Napisał: Dominik "Stanley" Stankiewicz
Ale
mi się trafiło. Hipsterski black metal w najczystszej postaci. Już tłumaczę tym
co się zaczynają drapać po głowach cóż kryje się za tym terminem. Generalnie
mianem hipsta blacku określa się zderzenie shoegaze, post rocka i blacku, co
ostatecznie najczęściej skutkuje bardzo przyjemną w odbiorze, przybrudzoną muzą
z dodatkiem skrzekliwego gryzącego się z tym wokalem.
Jeśli więc mieliście styczność
z Wolves In The Throne Room, Deafheaven czy Lantlos, a nawet Alcest to wiecie o
czym mówię. Teoretycznie więc nakreśliłem Wam jakich dźwięków powinniście się
spodziewać po tej grupie o przydługiej i dość pretensjonalnej nazwie. W
praktyce jednak wypadałoby poświęcić im kilka słów więcej.
Gdyby
tylko wyciąć ten irytujący wokal i trochę „odbzyczeć” gitary to wyszedł by nam
post rock taki jaki znamy na co dzień, lekko falujące kompozycje, miłe choć
zapewne niektórym natychmiastowo wylatujące z głowy melodie i aura zadumania, która sprawia, że
jednocześnie jest to muzyka dobra na wczesną wiosnę i jesień. Szczególnie
perkusja jest tu mięciutka niczym pupcia niemowlaka, co jakoś mi się nie klei z
dławiącym się panem na wokalu, który i tak nie pasowałby do kapel stricte
blackowych gdyby do takowej podbijał, no chyba, że byłby to "deprssive suicidal
black metal", wtedy wszystko by grało i odpowiednio buczało. Niestety jestem poza drobnymi
wyjątkami (Shining) mocno uczulony na taką smutaśną, żyletkową estetykę i nie potrafię
przetrawić tego jednostajnego darcia papy. Oczywiście jest to moje absolutnie
subiektywne zdanie i jeśli macie swój rozum to będziecie mieć je w dupie i po
prostu sami zdecydujecie czy chcecie się zaprzyjaźnić z AAFCC.
Jeśli równie
dobrze relaksujecie się przy Sigur Rós co przy Aaanal Nathrakh czy innym
Liturgy to taka mikstura wręcz podbije Wasze duszyczki. Bo momentami to
naprawdę ładna muza jest, widać, że muzykanty wiedziały co chcą osiągnąć i po
prostu zrealizowały swój pomysł. A że Ameryki przy tym nie odkryli? Cóż w
dzisiejszych czasach powołać nowy gatunek jest sztuką daną nielicznym, a i oni
po jakimś czasie zaczynają się wypalać lub po prostu kończą działalność.
Pasowaliby do line-upu takiego Off Festiwalu, swoją niszę już znaleźli i pewnie
będą w niej sobie dziergać. Rozdarty jestem pomiędzy „bardzo fajne i przyjemne”
a „napuszone i modne”. Zostawię im więc siódemkę i poszukam do słuchania czegoś
mniej konsternującego. Ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz