Z okazji premiery najnowszej, piątej już płyty Lunatic Soul zatytułwoanej "Fractured" została zorganizowana seria spotkań w kilku Empikach. Wtorkowe spotkanie miało miejsce w gdańskiej Galerii Bałtyckiej, gdzie gościem również był Michał Mierzejewski, znany między innymi ze swojej Sinfionietta Consonus i który napisał kilka orkiestrowych partii na nową płytę solowego projektu lidera Riverside.
Spotkanie ponownie miało miejsce obok wejścia do Empiku i dzieliło się
na trzy części. W pierwszej odbył się krótki wywiad z muzykami. Mariusz
Duda przypomniał wszystkim, że Riverside to obecnie trio, choć na
albumie pojawiają się goście – znany już z koncertów gitarzysta Maciej
Meller, gitarzysta Mateusz Owczarek z Lion Shepherd oraz skrzypek Michał
Jelonek najbardziej kojarzony z grupą Hunter. Według Mariusza, skrzypce
były pierwszym instrumentem, który przyszedł im do głowy jako
skojarzenie związane z apokalipsą i stąd zamiast saksofonu, jak miało to
miejsce wcześniej na płycie, słychać właśnie ten instrument. Sporo
miejsca poświęcono samemu konceptowi albumu, czyli opowieści o tych,
którzy przetrwali, o tych którzy chcą iść do przodu – o ludziach
popękanych. Płyta nie ma być kolejnym pożegnaniem, a krokiem w
przyszłość. Duda mówił też o tym, czego można się spodziewać na
nadchodzącej trasie koncertowej – gdzie będzie można usłyszeć zarówno
najnowsze utwory z „Wasteland”, jak również starsze kompozycje, w tym
również z debiutanckiego „Out Of Myself”.
Michał Łapaj i Piotr Kozieradzki nie mówili za dużo, choć klawiszowiec
od czasu do czasu uzupełniał wypowiedzi Mariusza. Potwierdził też, że
jego solowy album powstaje i będzie niebawem. W kwestii wydawania płyt
Mariusz Duda dodał, że zamierza po trasie trochę odpocząć, ale kolejna
płyta Riverside wyjdzie na pewno szybciej niż kolejna solowa. Na pytanie
o ulubiony utwór z „Wasteland” Piotr Kozieradzki zażartował, że
„Raining Blood” (takiego utworu oczywiście nie ma, bo to numer Slayera).
Następnie doprecyzował, że nie ma ulubionego numeru, bo lubi słuchać
płyt jako całość, zresztą jak samą twórczość formacji. Riverside to
zespół, którego płyty powinno się traktować jako całość, jako film,
który ogląda się od początku do końca.
Drugą część spotkania zdominowały dźwięki grane przez Mariusza i
Michała, czyli minikoncert akustyczny, który budził nawet
zainteresowanie ludzi przechodzących obok, czy też raczej korzystających
z ruchomych schodów. Gitarowo-klawiszowy koncert trwał około
dwadzieścia minut i objął specjalne aranżacje zarówno kilku numerów z
„Wasteland”, jak i wcześniejszych utworów. Jako pierwszy zabrzmiał The Night Before, który najnowszy siódmy album Riverside wieńczy. Po nim zagrali zaskakującą wersję 02 Panic Room z trzeciego krążka „Rapid Eye Movement”, by następnie wrócić do nowości, a mianowicie do Vale of Tears. Na sam koniec, podobno specjalnie dla Galerii Bałyckiej, zabrzmiał River Down Below
(w którym powiało złowrogim, zimnym wiatrem) odśpiewanym razem z
publicznością (!). Bezpośrednio po koncercie odbyła się z kolei trzecia
część spotkania, czyli podpisywanie płyt przez cały zespół.
Riverside nie przestaje zaskakiwać, co udowadniają zarówno najnowszym albumem, jak i niesamowitym, bardzo klimatycznym akustycznym występem. Nie ma wątpliwości, że było to spotkanie bardzo udane. Osobiście nie mogę się doczekać koncertu w gdańskim B90, który odbędzie się już 12 października, kiedy znów ich usłyszę w pełnym brzmieniu i będę mógł znów podzielić się wrażeniami związanymi z najnowszym albumem, z którym muszę spędzić jeszcze chwilę czasu. Mogę zaś już powiedzieć, że jest pięknie i bardzo magicznie.
Tekst pierwotnie w całości ukazał się na łamach Laboratorium Muzycznych Fuzji.
Zdjęcia własne. Więcej zdjęć na naszym faceboku. Kopiowanie bez zgody zabronione.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz