie kawałka gdy wchodzi pulsująca, niepokojąca elektronika a atmosfera staje się dużo bardziej mroczna. Następujący po nim "Southern Gothic" od początku wyraźnie sięga po elektronikę wyrwaną z lat 80, nawet linie wokalne zdają się być wyciągnięte z tamtych czasów. Nie ma jednak mowy by brzmiało to przaśnie, wręcz przeciwnie wszystko ma tutaj swoje miejsce i porywające, wyważone brzmienie polane charakterystycznym dla Ulvera smutkiem i ponurą atmosferą.


Na piątej pozycji wylądował "Angelus Novus" który doskonale pasowałby do filmu w rodzaju "Blade Runner". Ponura, ale delikatna elektronika, unoszący się nad wszystkim wokal i stopniowo rozwijany perkusyjny bit wraz z cały czas rozwijającym się tłem zdaje się przeprowadzać słuchacza przez jakieś post-apokaliptyczne  pejzaże, gdzie monumentalne posągi zostały zwalone na piaski pustyni, kruszeją nadgryzane przez żywioły i popadające w ruinę miasta pełne wieżowców. Tu także w wyraźny sposób odbijają się echa genialnej płyty "Messe I.IX - VI.X". Zmiana klimatu w cieplejsze i bardziej skoczne rejony bliskie wręcz popowej stylistyce świetnie sprawdzają się po dawce mroku w kolejnym numerze zatytułowanym "Transverberation". Po nim wskakuje przedostatni w wersji podstawowej utwór przenoszący nas w czasie do 1969 roku. Zatytułowany właśnie "1969" kawałek ponownie wraca w wymiary niemal filmowe, a lekkość miesza się ze skocznym płynącym w przestrzeni rytmem gdzie nie stroni się również od lekko popowego zacięcia, które trzeba przyznać Ulverowi wychodzi naprawdę dobrze. 

Finałowy, a przynajmniej kończący płytę w wersji podstawowej, "Coming Home" trwa niemal osiem minut i podobnie jak "Rolling Stone" zmienia klimat w iście progresywnej otoczce. Najpierw rozedrgany, filmowy początek rozpostarty na wyłaniającej się z ciszy elektroniki, delikatnych bitów, które już po chwili zostają rozwinięte w ponury, pełen emocji i elementów pasaż, niesamowicie wspomagany klimatyczną deklamacją. Kapitalne przełamanie ponownie zmienia atmosferę w bardziej atmosferyczne rejony niemal wyjęte z muzyki Vangelisa do wspomnianego już pierwszego "Blade Runnera", by następie ponownie sięgnąć po rozedrgany saksofon nadający całości jakby jazzowej improwizacji, której nie powstydziłby się Miles Davis zapraszając do któregoś ze swoich nagrań jakiegoś saksofonistę. Rewelacja. Wersja rozszerzona zawiera jeszcze powtórzony numer "Nemoralia" w ambientowym miksie, który jest równie interesujący co oryginał, ale nieco cieplejszy, bardziej unoszący się w przestrzeni.

Ocena: Pełnia
Nie ulega wątpliwości, że jest to bodaj najbardziej przystępna płyta Ulver. Nie oznacza to jednak, że już po pierwszym odsłuchu stanie się Waszą ulubioną płytą norweskich wilków. Moim zdaniem mimo sporej dawki przystępności wymaga kilku odsłuchów, by wyłapać wszystkie jej elementy, w pełni zatopić się w obranym przez grupę kierunku. Ulver udowadnia ponownie, że jest zespołem niezwykłym, niepodążającym za modami, nie tworzących takich samych albumów i wreszcie doskonale odnajdującym się w zróżnicowanych i nie zawsze oczywistych dźwiękach. Album jest bardzo udany, choć po jego wybrzmieniu można poczuć pewien niedosyt. Być może brakuje w nim jakiegoś mocniejszego akcentu albo większej różnorodności, ale nie zmienia to faktu, że jest to krążek bardzo udany i zaskakujący.


Ulver zagra 26 listopada w gdańskim B90. Naszej relacji i kilku zdjęć z koncertu nie zabraknie.
Przypominamy, że trwa nabór na nowych redaktorów LupuUnleashed - szczegóły tutaj .
Zachęcamy do lektury innych recenzji płyt Ulver, które pojawiły się na naszych łamach: "Childhood's End" (tutaj), "Messe I.X - VI.X" (tutaj), "Terrestrials" zrealizowanej razem z Sunn O))) (tutaj).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz