wtorek, 27 stycznia 2015

Bretus - The Shadow Over Innsmouth (2015)


Howard Phillip Lovecraft wciąż inspiruje muzyków na całym świecie. Grupa Bretus pochodzi z Włoch i na początku roku 2015 postanowiła wydać swój drugi album studyjny oparty na opowiadaniu mistrza makabry i grozy, twórcy Pradawnego Cthulhu, "Cień nad Innsmouth". Doom metal, który panowie preferują do Lovecrafta pasuje zaś znakomicie.

Zamiłowanie do Howarda Philipa Lovecrafta wylewa się już z bardzo dobrej, utrzymanej w ciemnych barwach okładki. Latarnia morska, tajemnicze istoty o wyglądzie humanoidalnych ryb oraz oczywiście Przedwiczny, omackowany stwór będący władcą czasu i przestrzeni. Jak głosi wkładka do albumu, materiał jest nawet dedykowany Mistrzowi Grozy. Jest to bowiem luźny koncept oparty na opowiadaniu "Cień nad Innsmouth". A jak wypada ten album muzycznie? Przede wszystkim surowo, ale i bardzo intrygująco.

Płytę otwiera złowrogie "Intro" skomponowane przez basistę grupy Azoga. Dźwięki ogniska na brzegu morza, rytualne tańce i gitarowy riff. Po czym następuje przejście do "The Curse Of Innsmouth". Ostry, ale melodyjny riff oraz wolna perkusja. Całość brzmi surowo, bardzo w stylu zespołów z lat 70 i to nawet nie tych najbardziej znanych, ale tych z doomowego undergroundu, spośród których najbardziej kojarzonymi będą Trouble czy Pentagram. To granie właśnie w takiej stylistyce. Włosi ją czują i wychodzi im to znakomicie. Równie udany jest numer drugi (właściwie to trzeci) "Captain Obed Marsh". Ten zaczyna się od odgłosów fal i okrzyków marynarzy, a po chwili wchodzi świetny, mocny riff. Gdyby ten utwór powstał w tamtych czasach, dziś byłby jednym z najważniejszych dla gatunku. Z racji tego, że powstał współcześnie doomowe tempo łączy się tuaj z iście przebojowym wczesnym heavy metalem tworząc bardzo interesującą mieszankę, która wpada w ucho i zostaje w głowie na długo po zakończeniu płyty. Po nim pojawia się "Zadok Allen" w którym na początku próbuje uśpić się naszą czujność, by po chwili znów uderzyć melodyjnym riffem wyrwanym z klasyków. Rozwija się powoli, niepokojąco i mrocznie, a gdy już się rozwinie znów jest bardzo przebojowo i niezwykle przyjemnie.


Jako piąty na płycie pojawia się singlowy "The Oath of Dagon". Ten wstrętny rybokształtny stwór z głębin na pewno będzie znany nie tylko fanom prozy Lovecrafta, ale także naszego rodzimego Andrzeja Sapkowskiego i jego sagi o Wiedźminie, Geralcie, Białym Wilku z Rivii. Lekkie, akustyczne, ale odpowiednio mroczne intro ponownie mające nieco zmylić czujność, jakieś stukanie w tle i chwilę później znów się całość rozkręca. Ciężkie, doomowe tempo, wraz z którym łapiemy się na kiwaniu głową w rytm. Słyszało się podobnych numerów mnóstwo, ale i tak brzmi to bardzo dobrze. To także jeden z najspokojniejszych utworów, choć bynajmniej nie pozbawionego mrocznego, niepokojącego klimatu grozy, który Włosi kapitalnie oddali. Ta muzyka wręcz ocieka śluzem i gęstą śliną rybiej poczwary, jak i samego Cthulhu czającego się gdzieś nieopodal. Pomiędzy wszystkim dalekie echa Black Sabbath z tamtych lat. W następnym składamy wizytę w "Gilman House" w którym wracamy do cięższych, bardziej surowych brzmień. Najpierw powolny i melodyjny, rozwijający się wstęp, a następnie przyspieszenie. Znakomicie wypada w tym numerze część instrumentalna, która zawiera w sobie cały strach i niepokój z opowiadań Mistrza. Zaraz po niej pojawia się "The Horrible Hunt", który otwiera melodyjny, ale pełen grozy wstęp, po czym następuje kolejne świetne przebojowe przyspieszenie. Jako ostatni pojawia się "The Final Journey", w którym cięższy, melodyjny i zarazem surowy klimat miesza się z wolniejszymi, huśtającymi tempami. Znakomite zakończenie, po którym ręka wędruje po pilota i wciska "play" jeszcze raz.

Bretus oddał hołd Lovecraftowi w sposób znakomity, przebojowy i świeży, a zarazem surowy i mocno nawiązujący do tradycji doom metalu i wczesnego heavy metalu. Nie jest to też album odkrywczy, ale zdecydowanie wart uwagi nie tylko przez wielbicieli Lovecrafta czy klasycznego doom metalu. Czuć tutaj siłę i dużą energię, radość z grania oraz całą masę emocji, które towarzyszą podczas lektury prozy Mistrza z Providence - od strachu, przez niepokój, aż po całkowitą panikę. To także jeden z najbardziej obiecujących albumów tego roku, może niekonieczne należący do tych pięknych, ale zdecydowanie z dużą ilością ognia. Jeśli jeszcze nie zetknęliście się z Włochami z Bretus najnowszy album jest świetnym startem w ich twórczość. Polecam! Ocena: 8/10


English excerpt:

Passion for Philip Howard Lovecraft poured already very good from kept in dark colors cover. Lighthouse, mysterious fish-liked creatures with humanoid appearance and of course, The Eldest, tentacled creature who is the ruler of time and space. According to an insert to the album, the material is even dedicated to the Master of Horror. It is in fact a loose concept based on the short story "The Shadow over Innsmouth". How does this album poped up musically? First of all raw, but very intriguing.

Italian Bretus paid tribute to Lovecraft in a really brilliant, combative and fresh, yet raw and firmly in the tradition of early doom metal and heavy metal way. It is not a visionary music, but definitely worth of hear not only for fans of Lovecraft or classic doom metal. It is easily to feel the power and high energy, the joy of playing and a whole bunch of emotions that accompany the reading of prose from Master of Providence - the fear, the anxiety, up to a total panic. It is also one of the most promising albums of the year, it may not necessarily belonging to these beautiful, but definitely with a lot of fire. If you have not yet approach with Italian Bretus, the newest second album is a great start in their work. Highly recommended! Rating: 8/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz